Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#58370

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie lubię historii o najmie mieszkań, bo mam do nich bardzo osobisty stosunek.
Tym bardziej denerwują mnie dyskusje na jego temat w komentarzach, które uwidaczniają nieznajomość prawa w tym zakresie i mylne, bardzo roszczeniowe podejście przez właścicieli do mieszkań, które wynajmują. W komentarzach często przewijają się głosy, o najemcach nierobach, którzy czyhają tylko na piękne i drogo wyremontowane mieszkanko, by zaraz zamienić je w chlew, albo latami nie płacić mieszkania i lawirować pomiędzy wyrokami sądowymi. Zaś sami właściciele, są biednymi i uczciwymi istotami, których notorycznie się oszukuje.

Z racji swojego wieku i doświadczenia życiowego, przyszło mi wynajmować kilka obcych kwater i przyznam, że z punktu widzenia najemcy - uczciwych właścicieli mieszkań jest chyba jeszcze mniej, niż uczciwych najmujących. Oto kilka moich doświadczeń w zakresie najmu:

* Pierwsza przeprawa, to poszukiwanie lokum. Podam kilka historii z autopsji i z doświadczeń bliskich mi osób.

1) Notoryczny śmietnik w wynajmowanym mieszkaniu. Przeszukując oferty, spotykamy zdjęcia ładnych i wygodnych mieszkań, w których będzie nam się żyć wygodnie - w końcu płacimy nie małe pieniądze (często przewyższające wypłatę kasjerki z marketu) i mamy prawo wymagać. Umawiamy się na spotkanie i co ukazuje się naszym oczom?
- stare, potargane tapety, po poprzednim najemcy, nie wymieniane przez dekadę. Właściciel tłumaczy się, że poprzedni lokatorzy nie dbali etc. Pytanie - po co jest wam kaucja? Przecież wiadomo, że po 5-8 latach najmu takie rzeczy jak tapeta, czy farba nie będą wyglądały na nowe. Po to jest kaucja, żeby takie odnowienia zrobić na własną rękę przed najmem kolejnej osobie, albo wymusić na poprzednim lokatorze taką modernizację. Natomiast z reguły, wygląda to tak, że dostajemy w najem stare, syfskie ściany, które wypada samemu zrobić przed zaproszeniem gości, w dodatku opłacić w całości kaucję - i najlepiej po okresie najmu, wytapetować to mieszkanie jeszcze raz, bo najemca zacznie bić pianę, że kaucji nie zwróci - najczęstszy powód.

2) Ukrywanie niewidocznych gołym okiem wad mieszkania, które to powodują dyskomfort mieszkania w nim i całkowite olewanie próśb lokatora o naprawę takich zaległych modernizacji. Sama spotkałam się z mieszkaniem, któremu właściciel ktoś zrobił piękny lifting - lamperie na ścianach, drogie meble, piękna kuchnia w zabudowie, parkiet. Wszystko pięknie. Tylko nie wspomniał o tym, że podczas zimy w mieszkaniu panuje temp. niewiele wyższa od tej za oknem (całkowity brak ocieplenia ścian budynku, oraz zabudowany, nie widoczny szyb gospodarczy, który prócz płyt nie jest niczym zabezpieczony) i potrafi dojść do minusowych temperatur, ani o tym, że właściwie szyb wentylacyjny jest zaraz obok pieców węglowych sąsiadów i gdy tamtym taki się troszkę zatka, to nam przez wentylacje wparuje cały ten czad na mieszkanie - no przecież takie informacje wcale nie są istotne, co nie? Ale w przypadku natychmiastowej wyprowadzki - kaucji nie zwróci, i jeszcze poczuje się oszukany.

Ktoś z bliskich mi znajomych wynajmował ładne mieszkanie, blisko 1500zł odstępnego, tylko właściciel zapomniał wspomnieć o tym, że cyklicznie w okresie letnim, do mieszkania wprowadzają się niechciani lokatorzy w postaci prusaków, bo spółdzielnia olewa eliminację gniazda gdzieś w pionie. Właściciel jest zaś na tyle uczciwy, by takie mieszkanie nająć rodzinie z maleńkim dzieckiem.

3) Ukrywanie faktycznych opłat najmu. Po to pytam na wstępie, ile wynosi odstępne, czynsz, media itp. Żeby przekalkulować sobie czy na dane mieszkanie mnie stać i już na wstępie wykreślić te nieruchomości, na które mnie nie stać. Notoryczne jest podawanie w ogłoszeniu odstępnego parę stów niższego, i niższego czynszu, by ogłoszenie znalazło się na górze sortowania. Natomiast przy oglądaniu okazuje się, że mieszkanie nie jest w cenie 1000zł z czynszem plus media (jak wg ogłoszenia i rozmowy telefonicznej) a 1000zł plus 500 do administracji, a ogrzewanie nie jest miejskie, tylko na prąd. No przecież 600zł w te czy wewte dla nikogo nie robi różnicy.

4) Umawianie się na oglądanie lokum podczas nieobecności dotychczasowych lokatorów. Zdarzyło mi się dwa razy. Wchodzę do mieszkania, względny bajzel, a pan tłumaczy, e tu mieszkają ludzie i tego nie będzie, a on ma klucze to umawia.
Z tego względu tuż po najmie wymieniam zamki.
NIE ŻYCZĘ SOBIE, ABY OBCY LUDZIE OGLĄDALI SKANSEN POD TYTUŁEM MOJE ZYCIE OSOBISTE. Od, taki drobny terytorializm.

Właściciele często burzą się, że jak to, on musi mieć dostęp do mieszkania w razie pożaru etc. Podczas pożaru lub innego zalania, nikt nie będzie cię pytał o klucze do lokum, tylko odpowiednie służby - straż pożarna/policja wyważą drzwi bez wielogodzinnego czekania na to, aż ktoś z kluczami łaskawie pojawi się na miejscu wypadku. Natomiast za zalanie odpowiedzialność ponoszę, jako najemca - ja, i jako osoba z umową najmu, to ja jestem odpowiedzialna za niezwłoczne udostępnienie lokum oraz za pokrycie szkody - ot, takie prawo.

5) Umieszczanie na portalach, w działach dotyczących najmu całego mieszkania oferty najmu jednego pokoju. Szczerze mnie to denerwuje i utrudnia normalne przeglądnięcie dostępnych ofert. Właściciele - skoro jestem w rubryce z najmem mieszkania dwupokojowego, to znaczy, że chcę nająć mieszkanie z dwoma pokojami, a nie miejsce w pokoju dwuosobowym (z obcym człowiekiem) i żadna cena, ani atrakcyjny wygląd mnie nie skuszą, a tylko utrudnią przeglądanie tego, czym jestem względnie zainteresowana.

6) Brak dokumentacji, świadczącej o regularnej konserwacji pieca gazowego. Mieszkam w Krakowie, gdzie w okresie zimowym słyszy się o kilkunastu śmierciach z tytułu zaczadzenia na mieszkaniu. Dla mnie absolutną podstawą jest udostępnienie obcej osobie za opłatą miejsca, gdzie ta osoba ma prawo żyć bez obaw o własne życie. Stare piece konserwuje się raz na rok a uprawniony do tego serwis wystawia zaświadczenie i daje naklejkę na piec.
Osobiście nie spotkałam się z tym NIGDY, aby przy oglądaniu właściciel pochwalił się takim papierkiem i musiałam negocjować taką konserwację na jego koszt przed najmem.

7) Oferowanie mieszkania, którego stan techniczny jest gorszy od meliny pijackiej. Zdarzyło mi się wleźć do mieszkania, w którym za łazienkę, robiło wydzielone z dykty pomieszczenie, ze starym, brudnym ustępem, wanną sugerującą kąpiel ekipy remontowej i zasłoniętej brudną ścierą, przenośną kuchenką na butlę, robiącą za piec w kuchni, Meblami sugerującymi zainteresowanie zbieractwem z osiedlowych śmietników, zatęchłym smrodem kurzu i pleśni, oraz sparaliżowaną babcią w jednym z pokoi za przystępną cenę 2k plus media miesięcznie + 2k kaucji. Stwierdzam, że ludzie nie mają wstydu. Zachwalaniom pana nie było końca.

* okres najmu mieszkania

1) AGD. Staram się ciąć koszty najmu i nie narażać się na straszliwe koszta remontów w razie, gdyby mi się coś popsuło, toteż poszukuję mieszkań w przeciętnym standardzie. Wynajmowałam swego czasu mieszkanie. Całkiem ładne, jasne, czyste i ciepłe. Problem polegał na tym, że sprzęt agd był co najmniej o dekadę starszy ode mnie - ale działał. Jak działa, to spoko, najmujemy. Po około 3 miesiącach zepsuła się pralka - ot, robię sobie pranie, a tu cyk, zwarcie, dymi i pralka nie działa. Już machnęłam ręką na kilka ciuchów, które poszły do wywalenia (widziały gały, co brały) i dzwonię do właścicielki poinformować o trupie na jej włościach. Informuję zatem, że w najbliższym czasie będę rupiecia wymieniać.

Po chyba dniu, dostałam długiego maila z opisem wymagań, co do tego, jakie to fajne pralki widziała - w granicach 1300-1400zł. Nie powiem, troszkę zgłupiałam. Dlaczego? Ano dlatego, że dostałam do dyspozycji zabytek prl, który z górą wyceniłabym na 150zł z transportem i nie oczekiwałam niczego lepszego. Poczuwałam się do obowiązku wymiany sprzętu, ale już nie bardzo leżało w moim interesie wymienianie Pani na własny koszt starego agd - na nowe z gwarancją. Napisałam więc o tym i nadmieniłam, że znalazłam już nieco nowszą, używaną praleczkę za 200zł, która jest sprawna i jeśli chce taki lepszy sprzęt, to nie widzę problemu - może mi taki kupić, ja jej te 150-200zł dorzucę. 15 minut później dzwoni mi telefon i Pani wielce obrażona i zaaferowana sugeruje mi, że chcę ją oszukać i najpierw niszczę jej mienie a potem chcę się wymigać od konsekwencji.
Więc tłumaczę Pani, że w takiej sytuacji, to ja czuję się naciągana, bo niby dlaczego mam płacić 1300zł za zepsucie sprzętu, który był wart maksymalnie 200zł. Troszkę się zapowietrzyła, ale następnego dnia odpuściła i zgodziła się na wymianę pralki na taką, jaką znalazłam.

W ogóle uważam, że wymiana sprzętu pogwarancyjnego powinna leżeć po stronie właściciela i lokator nie powinien być tym obarczany. Dlaczego? - ano dlatego, że po pierwsze nie wiem, jakie były losy sprzętu przed moim panowaniem na włościach i nie mam znacznego wpływu na to ile taka stara pralka/lodówka podziała jeszcze, a wiadomo, że używany sprzęt z czasem niszczeje bez względu na to, jak bardzo byśmy nie dbali. Natomiast właściciel dostaje już na tyle dużo odstępnego, że tego typu naprawy/wymiany powinny się odbywać na jego koszt (o ile sprzęt nie został zepsuty celowo - mowa o awarii wynikającej ze starości/normalnego korzystania ze sprzętu). W końcu płacę nie małą kasę za możliwość mieszkaniu w jego własności.

2) Chyba najgorsza piekielność ze wszystkich. Wchodzenie pod nieobecność do mieszkania, które się najmuje.
Ja doskonale rozumiem, że mieszkanie jest waszą własnością, ale do jasnej, ciasnej - płacę wam kasę za to, by mieć gdzie mieszkać, w spokojnych, godnych warunkach, gdzie będę czuć się bezpiecznie i swobodnie będę mogła po nim paradować w bieliźnie np. (gdyby mi nie przeszkadzały naloty i obecność obcych, to najęłabym stancję w gąsienicy, pokój w akademiku czy co tam jeszcze za 1/5 tego, co muszę płacić).
Historia właściwa: w sumie ta sama kobieta, o której mówiłam przy okazji agd postanowiła mnie odwiedzić. Problem polegał na tym, że pora była dość późna, okres zimowy (jakoś przed świętami) a ja korzystając z urlopu postanowiłam troszkę sobie odpocząć i przed ferworem walki świątecznego szaleństwa zażyć małego sam na sam w mieszkaniu. Akcja właściwa - godzina 3 w nocy, a z objęć morfeusza budzi mnie zgrzyt drzwi do pokoju, w którym zasnęłam na kanapie podczas oglądania jakiegoś filmu. Nawpół przytomna widzę w ciemnych drzwiach zarys czarnej jak noc sylwetki ludzkiej. Ilość adrenaliny, wydzielonej przez organizm, można porównać chyba tylko do skoku ze spadochronu - bez spadochronu. Więc w ułamku sekundy podniosłam się na równe nogi i zaczęłam wrzeszczeć. Zapala się światło, a w drzwiach stoi właścicielka, bardzo przeprasza za najście i tłumaczy, że myślała iż wyjechałam na święta, a w mieszkaniu leżą jakieś jej książki, które chciała sobie zabrać.

Lęk przerodził się w złość i w dość ostrych słowach powiedziałam pani, że przegięła, bo mogła się umówić rano, zadzwonić, zapytać - cokolwiek, a nie włamywać mi się na mieszkanie! Już co tam stres. Ale wyjeżdżając, zostawiam w końcu na mieszkaniu dobytek swój: drogi komputer, telewizor, masę gadżetów, ciuchy, bieliznę, kilka mebli, swoje pamiątki, biżuterię - i za kwotę najmu, MAM PRAWO, oczekiwać, że podczas mojej nieobecności te rzeczy nie tylko będą bezpieczne, ale też nikt nie będzie sobie ich macał, oglądał, dotykał. Bez względu na to, czy ta osoba ma prawo własności do lokalu czy nie.
Pomyślcie sami - czy życzylibyście sobie wizyty kogoś spółdzielni podczas waszej nieobecności, albo bez zapowiedzi i zgody, w środku nocy podczas gdy śpicie? Dla mnie taka wizja jest po prostu upiorna.

3) Kaucja. Zazwyczaj opiewa na niebagatelną sumę, równą jednomiesięcznego odstępnego, czasem wraz z czynszem, powiedzmy, że jest to 1000zł.
Przy pierwszym miesiącu mamy więc do zapłacenia 2tysiące złotych, plus czynsz - powiedzmy 400zł.
2400zł to są bardzo duże pieniądze, ale rozumiemy, że to na poczet zniszczeń/braku uregulowań za czynsz etc. Okej. Raz na te parę lat idzie te pieniądze zorganizować, ale co w przypadku, gdy musimy wynieść się na JUŻ (strata roboty, choroba, brak dogadania się z właścicielem, zmiana planów życiowych etc?). Ano rozwiązujemy umowę z okresem, jaki tam mamy wpisany (zazwyczaj 3mc), szukamy sobie innego lokum i liczymy, że przy oddaniu kluczy, właściciel zapłaci nam kaucję (w końcu nic nie zniszczyliśmy w mieszkaniu, ani z niczym nie zalegamy, a daliśmy znać na tyle wcześniej, żeby właściciel mógł sobie te pieniążki zorganizować), dzięki czemu, będzie na kaucję z nowego mieszkania, albo na dołożenie się rodzicom do mieszkania podczas szukania pracy.

A jak to wygląda w praktyce?
Ano tak, że po uregulowaniu mediów z liczników, oddaniu kluczy, podpisaniu przez strony protokołu zdawczo-odbiorczego (jak chcesz mi nająć mieszkanie, to poproszę o dokładne spisanie rzeczy, które na mieszkaniu są z opisem, w jakim są stanie i przy rozwiązaniu umowy przejdę się z Tobą po tym mieszkaniu pokazując z osobna każdą rzecz. Nie bawię się w zdjęcia i udowadnianie, co się zniszczyło, co zginęło i tak dalej), i oczekiwaniu na transport rzeczy następuje krępująca chwila, gdy lokator ma czelność wypowiedzieć proste zdanie - "to proszę o zwrot kaucji". Zazwyczaj w tym momencie okazuje się, że coś w mieszkaniu jest nie tak (jakiś mało ważny szczegół, który istniał już przy podpisywaniu umowy) lub jakaś inna absurdalna wymówka, która uniemożliwia oddanie nam niezwłoczne kaucji. Np "ja nie wiem, czy niczego nie zepsułaś/wyniosłaś" - przecież można sprawdzić teraz, jest inwentaryzacja rzeczy, można se wszystko włączyć, pomacać, nie bronię. Na końcu okazuje się, że kasy nie ma i nie będzie do 10-tego.
Panu/pani właścicielce udaje się nas oszukać, a nam zostaje jedna wypłata, konieczność zapłacenia transportu, czynszu z kaucją u kogoś innego i liczenie na to, że zapasy jedzenia, które mamy, starczą nam do 10-tego oraz na to, że kaucję odzyskamy.
A zazwyczaj musimy sprawę kierować do sądu, lub wydzwaniać do dłużnika, prosząc jednocześnie rodzinę o pożyczkę, bo nie mamy co jeść (mimo, że nie zarabiamy źle, a to już wygląda żałośnie dla postronnych)

4) Wpierniczanie się w prywatne sprawy lokatora. Ja rozumiem uprzejmość i dbałość o dobre imię lokum, które się posiada. Jednak pytanie dorosłej kobiety o to, kto nocował/był u niej w ostatnim miesiącu, pytanie, czy puściło się księdza po kolędzie (bo w mieszkaniu zawsze się puszcza itp) czy pytanie, dlaczego firanki są zmienione, a bibeloty po właścicielu - schowane do szafy, są mocno nie na miejscu.

5) Wypowiadanie najmu w trybie natychmiastowym bez rozsądnej przyczyny. Był to jeszcze okres, gdy najmowałam stancje co prawda, ale sprawa jest na prawdę piekielna. Mieszkałam na stancji prawie rok. Wrzesień - gorący okres dla rynku mieszkaniowego w mieście studenckim. Miesiąc wcześniej przedłużyłam umowę najmu z niezmienioną kwotą. Ale pan właściciel przekalkulował, że właściwie mój pokój mógłby nająć 2 osobom za więcej, więc w połowie miesiąca powędrował do mnie z informacją, że do końca września mam się wynieść.
Byłam w szoku. 2 tygodnie na znalezienie czegoś normalnego, w ludzkiej cenie w tym okresie graniczy z cudem. Ja na umowie mam jak byk - miesięczny okres wypowiedzenia, a to i tak w sytuacji, gdybym zawaliła płatności, niszczyła mienie lub zakłócała porządek. Widzimisię właściciela, to nie jest dobry powód do tego typu zagrywki, o czym pana poinformowałam.
Nie chciałam robić mu problemu, jednak jestem wyczulona również na swój interes i zaproponowałam miesięczny okres wypowiedzenia. Pan zaproponował, że przecież mogę wynieść się do rodziców i stamtąd poszukać mieszkania. Tak, 300km w jedną stronę, szukać mieszkania, chodzić na uczelnię i do roboty. Nie widziało mi się takie rozwiązanie i wtedy też odkryłam bardzo dobrą instytucją, jakim jest radca prawny. Opłaciłam usługę i wraz z prawnikiem wytłumaczyłam Panu, jakie mam prawa i że nie żądam w takiej sytuacji czegoś, co choćby ocierało się o krawędź legalności. Pan zmiękł, rozstaliśmy się w zgodzie. A ja przestałam oszczędzać na stancjach.

6) Przy rozmowie telefonicznej od razu pytam, czy na mieszkaniu wolno trzymać zwierzęta. NIE ukrywam tego, mam jedno stworzenie z sobą od lat i nie mam zamiaru się go pozbywać. Część właścicieli od razu sobie nie życzy - ich prawo, część nie widzi problemu podczas rozmowy, a przy oglądaniu, jednak sugeruje, żeby swego wieloletniego przyjaciela oddać do schroniska, bo może coś tam poniszczyć. Dla mnie jest to piekielne. Ciągnąć obcą osobę, na drugi koniec miasta, tylko po to, aby powiedzieć mu, żeby pozbył się swego pupila jest bezczelne i chamskie. Ja niczego nie ukrywam, wiem, jakim zwierzęciem jest kot, co potrafi zrobić z tapetą, czy tapicerką i mam świadomość tego - że w razie czego, będę musiała za zwierzątko zapłacić. Ale skoro mam je od lat, to jako dorosły człowiek zdaję sobie sprawę z tego, jakie szkody umie narobić kot i ponoszę za to odpowiedzialność. Nie ma co oczekiwać, że nagle zachce mi się pozbyć członka rodziny, na rzecz fajnej, nowej tapety. Szkoda czasu.

Wyszło długo. Nie liczę na pozytywne oceny. Zależało mi tylko na naświetleniu sprawy "z drugiej strony barykady".
Jestem lokatorem uczciwym. Nie spóźniam się w zapłacie z mediami i czynszem. Gdy mam drobny problem finansowy, to staram się mu zapobiec, bez sprawiania kłopotu właścicielowi. Lubię mieszkać w czystym, zadbanym mieszkaniu, więc normą dla mnie jest okresowe tapetowanie/malowanie mieszkania. Jestem estetką, więc jakieś stare bibeloty - zazwyczaj chowam do pudła (nie poginie) i zazwyczaj wymieniam drobne elementy wystroju, takie jak firanki, okrycia na te, odpowiadające moim gustom. Regularnie sprzątam i nie urządzam libacji alkoholowych (ale uważam, że nie muszę informować właściciela o tym, że mam zamiar zaprosić do siebie kilku znajomych, albo że mama chce u mnie zanocować). Płacę sporo jak na mój gust. Za takie pieniądze można utrzymać 3 własnościowe mieszkania, więc wymagam od właściciela takiej samej uczciwości i szacunku do mojej osoby. To chyba niewiele.

mieszkania

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 626 (934)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…