Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#59055

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka historii o tym, jak w naszym kraju szanuje się pracę.

1. Kolega dowiaduje się, że zostanie przeniesiony z jednego działu hipermarketu do innego - bufetu. Powód? Połowa pracowników wyleciała za ogólnie określone kombinowanie. Szczegółów nie znam.

2. Kobieta, koło 40, przez wiele tygodni prosząca o szansę w sklepie z odzieżą damską. Przychodziła prawie codziennie, roztaczała tęczową wizję współpracy. Przyjęta wreszcie na próbny tydzień, przez który podobno nic się nie sprzedało, za to towaru ubyło. Wynik? Około 500 zł na minusie. Brak możliwości ściągnięcia długu, bo pani bezrobotna. Dalszy ciąg nie jest mi znany.

3. Młoda mężatka, jedno małe dziecko. Załatwiony staż z PUP, również sklep odzieżowy. Sprawowała się super. Więc po zakończonym stażu udało się otrzymać dofinansowanie na stworzenie nowego miejsca pracy, w innym mieście - z warunkiem zatrudnienia osoby na umowę o pracę na 2 lata. Tydzień po zatwierdzeniu wszystkiego pani rezygnuje. Bo musi dojeżdżać 16km. Do starego miejsca pracy miała 17km.

4. Dziewczyna 19 letnia, samotna matka, ciężka sytuacja. Zatrudniana okazjonalnie na prezentacjach. Pasowała pod każdym względem. Po propozycji stażu na początek, rozpłakała się z wdzięczności. Podczas załatwiania formalności, zatrudniona na umowę zlecenie. Stoisko posprzątane, otwierane i zamykane co do minuty, wnosiła dużo swoich pomysłów, kreatywnie je realizowała, zawsze miła i uśmiechnięta. Dokładnie od dnia podpisania umowy stażowej - zmiana o 180 stopni. Spóźnianie się po 20-30 minut. Zamykanie co najmniej 5-10 minut przed czasem. Ze względu na jej tryb nauki, uzgodniono, że wtorek i środę będzie miała wolne. Podczas 3 tygodni przed stażem NIGDY nie było problemu. Po podpisaniu umowy: w czwartek nie może przyjść. Bo nie. O czym informuje smsem po środowej północy. W piątek też nie, nie ma z kim zostawić dziecka. Ok, zdarza się (wcześniej się nie zdarzało...). Ale kiedy 'zdarza się' po raz 4-5 z rzędu... i nie, nie mówiła, że dziecko chore, po prostu, że nie ma z kim zostawić. Przychodziła z dzieckiem (niecałe 2 latka) do pracy - mały spał pół nagi na blacie na stoisku. Właścicielka dała jej tydzień wolnego - za co i na jakiej podstawie? Tego nie wie nikt...
Sprzątanie się też skończyło. Za to zaczęło się jedzenie słonecznika i plucie pestkami do szuflady. Bez żadnego woreczka, WPROST do szuflady. Kiedy została przeprowadzona pierwsza poważna rozmowa, dziewczyna wyskoczyła z tekstem: "o co ma pani do mnie pretensje? Przecież to nie pani mi płaci".
Biadoliła jak to ona ma źle i udało jej się pożyczyć 200zł od właścicielki. Zwrotu pożyczki nie było.
Kiedyś zostawiła klucze do domu na stoisku - potem odpowiednio nakręciła matkę, z którą mieszka, że przy pomocy tych kluczy włamaliśmy się do niej do domu... Przyszły obydwie, ale mamusię udało się utemperować. Dodatkowo okazało się, że żale wylewane przez dziewczynę były wyssane z palca. A o 200zł matka nawet nie wiedziała.
Podczas stażu wyjechała z właścicielką na prezentację do innego miasta. Nocleg i wyżywienie zapewnione. W miejscu noclegu przebywały zwierzęta, na które ma uczulenie. Został jej zaproponowany inny hotelik, odmówiła, poradzi sobie. Smarkała i kasłała całą noc, ale ani słowa skargi. Spała w jednym pokoju z szefową. Za te dwa dni dostała dodatkowe pieniądze.
Kiedy po dwóch miesiącach zupełnego niewywiązywania się z umowy stażowej (w której zawarte są obowiązki stażysty - jakieś 80% z nich zostało przez dziewczynę olanych), zostało napisane pismo do UP o rozwiązanie umowy stażowej. Pismo długie, ale rzeczowe i konkretne. Staż rozwiązany. Oczywiście i tak najbardziej krzywo wszyscy patrzyli na właścicielkę... Po całej historii wyjechała ona za granicę na około miesiąc. Po powrocie okazuje się, że dziewczyna była w UP, rozmawiała z dyrekcją, napisała także skargę na właścicielkę firmy, podając zarzuty: wykorzystywania w pracy, zmuszania do przebywania ze zwierzętami w jednym pomieszczeniu, molestowania (!), zmuszanie do wyjazdów służbowych, za które miała sama płacić - ogólnie dziewczynę wyobraźnia poniosła na dwie strony A4.
Po wizycie w PUP, okazało się, że pani dyrektor, osoba, która powinna być obiektywna i profesjonalna, stanęła po stronie stażystki, bo "ona jej się tu wypłakała co jej pani robiła".

5. Dziewczyna koło 25 lat zatrudniona jako pomoc w kwiaciarni w niedużym mieście. Na starcie zapowiedziano, że będzie tylko i wyłącznie zleceniówka, bo szukają osoby na kilkanaście godzin tygodniowo, na czas urlopów itd. Popracowała 2 miesiące i zaczyna się wykłócać o umowę o pracę. Bo przecież jej właściciele obiecali. Oraz zapowiedziała rychłe odejście, bo ona w takich warunkach nie będzie pracować (po dwóch dniach zmian po 6h była BARDZO zmęczona).

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (271)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…