Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#59064

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Powoli przestaję wierzyć w bezrobocie w naszym pięknym kraju...

Mąż mój prowadzi polski oddział zagranicznej firmy, toteż i za pracownikami się czasem rozgląda. Sytuacje jakie miały miejsce w firmie, jednoznacznie potwierdzają, że to nie bezrobocie jest problemem a lenistwo i wymagania...

Kwiatek nr 1.
Pan ciągnie na zasiłku, dwójka dzieci do wykarmienia, w domu braki meblowe, zimno i ogólna bieda. Sam wygląda jak 7 nieszczęść... ale zna biegle niemiecki a obsługę koparki ma w jednym palcu (mówi się o nim, że za pomocą koparki potrafiłby śrubkę odkręcić) No więc został przyjęty do pracy, przeszczęśliwy bo praca w Niemczech, zarobki także niemieckie, do tego dojazd i noclegi pokrywa pracodawca. Po jakichś 4 miesiącach już zaczął utyskiwać, że daleko, że go ciągle w domu nie ma, że mu się nie opłaca za takie pieniądze jeździć do Niemiec, że za ciężko etc..
Do końca sezonu już nie dotrwał (zostały 2 mce do końca prac) zwolnił się, bo za 8 tysięcy miesięcznie to mu się nie opłaca...
Za to opłaca mu się pisać skargi do PIP na byłego pracodawce bo jego zdaniem został oszukany - nie rozliczył się z niemieckim urzędem skarbowym (miał złożyć PIT - podobnie jak się to robi w Polsce) i ten się upomniał o swoje. Pan uznał, że pewnie mój Mąż ukradł mu pieniądze zamiast wpłacić do skarbówki i teraz on będzie miał problemy (PIP jednoznacznie stwierdziła, że jednak żadnej kradzieży nie było) Na PIP też chciał naskarżyć, bo jego zdaniem zbyt wolno działała w jego sprawie. Nie naskarżył, bo nie wiedział do kogo...

Kwiatek nr 2.
Koleżanka wróciła z dalekiego kraju i szukała rozpaczliwie pracy w Polsce. Jako, że wcześniej z nią pracowałam i wiedziałam, że jest solidna, postanowiliśmy jej dać szanse, bo i tak potrzebowaliśmy kogoś do biura. Koleżanka wykształcona, znająca języki, na poziomie, wydawało się, że problemów nie będzie żadnych. Mąż wychodząc z założenia, że jak pracownik ma dobre warunki pracy to chętniej do niej przychodzi zainwestował w jej stanowisko pracy. Wiedząc że Koleżanka jako jedyna nie pije kawy tylko herbatę, kupił porządny czajnik z możliwością ustawienia temperatury gotowania i innymi bajerami(wcześniej nie był potrzebny bo nikt w biurze nie pił herbaty) kupił też sporo rozmaitych herbat. Jak Koleżanka napomknęła, że krzesło jest niezbyt wygodne, to natychmiast skontaktował się ze znajomą firmą meblową i zamówił nowe ergonomiczne i wcale nie tanie krzesła do biura (wymienił od razu krzesła do wszystkich 4 stanowisk, żeby pracownicy nie marnowali kręgosłupów na niezdrowych krzesłach). Podobnych drobniejszych rzeczy było kilka. Koleżanka jednak notorycznie zapominała, kto tu jest szefem i potrafiła własnego pracodawce z góry na dół opieprzyć bo jej zdaniem zbyt swobodnie rozmawiał z klientem (Mąż zawsze gra w otwarte karty) i ona musi go nauczyć jak się pracuje w Polsce, bo jego niemieckie maniery są nie do przejścia. Tak, Polka z raczej mizernym doświadczeniem zawodowym chciała uczyć Niemca prowadzącego wcześniej już nie jeden biznes, jak sie pracuje :)
Wisienką na torcie był nasz wyjazd do Niemiec na Boże Narodzenie. Miało nas nie być miesiąc, bo Mąż po świętach musiał przejść operację kregosłupa, ale byliśmy spokojni bo Koleżanka po przerwie świątecznej będzie na bieżąco reagowała na pojawiające się sprawy. Tymczasem Panna Koleżanka zadzwoniła o 17 w Wigilię i powiedziała, że chce się zwolnić! juz teraz, ze skutkiem natychmiastowym. Mąż uznał że skoro tak, to proszę... A ja nie mogłam wyjść z podziwu, jakim człowiekiem trzeba być, żeby dzwonić o 17 w Wigilię z wypowiedzeniem?? (bylismy pewni, że dzwoni z życzeniami - bo co innego o tej porze?) Po powrocie okazało się, że jakieś 2 godziny dziennie robiła coś innego niż siedzenie na FB (może pracowała?) Tak, ona też wczesniej rozpaczała, że pracy nie ma :)

Kwiatek nr 3
Najświeższy. Pan został przyjety do pracy. Mąż wysłał człowiekowi umowę ale powiedział, że ze względu na sytuację rodzinną (choroba bliskiej osoby) musiał wyjechać do Bawarii i wyjątkowo umowę podpiszą za kilka dni jak się tylko spotkają na budowie. Pan uznał, że tak to to nie, on chce już teraz podpisać umowę i go nic nie obchodzi i do pracy pojedzie dopiero jak Mąż przyjedzie do niego z podpisaną umową. Mąż wytłumaczył Panu, że oczywiście zwykle tak to się odbywa, że najpierw umowa a potem praca, tyle, ze znalazł się w takiej a nie innej sytuacji i nie może teraz wsiąść w samochód i przejechać 900 km z umową dla niego. Natomiast jedną z najistotniejszych cech jest możliwość liczenia na pracownika (Mąż też pomaga jak tylko może jeśli któremuś z pracowników dzieje się źle) i jeśli stawia taki warunek, to niestety nie mogą nawiązać współpracy. Ten sam człowiek próbował traktować mnie jak kelnerkę jak przyszedł na rozmowę: "zrób mi kawę", "powiedz szefowi że nie mogę dłuzej czekać" - sam spóźnił się o kilkanaście minut i był zdziwiony, że teraz musi poczekać aż Mąż skończy rozmawiać przez telefon. Powiecie pewnie, że nie powinien zostac zatrudniony skoro miał takie maniery na rozmowie? Ano kwalifikacje miał a za swoje zachowanie przeprosił gdy okazało się, że ta panienka w biurze to żona szefa :)

Kwiatek nr 4 (zdecydowałam dopisać 2 dni później niż historie ale warte uwagi ;)
Z ostatniej chwili:
Poniedziałek. Nowa ekipa zaczyna pracę razem ze starszymi pracownikami. Zaraz po przyjeździe orzekli, ze są głodni i poszli na obiad. Akurat była przerwa obiadowa więc luz. Po przerwie wrócili w składzie pomniejszonym o 1 człowieka. Co się z nim stało? Ano uznał że spać mu sie chce więc robote zacznie od jutra i bez porozumienia z nikim poszedł do hotelu się zdrzemnąć. Nieco zdziwiony był, gdy po drzemce został odstawiony na PKP celem powrotu do domu...

Hmm no i gdzie to bezrobocie? no gdzie? Bo podobnych przypadków się jeszcze kilka by znalazło ale i tak mi wyszła długa historia :)

Skomentuj (75) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (373)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…