Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#59142

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem po co niektórzy ludzie sobie robią dzieci, skoro się nimi nie zajmują. Albo po co mają więcej niż jedno, jeśli jest to ponad ich siły.

Kiedyś zostałam poproszona o pomoc w przeciągnięciu pewnego młodziana przez tryby powtórkowe, bo dzieciak miał lachę z angielskiego i jakby jej nie poprawił pod koniec sierpnia to zostałby na niższym poziomie wtajemniczenia (dodam, że był to adept podstawówki).
Ja oczywiście bardzo chętnie, bo i lubię pracę pod presją, i wynagrodzenie za ekspres było śliczne. Ostrzegłam jedynie matkę, że nie jestem cudotwórcą (a szkoda, bo wtedy z kranu płynęłoby wino, zaprawdę powiadam Wam!) i skoro odezwała się do mnie dopiero pod koniec lipca to do końca sierpnia jest mała szansa, żeby przerobić cały materiał (z dwóch książek plus bonus do poziomu trudności: młody umiał powiedzieć po angielsku tylko jak ma na imię, nic więcej). Ale, dodałam tonem kojącym, jeśli młody zostanie przypilnowany i będzie odrabiał zadania domowe, i się przygotowywał do lekcji to poprawa powinna być doceniona w jego szkole.

I tak się zaczęło.

O młodym nie mogę powiedzieć nic złego tak poza tym, że było widać, że nie potrafi się skoncentrować i się niecierpliwi, ale generalnie był grzeczny. Zresztą powymyślałam zabawy ze słownictwem, zagadki gramatyczne i inne podstępy mnemotechniczne to nawet potrafił się wciągnąć na jakiś czas, ale nie oszukujmy się - dziecko postrzega naukę w wakacje jako karę, tyle że nie było czasu, żeby się rozczulać nad jego przegrzanymi trybikami.

Dlatego będzie o grzechach rodziców:

1. Najpierw szybko o ojcu, bo tu jest krótka piłka. Młody nie odrabiał lekcji i się nie uczył. Raz w domu był ojciec, więc postanowiłam z nim o tym porozmawiać. Po skończonej lekcji proszę młodego, żeby zawołał rodzica. Tatuś wyszedł do mnie (tj. do pokoju stołowego, w którym się odbywały lekcje) ubrany jedynie w slipy, odpalił telewizorek, poskrobał się po gęstej szczecinie twarzowej i oświadczył, że on jest rzadko w domu, on nie wie, mam rozmawiać z żoną. Nic dodać, nic ująć w temacie.

2. Przez to że miałam niecały miesiąc na akcję pt. 'kaganiec oświaty dla małoletnich'(swoją drogą to szybko się kobieta obudziła, że jest problem) to lekcji musiało być bardzo dużo. Po każdej lekcji nadgorliwie i złośliwie składałam matce mojego ucznia raport telefoniczny i powtarzałam w kółko, że ktoś musi z młodym siedzieć nad lekcjami, bo znowu jest nieprzygotowany. Dodam że kobieta miała zwykłą 8-godzinną pracę biurową, więc mogła się poświęcić przez miesiąc i pół godziny dziennie powtarzać z małym, ale nie, po co, przecież nauczyciel ma moc transferowania danych prosto do mózgu gagatka.

3. Wspominałam, że młody miał urok osobisty i talent do manipulowania? Matka mu nieustannie pobłażała, bo: odrabianie lekcji to dla małego udręka; on nie lubi angielskiego i nauczycielka się na niego uwzięła; odwołała niektóre lekcje jak młody kwękał, że chce do babci na wieś albo nie wiem gdzie, ale pewnie wyścig ślimaków też by go urządził. Mówiłam matce, że powinna mu tłumaczyć, że to tylko trzy tygodnie wysiłku i da radę, i że mama będzie z niego dumna i takie tam (tu improwizowałam, bo w sumie nie wiem jak się motywuje dzieci jak jest się matką), ale gdzie tam, jak grochem o ścianę.

4. Wtedy również pracowałam na zmiany i akurat na początku tych całych korepetycji miałam tydzień zmiany porannej. Mamusia się uparła, żeby zobaczyć jak prowadzę zajęcia. Była dokładnie na dwóch lekcjach, bo potem jej powiedziałam, że za nauczanie dwóch osób biorę dodatkowe pieniądze. Nie było to miłe, ale normalnie prawie rozwaliła mi kobieta te lekcje. Młody się przy matce krępował i stresował; matka patrzyła na niego pseudogroźnym wzrokiem albo mu podpowiadała, albo karciła, albo krytykowała mnie, że za dużo wymagam - nie wiem co to miało być, ale wyglądało to jak jakaś dysfunkcja osobowości. Dodam tylko dla tych, którzy się nie orientują, że coś takiego miesza dziecku w głowie, nie mówiąc o podważaniu autorytetu nauczyciela i dyskusje z matką dziecka podczas zajęć to kompletna strata czasu.

5. Wymogi-srogi-pierogi. Kiedy na pierwszej lekcji pytałam matkę czy szkoła dostarczyła jakieś wymagania co do tej poprawki to stwierdziła, że owszem, była jakaś kartka, ale się gdzieś zawieruszyła, ale to to samo co w książkach ze szkoły. Powiedziałam jej wtedy, że w takim razie sama dokonam selekcji materiału, ale najlepiej jak zadzwoni do szkoły i się dowie. I co? Rokoko. A nawet lepiej, bo się kartka z zakresem materiału znalazła trzy dni przed poprawką. Wtedy wzięłam kolorowe zakreślacze i na zielono zaznaczyłam mamusi te tematy, w które trafiłam, na czerwono te, w które nie trafiłam, i dopisałam na fioletowo te, które z młodym przerobiłam, ale których nie było na kartce wymagań, więc pech. Mamusia stwierdziła lekko, że jakoś to będzie. Skoro własna matka się nie przejęła to ja tym bardziej nie miałam zamiaru.

6. I w końcu wielki finał. Dzień przed terminem poprawki przychodzę rano (zmiana popołudniowa)na ostateczną, wielką powtórkę wszystkiego. Po 15 minutach dzwoni mój telefon (na szczęście go nie wyłączyłam tylko wyciszyłam). Odbieram, bo zobaczyłam, że to mamusia. I wiecie co? Okazało się, że jej się pomyliły daty i ta poprawka JUŻ TRWA i prosi mnie, żebym zaprowadziła młodego do szkoły... Nie powinno się namawiać dzieci do ucieczki z domu, ale kusiło mnie.

Jeszcze deser i wsio. Wpadam z młodym do klasy, w której siedzi szanowna komisja i przepraszam za spóźnienie, na co jedna z pań nauczycielek karci nas, że to przegięcie (i ma rację), aż w końcu rzecze: 'to teraz mama poczeka na zewnątrz'. Witki mi opadły już zupełnie.

Jeśli kogoś interesuje jak się to wszystko skończyło, to było tak, że jedna z nauczycielek wyszła do mnie na korytarz, podczas gdy młody pisał. Postanowiłam powiedzieć wszystko co myślę na temat matki, która nawet nie pojawiła się w szkole, żeby porozmawiać o problemach syna (bo wtedy nauczyciele by wiedzieli, że nie jestem matką młodego, prawda?).

Zdał, ale nie łudzę się - to nie moje umiejętności zaklinania rzeczywistości ani geniusz młodego, a raczej dobra wola komisji. I i tak nie wiadomo czy postąpili słusznie...

Młody ma trójkę młodszego rodzeństwa. Trzymam za całą czwórkę kciuki.

Któryś krąg piekielny - ten dla rodziców-olewaczy

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 730 (796)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…