Czy Wy też, czytając historie o piekielnych listonoszach czy kurierach, uważacie je za choćby podkoloryzowane?
Ja już nie.
Do tej pory miałam ogromne szczęście do wszystkich kurierów, a tych przewinęło się niemało. Mniej lub bardziej mili, ale zawsze uczciwi, życzliwi i pomocni.
Kurierzy są spoko, ich zostawiam. Listonosze z reguły też. Ale trafiła się czarna owca...
Zamówiłam mega-ważną książkę. Złośliwie niedostępną w żadnych księgarniach, jedynie w wydawnictwie czynnym w godzinach mocno mi nieodpowiadających. Zamówiona, zapłacona. Podany inny adres dostawy niż zamieszkania (zawsze przesyłki odbieram w pracy).
Polecony, ZPO. Priorytet, żeby nie było, bo zamówione w sobotę.
Cztery dni jakoś wytrzymałam, w piątek dzwonię do wydawnictwa- podobno wysłali. Proszę więc o numer przesyłki.
Po chwili dostaję telefon- książka wysłana w poniedziałek, odebrana w środę. Ale… Właśnie, „ale”. Przez przypadek wysłali na adres domowy… Cóż, każdemu się zdarza, już chociaż wiem, gdzie przesyłki szukać. Pewnie mama odebrała i zapomniała powiedzieć.
Dzwonię wiec do niej- paczki nie było, a mama w domu jest zawsze.
Może w osiedlowym sklepie? Poprzedni listonosz często tam zostawiał listy (za naszą zgodą) a zaprzyjaźniona ekspedientka dawała znać, że coś przyszło. Ale nie tym razem. Zapomniała? Nie, ona też paczki nie ma.
Kolejna na liście jest sąsiadka. Szczęśliwie plotkowała z elitą okolicznych moherów, pyta każdego- nikt nie widział.
Trafia mnie szlag... Jest piątek, książka na niedzielę potrzebna… „Odebrana przez cynthiane” krzyczy podpis na stronie śledzenia listów.
Odpuściłam po części - w poniedziałek zamierzałam zwrócić się do wydawnictwa o ustalenie losu przesyłki. Już mi raczej niepotrzebnej, ale dla zasady.
W niedzielę paczka się znalazła. Późnym, bardzo późnym wieczorem. Przyniosła ją kobieta, którą ledwo znam z widzenia.
Sumienny listonosz odbiór przesyłki rejestrowanej ZPO podpisał sam, a nieszczęsną wrzucił do skrzynki kobiety mieszkającej na drugim końcu miasteczka.
Mimo to skontaktowałam się z wydawnictwem. Zareklamowali usługę, mnie (choć nie wiem czemu) przyznali całkiem miły rabacik.
Listonosz podobno został ukarany- tyle wiem od wydawnictwa i znajomych.
Ja już nie.
Do tej pory miałam ogromne szczęście do wszystkich kurierów, a tych przewinęło się niemało. Mniej lub bardziej mili, ale zawsze uczciwi, życzliwi i pomocni.
Kurierzy są spoko, ich zostawiam. Listonosze z reguły też. Ale trafiła się czarna owca...
Zamówiłam mega-ważną książkę. Złośliwie niedostępną w żadnych księgarniach, jedynie w wydawnictwie czynnym w godzinach mocno mi nieodpowiadających. Zamówiona, zapłacona. Podany inny adres dostawy niż zamieszkania (zawsze przesyłki odbieram w pracy).
Polecony, ZPO. Priorytet, żeby nie było, bo zamówione w sobotę.
Cztery dni jakoś wytrzymałam, w piątek dzwonię do wydawnictwa- podobno wysłali. Proszę więc o numer przesyłki.
Po chwili dostaję telefon- książka wysłana w poniedziałek, odebrana w środę. Ale… Właśnie, „ale”. Przez przypadek wysłali na adres domowy… Cóż, każdemu się zdarza, już chociaż wiem, gdzie przesyłki szukać. Pewnie mama odebrała i zapomniała powiedzieć.
Dzwonię wiec do niej- paczki nie było, a mama w domu jest zawsze.
Może w osiedlowym sklepie? Poprzedni listonosz często tam zostawiał listy (za naszą zgodą) a zaprzyjaźniona ekspedientka dawała znać, że coś przyszło. Ale nie tym razem. Zapomniała? Nie, ona też paczki nie ma.
Kolejna na liście jest sąsiadka. Szczęśliwie plotkowała z elitą okolicznych moherów, pyta każdego- nikt nie widział.
Trafia mnie szlag... Jest piątek, książka na niedzielę potrzebna… „Odebrana przez cynthiane” krzyczy podpis na stronie śledzenia listów.
Odpuściłam po części - w poniedziałek zamierzałam zwrócić się do wydawnictwa o ustalenie losu przesyłki. Już mi raczej niepotrzebnej, ale dla zasady.
W niedzielę paczka się znalazła. Późnym, bardzo późnym wieczorem. Przyniosła ją kobieta, którą ledwo znam z widzenia.
Sumienny listonosz odbiór przesyłki rejestrowanej ZPO podpisał sam, a nieszczęsną wrzucił do skrzynki kobiety mieszkającej na drugim końcu miasteczka.
Mimo to skontaktowałam się z wydawnictwem. Zareklamowali usługę, mnie (choć nie wiem czemu) przyznali całkiem miły rabacik.
Listonosz podobno został ukarany- tyle wiem od wydawnictwa i znajomych.
Ocena:
417
(487)
Komentarze