Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#59551

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W związku z tą historią: http://piekielni.pl/59507 przypomniało mi się pewne zdarzenie.

Byłam na zakupach w osiedlowej biedronce, nie pamiętam dokładnie kiedy to było, ale możliwe, że przed jakimś świętem, bo ludzi w sklepie pełno. Wśród tłumów kręcących się między półkami wyróżniała się romska (jak przypuszczam, charakterystyczny wygląd i strój) rodzinka - rodzice plus dwóch chłopców, no oko 7-8 lat. Ciężko byłoby nie zwrócić na nich uwagi - rodzice rozmawiali bardzo głośno, tak, że będąc po drugiej stronie hali sprzedaży wyraźnie słyszałam ich "rozmowę". Oczywiście nie miałam pojęcia, o czym tak zaciekle debatują, rozmawiali bowiem w swoim języku. Kiedy doszłam w rejony, w których była prowadzona "konwersacja", czyli pod lodówki z wędlinami, zatrzymałam się na chwilę wybierając kiełbasy, boczki itd., miałam więc okazję się przyjrzeć, kto to tak się wydziera. Zauważyłam wtedy coś ciekawego.

Rodzice niby nie zwracali uwagi na dzieci, kręcące się między ludźmi, ale matka co jakiś czas posyłała im ukradkowe spojrzenie. Dzieciaki niby spokojnie chodziły sobie oglądając towary, ale też ukradkowo spoglądając na matkę, ta kilka razy nieznacznie kiwnęła do nich głową. Aha, pomyślałam sobie, rodzice odwracają uwagę od dzieci, a te krążą między ludźmi, celu łatwo się domyślić. Przeszło mi nawet przez myśl, żeby powiedzieć coś ochroniarzowi, ale ten stał już nieopodal, przyglądając się sytuacji; widocznie nie dostrzegł jeszcze niczego, co pozwoliłoby mu wyprosić rodzinkę ze sklepu. Widać było, że myślał o tym samym, co ja.

Nie zastanawiając się nad tym zbytnio dokończyłam kompletowanie zakupów, omijając cyganów i ich dzieciaki szerokim łukiem i ruszyłam do kasy. Ustawiłam się w dość długiej kolejce. Po kilku chwilach niespodzianka - rodzinka ustawiła się za mną, nadal szwargocząc coś tam po swojemu. Trwało to tak kilka minut, kolejka się trochę przesunęła. Stałam do nich bokiem i w pewnym momencie zauważyłam, że mama-cyganka coś mówi do dzieciaków, nieznacznie wskazując na mnie (ojciec w tym czasie dalej głośno przemawiał, nie wiadomo do kogo...). Oho, będzie się działo.

Udając kompletny brak zainteresowania, obróciłam się do nich tyłem. Po chwili wyczułam ruch tuż za moimi plecami. Od niechcenia wsadziłam ręce do kieszeni i przycisnęłam torebkę łokciem do boku, szybko sprawdzając, czy z kieszeni nie zdążyło mi coś zginąć; wszystko było na swoim miejscu, więc pewnie byłam szybsza z wsadzaniem rąk do kieszeni. Ruch za moimi plecami się nasilił, coś się nawet otarło o moje pośladki. Ja krok do przodu, dzieciaki za mną. Ja krok w bok, dzieciaki za mną. Ktoś patrzący z boku mógłby pewnie pomyśleć, że to moje dzieci się do mnie garną ;) No, ale przestrzeń przy kasie ograniczona, nie było gdzie już dawać kroków w bok, a nie lubię, jak się ktoś obcy o mnie ociera, złodziej, czy nie złodziej, dziecko, czy nie dziecko. Nie chciałam się wdawać w pyskówki, więc bez słowa obróciłam się do nich nagle i gwałtownie, z miną łączącą uśmiech Jokera i spojrzenie Hannibala Lectera. Dzieciaki wycofały się w popłochu do rodziców, którzy gdyby mogli, to zabiliby mnie wzrokiem. No zołza jedna, nie dałam się okraść ;) Chwilę później nadeszła moja kolej na kasowanie zakupów i tu by się mogło skończyć...

...Ale po nieudanej próbie kradzieży rodzinka wycofała się od kasy (chyba jednak nie mieli w planie kasowania zakupów, zresztą nie zauważyłam, żeby jakieś wybrali; no, może cyganka miała coś pod spódnicą, ale tam nie zaglądałam), skutecznie blokując przejście. Jakiś biedny facet chciał koło nich przejść, zatrzymał się obok i grzecznie powiedział "przepraszam". Tata-cygan przesunął się i facet przeszedłby, gdyby tata-cygan z rozmysłem i specjalnie się nie cofnął i nie wlazł w biedaka. Wynikła z tego awantura, jak się okazało cyganie potrafili po polsku mówić, a i wulgaryzmy dobrze znali.

(C)ygan: Uważaj k*rwa jak leziesz!
(F)acet: Przepraszałem przecież, myślałem, że pan..
C: Może by tak k*rwa głośniej ch*ju, pie*dolisz coś pod nosem, to cię k*rwa nie słyszałem!(ja stałam kilka metrów dalej i słyszałam, ale pieprzyć logikę...)
F: Ale przecież nic się nie stało...
C: Nie stało, wlazł we mnie sk*rwysyn jeden i nic się nie stało! Poczekaj aż wyjdziemy, to zobaczysz, jak się nic nie stanie!

Dalsze wrzaski taty-cygana zawierały groźby karalne w stylu "za*ebię cię", ale jak się sytuacja zakończyła nie wiem, bo już wychodziłam ze sklepu. Widziałam jeszcze tylko, jak dwóch ochroniarzy radośnie zmierza w stronę rodzinki i biednego faceta. Bardziej chyba byli szczęśliwi, że już mają powód, żeby się pozbyć romskich klientów, niż nieszczęśliwi z powodu awantury.

sklepy

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 600 (656)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…