Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#59912

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, czyli historia koleżanki (nazwijmy ją Monika).

Jakiś czas temu było tak, że jeśli ktoś potrzebował krwi przed operacją to organizowano akcje, ktoś oddawał nawet w innym mieście, ale musiał podać dane dla kogo ta krew. Czyli ktoś mógł oddać krew gr. A w Gdańsku i napisać, że to dla kogoś z Zakopanego, nawet jeśli ta inna osoba miała inną grupę. Coś za coś. Ponoć tego już nie ma, nie wiem, nie wnikam.
Dodam jeszcze, że koleżanka kiedyś zaangażowała się właśnie w podobną akcję krwiodawstwa dla jakiegoś małego chłopca.

Pewnego dnia do domu koleżanki dzwoni telefon. Ciocia- chrzestna dzwoni, że wujek ma coś z nerkami, będzie operacja (szczegółów nie znam), jest w szpitalu i pilnie potrzebna jest krew. Mówi co i jak trzeba zrobić. Ona sama nie może, bo ma nadciśnienie, a jej córki (dorosłe kobiety!) boją się i czy Monika albo Kinga (siostra koleżanki) mogłyby oddać. (Nie pamiętam, co dyskwalifikowało matkę Moniki).

Małe zdziwienie, bo co? Bo dorosłe córki boją się pójść i oddać krew dla własnego ojca? No nic, Kinga poszła, Monika akurat gdzieś wyjeżdżała i nie mogła. Ciocia szczęśliwa, bo rodzina szybko zareagowała, jeszcze ktoś ze znajomych oddał, jest dobrze. Nawet jakiś drobiazg na prezent kupiła w ramach podziękowania.

Minęło parę miesięcy. Któregoś dnia Monika wracała z uczelni i została potrącona przez samochód. Efekt: połamane żebra, ręka do składania operacyjnego, a poza tym jakieś stłuczenia. Wiadomość lotem błyskawicy poniosła się po całej rodzinie, ciocia i kuzynki przyjeżdżały w odwiedziny do szpitala, można powiedzieć: idealna rodzina.

Do czasu...

Minął jakiś czas, Monika wyszła ze szpitala, z ręki jeszcze sterczą szwy, okolice żeber bolą jak jasny piorun. I pewnego wieczoru dzwoni znowu ciocia, odebrała matka Moniki. Bo wujek znowu coś z nerkami i potrzebna krew, trzy jednostki, córki się boją. Dzwoniła do Kingi, ale Kinga nie pójdzie, bo w ciąży, to może Monika?
Matka Moniki: No przecież wiesz, ona po wypadku, nacierpiała się.
Piekielna ciocia: Ale to tylko ukłucie, przecież wiesz. Jej to nie zaboli.
Matka Moniki: Od niej i tak nikt teraz nie weźmie. Szwy jeszcze ma w ręku, wyślij swoje córki, tyle dla ojca mogą zrobić.
Piekielna ciocia: No wiesz! Zaraz mi jedna z drugą zemdleją. A twoja Monika taka dzielna dziewczyna, nic jej nie będzie.
Matka Moniki: Nie ma mowy, przykro mi.
Piekielna ciocia: Twojej nie grozi, że umrze. Jej stan jest lepszy od stanu mojego męża, nie chowaj jej tak pod kloszem! Bo my tu mamy tragedię, a twoja będzie się kiedyś z tego śmiała!

Piekielna ciocia ponoć powiedziała parę słów o Monice i jej "nadopiekuńczej" matce i się rozłączyła. Co nie znaczy, że porzuciła temat. Kilkakrotnie wydzwaniała potem do Moniki i robiła jej wyrzuty, że dla obcego dzieciaka to oddała krew, a wujkowi nie chce. I nie docierały do niej argumenty, że po wypadku i jej własnej operacji oddanie krwi jest niemożliwe.

Ostatecznie z pomocą znowu przyszli znajomi, ale rodzinka jak dotąd nie obchodzi wspólnie świąt. Jak widać rodzinne kłótnie o pieniądze to pikuś w porównaniu z licytowaniem się czyja tragedia jest większa.

rodzina

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 677 (733)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…