Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#60142

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o piekielności wychowawców na obozie w Kudowie-Zdroju. Akcja działa się w lipcu 2003 roku.

Wypoczynek zaczął się obiecująco - piękna pogoda, ciekawi ludzie, ładny pensjonat. Wszystko przebiegało wzorowo do szóstego dnia pobytu.

Tego ranka obudziłem się mocno osłabiony, ledwo doszedłem na piętro na śniadanie. Tam nie mogąc nic zjeść, wziąłem śniadanie do pokoju. Po zjedzeniu połowy drożdżówki (o ile dobrze pamiętam) zacząłem wymiotować. Dzień spędziłem w łóżku na tabletkach przeciwgorączkowych.

Siódmy dzień - na śniadanie już nie doszedłem, przyniesiono mi do pokoju, znowu wymioty, reszta dnia także w łóżku.

Dzień ósmy - śniadanie przyniesione do łóżka, w stanie nienaruszonym wróciło do kuchni. Próba zjedzenia zwykłego sucharka - wymioty ze zdwojoną siłą. Reszta dnia - jak dni wcześniejsze - w łóżku.

Wychowawcy cały czas myśleli, że to zwykła grypa.

Dzień dziewiąty - próba wypicia wody niegazowanej kończyła się mocnymi wymiotami, do tego osłabienie, 39 stopni gorączki rano. Wieczorem, pomimo złego samopoczucia zostałem wyciągnięty na kręgielnie, gdzie moja przygoda skończyła się pobytem w toalecie - oczywiście towarzyszyły temu wymioty.

Podczas powrotu postanowiłem, że do sklepu nie zdołam dojść, zapytałem więc wychowawcy:

- Przepraszam, czy mógłby mi pan kupić wodę w sklepie, dam pieniądze?
Usłyszałem odpowiedź, którą pamiętam doskonale do dziś
- A sam nie możesz sobie kupić?! - z wyrzutem w głosie.

Jeden z kolegów z pokoju zgodził się kupić. Niestety nie miałem z niej pożytku, ponieważ działo się tak, jak wcześniej.

Dzień dziesiąty - przełomowy - od rana czułem się fatalnie, wychowawcy w końcu postanowili pójść ze mną do przychodni oddalonej o TRZYSTA METRÓW od pensjonatu. Tam jedna z lekarek po osłuchaniu i zebraniu wywiadu stwierdziła zapalenie wyrostka robaczkowego. Decyzja: jedziemy do szpitala do Polanicy-Zdroju.
Tam pielęgniarki były na medal, zdecydowano się na natychmiastowy zabieg, bowiem (o czym dowiedziałem się od rodziców po wypisaniu mnie ze szpitala) dzieliły mnie maksymalnie dwie godziny od rozlania się wyrostka po ciele.

Po zabiegu spędziłem w szpitalu osiem dni, które dla wówczas 10-letniego chłopca były trudne. Brak choćby radia, by móc posłuchać muzyki, trzysta kilometrów od domu, sam na sali. Na szczęście jedna ze studentek odbywających tam staż przyniosła mi z domu książki swojej siostry, bym mógł jakoś się sobą zająć.

Od wydarzenia minęło niemal jedenaście lat, a mnie po operacji została brzydka czerwona blizna i uraz do wychowawców obozu, którzy mogli ukrócić moje cierpienia, gdyby chciało im się wcześniej przebyć tą zawrotną drogę TRZYSTU METRÓW do przychodni.

obóz Kudowa Zdrój

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 510 (594)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…