Ostatnio mój blisko 60-letni Ojciec przewrócił się na firmowym wyjeździe. Upadł na prawą rękę, a że swoje waży, ręka tego nie zniosła. Po przewiezieniu do lokalnego, małego szpitala (gdzieś na Mazurach, nie mam pamięci do nazw, ale to i tak nieważne) i prześwietleniu lekarze stwierdzili, że jest to paskudne złamanie z przemieszczeniem, ogólnie część kości się strzaskała. Oni nic na to nie mogli poradzić, ale polecili jak najszybszy powrót do miasta i operację. Ojciec wrócił jeszcze tego samego dnia do Warszawy i zgłosił się do szpitala B.
Po serii badań i prawie tygodniu pobytu lekarz stwierdził, że był to fałszywy alarm, lekarze z małego szpitala przesadzili. Ręka co prawda jest naruszona, ale wystarczy ją nosić w temblaku i wszystko będzie super. Ojciec dostał L4, wypisali go i do widzenia.
Po kilku dniach jednak pojawiły się wątpliwości, czy aby na pewno z ręką jest w porządku. Zapisał się prywatnie do innego lekarza, który po kolejnym prześwietleniu złapał się za głowę. Kość - tak jak powiedzieli pierwsi lekarze - strzaskana, już zaczynała się podobno nieprawidłowo zrastać, do tego kości były ułożone w taki sposób, że mogłyby uszkodzić wszystko w swoim bezpośrednim otoczeniu - ręka byłaby nie do użytku. Wypisał skierowanie do szpitala, tym razem Ojciec pojechał na Sz. Tam potwierdzenie diagnozy, praktycznie natychmiastowa operacja (m.in. wypełnianie i wstawianie jakichś metalowych części - wybaczcie, nie znam się kompletnie na medycynie) i wszystko jest w porządku, czeka Go jeszcze rehabilitacja.
Z tego, co mówili inni lekarze, nie dało się nie zauważyć, w jakim stanie są kości i czym grozi zaniedbanie tego. W takim razie, czy lekarze z B. to kompletni idioci, czy może z jakiegoś powodu świadomie olali pacjenta?
Po serii badań i prawie tygodniu pobytu lekarz stwierdził, że był to fałszywy alarm, lekarze z małego szpitala przesadzili. Ręka co prawda jest naruszona, ale wystarczy ją nosić w temblaku i wszystko będzie super. Ojciec dostał L4, wypisali go i do widzenia.
Po kilku dniach jednak pojawiły się wątpliwości, czy aby na pewno z ręką jest w porządku. Zapisał się prywatnie do innego lekarza, który po kolejnym prześwietleniu złapał się za głowę. Kość - tak jak powiedzieli pierwsi lekarze - strzaskana, już zaczynała się podobno nieprawidłowo zrastać, do tego kości były ułożone w taki sposób, że mogłyby uszkodzić wszystko w swoim bezpośrednim otoczeniu - ręka byłaby nie do użytku. Wypisał skierowanie do szpitala, tym razem Ojciec pojechał na Sz. Tam potwierdzenie diagnozy, praktycznie natychmiastowa operacja (m.in. wypełnianie i wstawianie jakichś metalowych części - wybaczcie, nie znam się kompletnie na medycynie) i wszystko jest w porządku, czeka Go jeszcze rehabilitacja.
Z tego, co mówili inni lekarze, nie dało się nie zauważyć, w jakim stanie są kości i czym grozi zaniedbanie tego. W takim razie, czy lekarze z B. to kompletni idioci, czy może z jakiegoś powodu świadomie olali pacjenta?
szpital
Ocena:
625
(659)
Komentarze