Mój znajomy ma bardzo zdolnego syna. Młody chodzi do drugiej klasy gimnazjum i ma jedną z lepszych średnich wśród swoich rówieśników. Jakiś czas temu zakończył się wojewódzki konkurs matematyczny, w którym syn znajomego dotarł do finału. Nie wygrał, ale zajął wysoką pozycje. Dumny ojciec postanowił spełnić marzenie syna i kupił mu dość drogi telefon.
Następnego dnia młody wziął telefon do szkoły, żeby pochwalić się znajomym. Jednak młodzież trochę się zagalopowała i zachwyt nad telefonem trwał pomimo rozpoczęcia zajęć. Zdenerwowana nauczycielka skonfiskowała telefon. Po skończeniu lekcji młody poszedł, by odzyskać smartfon, jednak nauczycielka stwierdziła, że ma przyjść z rodzicem i dopiero wtedy dostanie telefon z powrotem.
Następnego dnia mój znajomy razem z synem poszli po telefon. Znaleźli nauczycielkę i poprosili o zwrot. Ta jednak zrobiła zdziwioną minę i stwierdziła, że żadnego telefonu nie skonfiskowała. Kłótnia trwała dobrą chwilę i w czasie jej trwania pojawiło się kilka osób z klasy młodego, które potwierdziły jego wersję. Pomimo tego nauczycielka nadal szła w zaparte i wtedy rozległ się dzwonek telefonu. Jeden z dzieciaków zadzwonił na numer młodego w nadziei, że nauczycielka ma go przy sobie i nie wyjęła karty SIM.
Telefon udało się odzyskać, jednak na koncie z około 50 zł zostało 2 zł i na ekranie była okropna rysa. Dopiero z pomocą dyrektorki udało się wyegzekwować rekompensatę za zniszczenia i wykonane połączenia. Nauczycielka nadal pracuje w tej szkole, jednak nie uczy klasy, do której uczęszcza syn znajomego.
Osobiście najbardziej przeraża mnie perfidia tej "nauczycielki". Wiedziała, że jest wielu świadków na to, że zabrała młodemu telefon i pomimo tego postanowiła go sobie przywłaszczyć. Do tego idiotyzmem jest nie wyjęcie karty z kradzionego telefonu, a ona uczy informatyki, więc jakieś pojęcie na temat technologii powinna mieć. Pomijam fakt, że smartfon można namierzyć nawet po wyjęciu z niego karty SIM.
Następnego dnia młody wziął telefon do szkoły, żeby pochwalić się znajomym. Jednak młodzież trochę się zagalopowała i zachwyt nad telefonem trwał pomimo rozpoczęcia zajęć. Zdenerwowana nauczycielka skonfiskowała telefon. Po skończeniu lekcji młody poszedł, by odzyskać smartfon, jednak nauczycielka stwierdziła, że ma przyjść z rodzicem i dopiero wtedy dostanie telefon z powrotem.
Następnego dnia mój znajomy razem z synem poszli po telefon. Znaleźli nauczycielkę i poprosili o zwrot. Ta jednak zrobiła zdziwioną minę i stwierdziła, że żadnego telefonu nie skonfiskowała. Kłótnia trwała dobrą chwilę i w czasie jej trwania pojawiło się kilka osób z klasy młodego, które potwierdziły jego wersję. Pomimo tego nauczycielka nadal szła w zaparte i wtedy rozległ się dzwonek telefonu. Jeden z dzieciaków zadzwonił na numer młodego w nadziei, że nauczycielka ma go przy sobie i nie wyjęła karty SIM.
Telefon udało się odzyskać, jednak na koncie z około 50 zł zostało 2 zł i na ekranie była okropna rysa. Dopiero z pomocą dyrektorki udało się wyegzekwować rekompensatę za zniszczenia i wykonane połączenia. Nauczycielka nadal pracuje w tej szkole, jednak nie uczy klasy, do której uczęszcza syn znajomego.
Osobiście najbardziej przeraża mnie perfidia tej "nauczycielki". Wiedziała, że jest wielu świadków na to, że zabrała młodemu telefon i pomimo tego postanowiła go sobie przywłaszczyć. Do tego idiotyzmem jest nie wyjęcie karty z kradzionego telefonu, a ona uczy informatyki, więc jakieś pojęcie na temat technologii powinna mieć. Pomijam fakt, że smartfon można namierzyć nawet po wyjęciu z niego karty SIM.
szkoła
Ocena:
679
(839)
Komentarze