Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#61153

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z gatunku: „Jak dają za darmo to bierzem ile się da”.

Siedzę sobie w Burger Kingu na amciu. Kupując zestaw otrzymujemy do picia tzw. „dolewkę”, czyli pusty kubek na napój i lejemy co chcemy i ile chcemy. Stolik przede mną zajęła zwyczajna rodzinka – rodzice plus czwórka małych brzdąców. Co ważne dla historii mama miała całkiem pokaźnych rozmiarów torebkę. Siedli tak, że mama siedziała przy ścianie i torebka była niewidoczna od strony kasy.
Zamówili jeden zestaw na cała rodzinkę. Szybko zjedli, wypili – nic nadzwyczajnego. Mamusia wysłała jednego szkraba po dolewkę picia. Młody przyniósł, wszyscy się napili. Wysłała go raz jeszcze, przyniósł, znów wszyscy się napili. Do tej pory to dla mnie było normalne, bo wakacje i upał na zewnątrz, a pić się chce.
Ale mamusia wysyła kolejnego szkraba po następną dolewkę. Młody picie przyniósł, jednak z niego nikt już nie korzysta. Za to mamusia grzebie coś w torebce i wyciąga z niej lejek! Taki zwykły kuchenny lejek do napojów. Wsadza go w „coś” w torebce tak, że wystaje tylko jego czubek. Następnie bierze napój i wlewa go do torebki. Po czym wysyła kolejnego szkraba po kolejna dolewkę. Po przelaniu zawartości, następny maluch robi kurs… i kolejny… i kolejny. W ten sposób w „torebce” znalazło się 6 litrów napoju! (kubek 0,5L)
Mamusia lejek wyciągnęła, coś tam pogrzebała i cała rodzinka wesoło wybyła na zewnątrz.

Rozumiem, że napoje w takich miejscach to zwykła gazowana woda zabarwiona kolorkiem, żeby przypominała napoje sklepowe, ale mimo wszystko wynosić po kryjomu kilka litrów picia, to dla mnie coś dziwnego.

Burger King

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (304)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…