Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ugluck

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 11:30
Ostatnio: 15 września 2016 - 7:27
  • Historii na głównej: 5 z 9
  • Punktów za historie: 3438
  • Komentarzy: 80
  • Punktów za komentarze: 491
 
zarchiwizowany

#66508

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Duża galeria handlowa we Wrocławiu.

Godzina koło 17:30. Matka Natura wezwała, więc korzystam z dostępnej toalety. Siedzę w ostatniej kabinie. Po ciszy wnioskuje, ze w toalecie jestem sam.

Ktoś wchodzi do pomieszczenia, sapie i dyszy jak parowóz. Pcha coś na kółkach, wiec to pewnie pani sprzątająca. Zagląda do każdej kabiny po kolei. Dochodzi do mojej, łapie za klamkę, drzwi zamknięte.
Co słyszę?

Niesamowicie władczym tonem:
- Szybciej! Szybciej!! Bo podłogi muszę umyć!

W życiu tak szybko z toalety nie wychodziłem...

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (21)
zarchiwizowany

#61153

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z gatunku: „Jak dają za darmo to bierzem ile się da”.

Siedzę sobie w Burger Kingu na amciu. Kupując zestaw otrzymujemy do picia tzw. „dolewkę”, czyli pusty kubek na napój i lejemy co chcemy i ile chcemy. Stolik przede mną zajęła zwyczajna rodzinka – rodzice plus czwórka małych brzdąców. Co ważne dla historii mama miała całkiem pokaźnych rozmiarów torebkę. Siedli tak, że mama siedziała przy ścianie i torebka była niewidoczna od strony kasy.
Zamówili jeden zestaw na cała rodzinkę. Szybko zjedli, wypili – nic nadzwyczajnego. Mamusia wysłała jednego szkraba po dolewkę picia. Młody przyniósł, wszyscy się napili. Wysłała go raz jeszcze, przyniósł, znów wszyscy się napili. Do tej pory to dla mnie było normalne, bo wakacje i upał na zewnątrz, a pić się chce.
Ale mamusia wysyła kolejnego szkraba po następną dolewkę. Młody picie przyniósł, jednak z niego nikt już nie korzysta. Za to mamusia grzebie coś w torebce i wyciąga z niej lejek! Taki zwykły kuchenny lejek do napojów. Wsadza go w „coś” w torebce tak, że wystaje tylko jego czubek. Następnie bierze napój i wlewa go do torebki. Po czym wysyła kolejnego szkraba po kolejna dolewkę. Po przelaniu zawartości, następny maluch robi kurs… i kolejny… i kolejny. W ten sposób w „torebce” znalazło się 6 litrów napoju! (kubek 0,5L)
Mamusia lejek wyciągnęła, coś tam pogrzebała i cała rodzinka wesoło wybyła na zewnątrz.

Rozumiem, że napoje w takich miejscach to zwykła gazowana woda zabarwiona kolorkiem, żeby przypominała napoje sklepowe, ale mimo wszystko wynosić po kryjomu kilka litrów picia, to dla mnie coś dziwnego.

Burger King

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (304)

#55532

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, o jakich czytaliście. Historia, o jakich słyszeliście.
Ta jednakże będzie miała ciut inne zakończenie.

W pewnym liceum był sobie młody nauczyciel. Pełen pasji i samozaparcia, żeby młodzież coś nauczyć. Taki, któremu naprawdę zależało. Przynosiło to rewelacyjne efekty, bo uczniowie zadowoleni, wyniki świetne, konkursy/olimpiady wygrywali. Dla rodziców taki nauczyciel był istnym skarbem. Nauczyciel nie raz zostawał po zajęciach, żeby coś tłumaczyć, jeździł nawet prywatnie do uczniów jak nie dawali sobie rady z materiałem (zawsze wizyty były pod opieką kogoś z rodziców, ważne dla historii). Ogólna sielanka.

Ale nauczyciel oprócz tego, że młody to był jeszcze bardzo przystojny. „Zakochana” była w nim każda licealistka. Wzdychały, pisały liściki miłosne, a chłopak z uśmiechem poklepywał tylko dziewczyny po główce. Jak łatwo się domyślić, trafiła się jedna uczennica zakochana bardziej niż reszta dziewczyn. W nauce przedmiotu szło jej znośnie, więc wyprosiła na rodzicach kilka wizyt domowych w celach douczenia. Nauczyciel się zgodził, wszystkie odbywały się przy obecności kogoś z rodziców młodej. Dziewczyna bardziej zainteresowana była wzdychaniem do obiektu miłości, niż nauką, choć chłopak starał się jak mógł z korepetycjami.
W końcu po niedługim czasie dziewczyna w szkole podeszła na przerwie do nauczyciela i powiedziała, że jest w nim szaleńczo zakochana, że wie gdzie jej rodzice w domu trzymają pieniądze i żeby on z nią uciekł za granicę. Nauczyciel uśmiechną się, poklepał po główce, jak to robił zawsze.

Kilka dni później do szkoły zawitała Policja. Nauczyciela zabrano pod zarzutem gwałtu. Okazało się, że to właśnie ta dziewczyna – sama, bez informowania rodziców – zgłosiła sprawę. Wszyscy byli w kompletnym szoku, a najbardziej rodzice młodej panny. Ona sama zeznała, że chłopak odwiedził ją od razu po szkole jak jeszcze rodziców nie było w domu i zażądał „zapłaty” za korepetycje. Nauczyciel stwierdza, że to nieprawda. Cała szkoła stoi za nim murem, z wyjątkiem pani dyrektor, która od razu go zwolniła. Kuratorium umywa ręce. Badania lekarskie wykazały tylko, że dziewczyna nie była już dziewicą, co po raz drugi zszokowało jej rodziców. Sprawa w toku.

Wydawać by się mogło, że historia potoczy się źle dla nauczyciela, ale nie tym razem. Najpierw sprawą zajęli się sami uczniowie. „Porozmawiali” z pokrzywdzoną dziewczyna tak skutecznie, ze szybko zgłosiła się na policję informując, że sama wszystko zmyśliła, bo chłopak odrzucił jej zaloty. Policja dokończyła swoje czynności i sprawę zamknęła. Nauczyciel niewinny.
Ale do szkoły wrócić nie może, bo dyrektorka nie życzy sobie w jej placówce osób z „kryminalną przeszłością”. Kuratorium umywa ręce. Tutaj do akcji wkroczyli rodzice licealistów. Nit nie wie, jakimi argumentami dysponowali, kogo i gdzie znali, ale kuratorium:

a)Przeprosiło nauczyciela oficjalnie na piśmie za zaistniałą sytuacje
b)Przywróciło go na posadę
c)Dyrektorka została przeniesiona do innej placówki oświatowej.

Żeby nie zaogniać sytuacji, rodzice młodej przenieśli ją do innej szkoły.

Gdzieś w polsce.

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 997 (1121)

#54192

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wrocław. Centrum miasta. Zdarzenie kolegi.
Skrzyżowanie dwóch ulic, które od zawsze było równorzędne (znaczy ten z prawej miał pierwszeństwo). Jednak w związku z okolicznymi remontami jedna z ulic została mianowana główną, a druga podporządkowaną. Informujące o tym znaki stały ponad tydzień. Już po zmianie organizacji ruchu, żółte trójkąty miały wielkość banerów reklamowych.

No i jedzie kolega jakiegoś wieczoru właśnie tą główną, a że przy tym skrzyżowaniu często parkują wielkie dostawczaki ograniczając widoczność, to nawet specjalnie trochę zwolnił. Okazało się, że było to za mało, by uchronić się przed białym pociskiem pędzącym z jego prawej strony, który to pocisk na środku skrzyżowania wbił się w przód autka.
Pociskiem tym kierowała [P]ani gdzieś tak po 50-tce. [K]olega po ocenie, że nic mu się nie stało, wyszedł z auta spytać czy kobiecinie nic nie jest. Ta wyparowała ze swojego auta i zaczęła się rozmowa:

[K]- Nic się pani nie stało?
[P]- Ty chamie! Bydlaku! Zrobiłeś to specjalnie!
[K]- Co niby zrobiłem?
[P]- Specjalnie wjechałeś w moje autko, żeby je zniszczyć!
[K]- Po pierwsze to pani wymusiła pierwszeństwo i wjechała we mnie, po drugie moje auto też jest rozbite, to po co miałbym niszczyć swoje?
[P]- G***o mnie to obchodzi! Ty we mnie wjechałeś, bo to ja mam pierwszeństwo! Na tym skrzyżowaniu zawsze ci z prawej mieli pierwszeństwo! Nie znasz się! Prawko chamie pewnie kupiłeś bo jeździć nie umiesz!

Tu kolega nie wytrzymał i zmienił sposób rozmowy na taki na poziomie kobieciny:

[K]- Patrz ślepa krowo, że za plecami masz wielki znak mówiący, ze to ja mam pierwszeństwo!
[P]- Nie obchodzą mnie jakieś głupie znaki! Nigdy takiego tu nie było! Pierwszeństwo miałam ja!

Po takim zdaniu kolega odpuścił dalszą rozmowę, tylko zadzwonił po niebieskich. W tym czasie kobiecina dalej rzucała się o wszystko co możliwe do mojego kolegi.
Policja przyjechała całkiem szybko. Gdy podchodzili do wypadku, już sami do siebie powiedzieli "To już widać kto jest sprawcą", ale proceduralnie zaczęli wysłuchiwać relacji poszkodowanych.

Mój kolega zmieścił relację w jednym zdaniu "Jechałem główną, kobiecina z prawej wymusiła, bo nawet nie zwolniła, dostałem w bok".
Relacja pani trwała i trwała, ale skupiała się głownie na informacjach, że: "Mój kolega to cham bez prawa jazdy, że ona miała pierwszeństwo, bo ci z prawej zawsze mają w tym miejscu, że on to zrobił specjalnie, że ona wie jak się jeździ"
Policjant w końcu pani przerwał, informując ją, że to jednak jej wina, bo za plecami ma znak informujący o ustąpieniu pierwszeństwa, znaczy się pani wymusiła i mandat i punkty karne należą się właśnie jej.
Baba jeszcze 10 minut kłóciła się z policjantem, że on się nie zna, bo tu zawsze było równorzędne skrzyżowanie.

Koniec końców - kobieta nie przyjęła mandatu, bo - jak to określiła - ktoś te znaki ustawił specjalnie po to, żeby biedni ludzie mieli tu wypadki!

Pamiętajcie więc Koledzy i Koleżanki: Jeżdżenie "na pamięć" może być przyczyną wielu groźnych wypadków!
Ostrzega Minister Zdrowia Szczęścia i Pomyślności.

Wrocław

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 632 (670)
zarchiwizowany

#31718

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótka historia z dzisiaj.

Park, piękna pogoda, ludzi tumy. Sporo uśmiechniętych rodzin na „galowo”. Dzieci wesoło baraszkują na trawie. Znaczy komunie idą pełną parą. Ogólnie sielanka na całego.
Niedaleko właśnie taka uśmiechnięta, normalna, zadbana rodzinka. Mijają mnie dwie małe, śliczne „komunistki” zdążające w strone rodzicielstwa i usłyszałem kawałek ich rozmowy:

- ... ja pie****e niech to już się wreszcie skończy!
- Spoko! Zara wbijamy na chatę, tam prezenty i mamy k***a spokój od rodzinki.

Dłuższą chwilę nie mogłem pozbierać szczęki do kupy...

Teraz pytanie:
Po co właściwie jest ta cała komunia?

Edit:
A patrząc na słownictwo dziewczynek, to fajna nam się młodzież chowa w szkołach...

Park we Wrocławiu

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (203)

#24858

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w dzielnicy, gdzie całkiem sporo ludzi nie grzeszy wysokimi dochodami, a drugie tyle nie posiada ich wcale. Stałem w kolejce w spożywczaku (kilka osób), gdzie z okazji Święta Kalorii, na widoku było pełno pączków. Zaraz przede mną stała starowinka z dwójką malutkich kajtków. Widać było, że im się nie przelewa, bo i kurtki powycierane, i ciapcioszki babcine pamiętały chyba 20-lecie międzywojenne... Babcia kupiła po 10 plasterków dwóch najtańszych wędlin, kawałek pasztetowej, margarynę i chleb.

Gdy doszło do płacenia jeden z maluchów zapytał:
- Babciu, czy kupisz nam pączki?
Babcia odparła:
- Niestety wnusiu, ale w tym miesiącu nie stać nas na takie przyjemności.

W tym momencie zrobiło mi się tak smutno, że gdy babcia zapłaciła, powiedziałem grzecznie żeby chwilkę poczekała. Powiedziałem, że ja poproszę dla tej pani 6 pączków. Zapłaciłem, babinka powiedziała, że nie może tego przyjąć, więc odparłem z uśmiechem:
- Niech to dzieciakom na zdrowie wyjdzie.
Babcina podziękowała prawie ze łzami w oczach i przyznaję, że zrobiło mi się strasznie miętko na sercu. Myślałem, że koniec tematu...

Jakież moje zdziwienie było wielkie, gdy robiąc moje zakupy, a chwilę po wyjściu babci, usłyszałem za moimi plecami mówione z wielkim wyrzutem:
- Takim jak oni, nic się nie powinno kupować!
Obracam głowę, a tam stoi mniej więcej 50-letnie tłuste babsko i gapiąc się na mnie kontynuuje:
- Lepiej by było te pieniądze dać na kościół! Przynajmniej by je dostał ktoś, kto naprawdę potrzebuje!

Tu włączył mi się taki agresor, że wypaliłem do niej całkiem głośno:
- Słuchaj babo jedna! Moje pieniądze i będę je przeznaczał na co mi się podoba i gówno ci do tego!
(Wiem, że takie słownictwo nie przystoi w sklepie przy innych klientach, ale nie mogłem się powstrzymać)

Baba o mało nie dostała zawału - doznała takiego szoku. Od razu zaczęła krzyczeć, że chamstwo, że ona sobie nie pozwoli, że co to za porządki...
Ale zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć wtrąciła się sprzedawczyni, która bardzo gromkim głosem objaśniła babsku:
- Się coś nie podoba, tam dalej są inne sklepy!

Kobieta mamrocząc, że tego nie odpuści, wyszła ze sklepu. Po drodze od jakiegoś dziadka usłyszała soczyste "Głupia baba!"

Wychodząc ze sklepu usłyszałem tylko od pozostałych ludzi, że bardzo dobrze, że tak jej nagadałem. Babsku się należało.

Wrocław - Spożywczak na dole :)

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1055 (1111)

#9001

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z Żabki.
Swego czasu robiłem niewielkie zakupy czyli kilogram cukru, jakieś żelki i 2 syropy pomarańczowe w szklanych butelkach (0,5L). Za mną w kolejce ustawiły się trzy panie w wieku 40-50 lat. Przyszła moja kolej, kasjerka skasowała wszystko, więc ja grzecznie poprosiłem o reklamówkę na zakupy. Dostałem tzw. „jednorazówkę”, spakowałem wszystko, ale zacząłem się obawiać, czy torebka wytrzyma. Poprosiłem więc o jeszcze jedna. Kasjerka z uśmiechem powiedziała, ze nie trzeba, bo to są bardzo wytrzymałe torebki i nic im się nie stanie. Koło kasy stał kierownik Żabki i przeglądał jakieś faktury, spojrzał na mnie, na zakupy i z uśmiechem powiedział, że to nowiutkie reklamówki, bardzo wytrzymałe i na bank nic im się nie stanie. Wiec grzecznie podziękowałem za zakupy, podniosłem je z lady i obróciłem się o 90* żeby udać się do wyjścia. Jak się łatwo domyślić po zakończeniu obrotu, zostałem w ręce z pustą torebką a na ziemi zrobiła się wielka kleista zupa cukrowo-syropowa (żelki wyszły z tego bez szwanku:)). Na chwilę w Żabce zaległa cisza. A ja spojrzałem na kierownika i z kwaśną miną mówię, że ta torebka to miała ponoć być bardzo wytrzymała, i co teraz? (Tu nadmienię, że naprawdę nie wiem, jak to jest w takiej sytuacji, czy mam pecha i znów robię zakupy, czy sklep zwraca, czy co...) Zanim kierownik zdążył cokolwiek powiedzieć odezwały się naraz wszystkie 3 panie, które stały za mną. I poleciał trójgłosowy monolog o tym: że kradną, że oszukują, że to specjalnie takie torby się rwą, żeby więcej zakupów robić, itd. itd. Trwało to ładnych kilka chwil, bo każda z pań przy okazji chciała być głośniejsza od poprzedniej. Biedny kierownik miał minę jak zbity pies, więc poszedł między półki i przyniósł mi te same zakupy które zrobiłem. Zapakował tym razem w dwie reklamówki i przeprosił za zamieszanie. Powiedziałem, że zdarza się i grzecznie podziękowałem.

Pozdrawiam te trzy Panie, które zrobiły za mnie taką aferę, bo nic nie musiałem mówić dzięki nim :)
I współczuję dziewczynie, która musiała myć podłogę ubabraną kleistym syropem wymieszanym z cukrem.

Żabka

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 537 (639)

#8648

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na wstępie zaznaczam, że nienawidzę telefonów (na nr. domowy) z przeróżnych firm, oferujących "darmowe prezentacje" pościelów, mebelków, kwiatków, poduszków, garnków, patelniów i rzeszy innych pierdółków. Na tych prezentacjach oczywiście można dostać darmowego pościela, garnka, patelnia czy innego ustrojstwa...

Ale do rzeczy.
Po ciężkiej nocce w pracy, spałem w najlepsze, gdy z samego rana (koło godz. 15-tej) zostałem brutalnie obudzony przez taki telefon. Miła pani zaczęła cytować magiczny skrypt:

[P]ani: Dzień dobry. Chciałam pana zaprosić na prezentację pościeli naszej firmy XXX. Pokaz, oczywiście darmowy, odbędzie się dnia tego i tego w miejscu takim a takim. Czy byłby pan zainteresowany?
[J]a: - Bardzo zaspanym będąc - Nie dziękuję. Nie jestem zainteresowany.
[P]: Chciałabym nadmienić, że dla osób będących gośćmi tego pokazu przygotowaliśmy darmowe podarki.
[J]: Nie dziękuję.
[P]: Czy jest pan pewien?
[J]: Tak!

Ta chwila podniesionego ciśnienia sprawiła, że nawet się rozbudziłem. I coś mnie tknęło, żeby spytać:

[J]: A skoro już pani dzwoni, to ja mam jedno pytanie. Skąd wasza firma ma mój numer telefonu, jeśli jest on zastrzeżony, nigdzie go nie podaje, a już w szczególności do celów komercyjnych?

Tu nastąpiła chwila ciszy. Zapewne pani nie była przygotowana na pytanie inne niż w jej magicznym skrypcie, z którego korzysta.
Ale usłyszałem odpowiedź:

[P]: Przykro mi, ale nie wiem. To komputer wybiera numery telefonów. A ja tylko rozmawiam z klientami.

W tym momencie okazało się, że jednak nie do końca się obudziłem, bo zadałem wyjątkowo "inteligentne" pytanie:)

[J]: To może pani, z łaski swojej, spytać tego komputera, skąd on ma mój numer telefonu?

Po 3-4 sekundach dotarło do mnie, jakie pytanie strzeliłem i zrobiłem klasycznego "facepalm"-a :) Ale odpowiedź pani mnie zaskoczyła:

[P]: Dobrze, to ja spytam. Proszę chwilkę zaczekać.

Po ok. 30 sekundach oczekiwania:

[P]: Pytałam komputer (!!!) i dowiedziałam się, że numery pobiera z naszej bazy numerów, ale nie wiem doprawdy skąd ta baza jest. Przykro mi bardzo.
[J]: Dobrze. Nieważne już. Dziękuję i do usłyszenia.

Już z totalnym bananem na ustach odłożyłem słuchawkę :)

Ciekawostka: Na jednym takim pokazie pościeli była babcia koleżanki. Czy wiecie, ze są pościele wzmagające potencje ?!?! :)

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 436 (582)
zarchiwizowany

#8840

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Służba Zdrowia. Z pozytywnym akcentem :)
Kilka lat temu, wracając do domu na rowerze, znienacka napadł mnie chodnik :) Przednie koło wpadło w poślizg, ja hamowałem twarzą na ziemi. Wstałem, otrzepałem się, patrzę: koszulka podarta, ramiona poobdzierane, nogi poharatane, cały w kurzu. Ale ogólnie nic mi nie jest. Nie pierwsza gleba w życiu i wiedziałem, że takie (mocne bo mocne) zadrapania po jakimś tygodniu same zejdą. Zdziwiła mnie dopiero krew na koszulce w ilościach większych niż ze zwykłego skaleczenia. Po oględzinach w pobliskiej szybie wystawowej okazało się, że brakuje mi na brodzie grubego kawałka skóry średnicy blisko 3-ch cm. A, że na najbliższy ostry dyżur miałem jakieś 500m to wsiadłem na rower i od razu pojechałem, żeby obejrzał to specjalista. Wchodzę do poczekalni z rowerem (nie miałem zapięcia, a bałem się zostawić go na zew.), w środku jakieś 10 osób. Grzecznie, z uśmiechem, pytam: „Kto z Państwa jest ostatni?” Ludzie spojrzeli na mnie jak na postać z horroru (ciągle krew leciała mi na koszulkę, umorusany od kurzu, poobdzierany wszędzie) i ktoś z brzegu powiedział: „Jezu, Ty obficie krwawisz! Wchodź teraz bez kolejki. Chyba nie macie Pastwo nic przeciwko?” To ostatnie zdanie skierował do pozostałych oczekujących. Wszyscy pokiwali głowami, że im to nie przeszkadza. Powiedziałem: „Spokojnie, ja poczekam. Poza tym, w środku i tak ktoś tam jest”. Na co pan najbliżej drzwi wstał i powiedział: „Tam jest ktoś, ze zwichniętą kostką. Ja to załatwię.” Wszedł do lekarza, po 15 sek. lekarz wyszedł na zewnątrz, spojrzał na mnie i kazał odstawić rower i zaprosił do środka. Kilkanaście minut później, z czterema szwami na brodzie, wyszedłem i grzecznie podziękowałem wszystkim w poczekalni, że byli tacy mili i ustąpili mi miejsca.
Jak widać w poczekalniach można spotkać bardzo miłych ludzi, którzy sami z siebie potrafią się tak pozytywnie zachować.

Wrocław - Ostry Dyżur na ul. Traugutta

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 382 (424)

1