Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#61778

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnych i debilnych turystach będzie to historia (wszelakich narodowości, coby nikt nie zarzucił mi dyskryminacji ;p).

Zapewne wszyscy mniej więcej kojarzą historię francuzów, których GOPR musiał ściągać z gór, bo zachciało im się włazić na nie w japonkach. Myślicie, że to był odosobniony przypadek?
Muszę was niestety rozczarować: Nie był i zaraz postaram się wam to udowodnić.

Korzystając z ostatnich tchnień wakacji wybrałam się w nasze ukochane góry w tym po raz pierwszy w życiu w Tatry (wstyd, wiem).
Zachciało mi się dłuższej podróży, więc ustaliłam z moim kolegą trasę Morskie Oko - Czarny Staw - Rysy - Kasprowy Wierch. Z Kasprowego mieliśmy zjechać kolejką na dół. Słowem całodniowy, forsowny marsz przewidziany na dziewięć i pół godziny.
O ile przez większość trasy nie spotkałam żadnych piekielnych (w ogóle mało ludzi), to na trasie Granica Państwa - Morskie Oko - Czarny Staw spotkałam ich masę.

Na pierwszy ogień Polacy. Coby nie zanudzać przytoczę najbardziej jaskrawe przypadki:
- pan idący w nieśmiertelnych laczkach i skarpetkach, ubrany jak na plażę z piwkiem (bynajmniej nie pierwszym, sądząc po głosie). Bogu dzięki jego zrzędzącej żonie wrócili się w połowie trasy na M. O. :D (i chwała kobiecie za to, bo pan się odgrażał że będzie się wdrapywał na Rysy)
- na oko 70 - cio letnia babcia w szpilkach i spódnicy (!). Przeszła może z trzysta metrów, po czym zawróciła na bryczkę, głośno skarżąc się, że "(...biadolenie, łolaboga itd.) tu tak stromo przecież, no jak normalny człowiek ma iść?". Z całym szacunkiem, normalny człowiek umie dobrać obuwie
- młode małżeństwo taszczące wózek z ok. rocznym dzieckiem nad Czarny Staw. Słów zabrakło mi wtedy i brakuje teraz...
- Państwo Młodzi drałujący nad Czarny Staw. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Oblubienica (klnąca w żywy kamień) była w pełnym białym rynsztunku z około dwu metrowym trenem, który podtrzymywał Pan Młody. Za nimi natomiast człapał fotograf, próbując usilnie się nie śmiać.

A teraz turyści z zagranicy.
- Pewna Koreanka próbując skrócić sobie trasę, postanowiła przejść pod Wodogrzmotami Mickiewicza (nie wierzycie? Spoko, ja też bym nie uwierzyła gdyby mi ktoś opowiedział). Guzik ją obchodziło, że może się zabić. Dopiero widmo grzywny za dewastowanie Parku Narodowego ją zniechęciło.
- Grupa anglików biegnąca truchcikiem z M. O. Nawet by mi nie przeszkadzali, tylko że puszczali radio i na całe gardło śpiewali jakieś najnowsze przeboje, prze co słychać ich było ze sporych odległości. Poza tym wpadali na wszystkich, którzy nie zeszli im z drogi.
- Mój faworyt.
Trasę na M. O można sobie skrócić idąc przez coś w rodzaju schodków z kamieni (nie umiem dokładnie tego opisać). Jakiś wyjątkowo "yntęligętny" tatulek (mówiący po angielsku, ale nie zdołałam rozpoznać akcentu) po nich biegł (nie truchtał, biegł wyciągając daleko nogi przed siebie) pomagając sobie długim kijem na zakrętach, zupełnie jak przy skokach o tyczce. A za nim ze łzami w oczach pulchny chłopaczek, wołający z przerażeniem
- "Dad, wait!" (Tato, poczekaj)
Już samo w sobie piekielne, ale niestety na strachu się nie skończyło. Dzieciak minął mnie akurat, wpadł w zakręt...
I jak nie j#$*#ł betami na te kamienie... I w ryk.
Podbiegam, zbieram, chce iść do taty, to schodzimy, bardzo ostrożnie, bo widzę, że rozciął nogę.
Na dole czeka pan i władca, ogląda syna od stóp do głów i rzecze ( po angielsku, oczywiście)
- Biegniemy dalej, nie rycz.
Szlag mnie trafił. Użyłam chyba wszystkich przekleństw znanych mi z angielskiego, kłócąc się z tym imbecylem. Na szczęście jakiś góral zabrał ich na dół.

Brak mi jakiejś filozoficznej puenty. Jedyne, co mi przychodzi na myśl, to, że buractwo widać ma wiele twarzy i potrafi wpierniczyć się wszędzie.

polskie piękne Tatry

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (394)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…