Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#62467

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z sierpnia z Wrocławskiego konwentu mangowo-fantastycznego. Opowieść niestety z trzeciej ręki, nie widziałam "na żywo" i chyba się cieszę, bo szlag by mnie trafił. Ale od początku.
Zjechało się na trzydniowe wydarzenie kilka tysięcy młodzieży i dorosłych, sam konwent został zorganizowany w trzech budynkach, były to dwie szkoły, a jedna z nich miała dość pokaźną połać zieleni. W związku z tym kilkunastu uczestników doszło do wniosku, że nie będą płacić za miejsce w sleep-roomie, tylko rozstawią sobie namioty. I tak się też stało, kilka kolorowych namiotów stało sobie pod płotem odgradzającym szkolny teren.
Niedziela rano, wychodzę z budynku i... co głoszą plotki? Zaatakowano konwentowiczów! Od słowa do słowa poznałam streszczenie sytuacji, to jest: Grupce okolicznych dresów bardzo nie podobało się, że przez 3 dni ulica roi się od dzieciaków chodzących w kocich uszach, czy barwnych strojach, a w nocy wciąż słychać rozmowy. Postanowili wtargnąć na konwent, ale ochrona im to uniemożliwiła. Pobluzgali i poszli... by po 10 minutach rzucić podpaloną szmatą w namiot, w którym spali ludzie. Tak, podpalili pełny namiot.
Akcja ewakuacji była szybka, ponieważ po podwórku kręciła się masa osób, a uczestnicy raczej nie są z tych ignorujących. Ogień stłumiono w minutę, jednak namiot jest zniszczony. Wezwano policję, organizatorzy wytoczyli sprawę sądową.

... tylko w imię czego tak się stało? A gdyby ogień zaczął się tlić w miejscu, gdzie ktoś miał twarz?

dresiarze

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (265)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…