Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63226

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mówi się, że człowiekowi najbardziej zapadają w pamięć te smutne epizody z życia...
BZDURA!
Totalna i na kółkach , o czym przekonałam się dzisiaj, ale o tym na końcu.

Kilka lat temu, wybrałyśmy się z moją [P]rzyjaciółką i jej sześcioletnią wtedy [S]iostrzenicą do Bonarki na zorganizowane tam przedstawienie dla dzieci (nieistotne o czym).
Dzieci siadały sobie w rzędach na małych, plastikowych i dosyć leciwych krzesełkach (bardzo istotne), a ich opiekunowie stali sobie dalej pod ścianą, ale - jak to mała przylepa - [S] nie chciała zostać sama, ale równocześnie nie w smak jej było oglądać na stojąco, więc usiadłyśmy na tych krzesełkach. O ile ja usiadłam wygodnie, to [P], która jest baaardzo słusznych gabarytów dosłownie się w nie wcisnęła. W tym momencie nic jeszcze nie zapowiadało katastrofy, bo w kilku rzędach za nami nikogo nie było.
Jednak po rozpoczęciu doszło sporo dzieciaczków, a my pomimo najszczerszych chęci zasłaniałyśmy sporej grupie.
Tak więc w końcu zostałyśmy poproszone o opuszczenie miejsc. Wstałam i kieruję się w stronę wyjścia, aż tu nagle...

Ludzie wokół mnie ryknęli nieopanowanym śmiechem. Wszyscy. Dorośli, aktorzy, dzieci...
Odwróciłam się i co widzę?
[P] też wstała.
Razem z krzesłem na tyłku.
Potrząsnęła kilka razy bagażnikiem, ale nie odpadło. Zaklinowało się na amen.
Dostałam głupawki i starając się nie udusić ze śmiechu wyciągnęłam ją z rzędu i zabrałam się za usuwanie niepożądanego przedmiotu z tyłka [P].
Pociągnęłyśmy każda w swoją stronę - nic.
Szarpałam za nogi - nic.
[P] się wypięła, a ja oparłam o nią nogą i ciągnęłam. Poślizgnęłam się i wylądowałam na tyłku, a [P] poleciała do przodu niemalże rozpłaszczając się na ziemi. Krzesło nadal na miejscu.
W końcu z płaczącego ze śmiechu tłumku dorosłych przepchał się ledwo tamujący wybuch śmiechu ochroniarz i zaoferował pomoc.
[P] wypięła się jeszcze raz w jego stronę i w ty momencie miły pan stał się niezdolny do pomocy.
W końcu się opanował i ponowiliśmy próbę. Szarpaliśmy, ciągnęliśmy, [P] również, od czasu do machając kuprem w nadziei, że się jakoś ześlizgnie...
I JEST!!
[P] wyleciała z krzesła...
Szkoda tylko, że krzesło tego nie przetrwało i pękło na dwie części, a mnie impet pchnął na ochroniarza i usiadłam na nim z kawałkami krzesła w rękach. Wzbudziło to kolejny, jeszcze głośniejszy ryk śmiechu. Jeden z aktorów siedział na scenie i trzymał się za brzuch ze śmiechu.
Purpurowe i zalane łzami od durnowatego chichotu opuściłyśmy miejsce, zanim ktoś kazałby nam zapłacić za krzesło.

I tu zmierzamy do puenty historii.
Udałam się dziś do Bonarki celem zakupu ciasteczek, bo było mi po drodze. W czasie zakupu zauważyłam, że przygląda mi się jakiś ochroniarz. No, cóż, kobiety w czarnych gotyckich sukienkach nie zdarzają się tu na pewno codziennie. Kiedy odchodziłam od kasy podszedł do mnie i zapytał
- Jak tam pani koleżanka? Dalej ją tyłek boli?
Zatkało mnie
- To pan to pamięta? - wydukałam i poczułam, że pąsowieję. Na co on z szerokim uśmiechem
- Ależ proszę pani, cały sklep żył tym cały następny tydzień.

Nigdy więcej tam nie wrócę...

Bonarka w Krakowie

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (440)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…