Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63383

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia dotyczy mojego dobrego kolegi, a raczej jego piekielnego brata. Nie wiem czy dam radę opisać ją dostatecznie precyzyjnie bez gubienia głównego wątku, bo materiału jest na kilka historii, niemniej postaram się.
Z kumplem T znamy się od ponad 20 lat (jest ode mnie kilka lat starszy)- mieszkaliśmy w tym samym bloku, razem dorastaliśmy, po mojej wyprowadzce utrzymujemy regularny kontakt. Wywodzimy się z różnych środowisk- T pracuje fizycznie (ma dobry zawód, ale niskie wykształcenie- dorastał w czasach kiedy matura była faktycznie powodem do dumy), jego rodzice skończyli podstawówkę. Piekielny w rodzinie jest jego brat, najmłodszy z rodzeństwa. Przez długi okres czasu słyszałem o nim tylko z drugiej ręki- skończył jakieś studia ekonomiczne, wbił się w garnitur, znalazł sobie dziewczynę z Warszawy (ponoć dobrze ustawioną) i tam tez się przeprowadził. Zapowiadała się kariera pełna gębą- potem kilka razy miałem okazje go spotkać i słuchać jak to on świetnie gra na giełdzie i w ogóle w ile zyskownych przedsięwzięć mógłby mnie wciągnąć (z rezerwą do tego podchodziłem- jak się okazało słusznie, bo nic nie wyszło poza pierwszą rozmowę). W każdym razie jednym z ostatnich akordów jego kariery w 'warszafce' były rozmowy z T dotyczące rozszerzenia działalności jego firmy na rodzinne miasto i pytania w stylu "czy 8 tyś to u nas dobre zarobki?". Prawdopodobnie nie dostał tyle, bo niedługo potem bez słowa wrócił do mieszkania rodziców, po drodze okazało się że z dziewczyną się rozstał.
Niespecjalnie by mnie to interesowało gdyby nie to że jakiś czas później mój kolega miał problemy zdrowotne- wypadkowa niezdrowego trybu życia. Podczas jego pobytu w szpitalu zadzwonił do mnie jego brat i poprosił o spotkanie- wyglądało na to że chciałby jakoś skoordynować wysiłki żeby starszego brata wyciągnąć na prostą. Rozmowa biegła częściowo wokół tego, a częściowo wokół narzekania na T i resztę rodziny, że "są bierni, niewykształceni i w ogóle jakbym miał ich do jakiegokolwiek działania zmotywować to i tak musiałbym wszystko zrobić sam". Jednym z aspektów tego narzekania był fakt że T wziął kredyt pracowniczy żeby kupić sobie nowy samochód (dotąd jeździł 'pełnoletnim' szrotem), i od dwóch miesięcy jeszcze tego samochodu nie kupił. Uderzyło mnie oburzenie z jakim o tym fakcie mówił, zwłaszcza że padło zdanie "samochód jest mi niezbędny"- najwyraźniej T obiecał mu że jak zmieni auto to brat będzie mógł korzystać, a wręcz zarejestruje go jako współwłaściciela żeby zniżki na OC zbierał.
Minęło trochę czasu, zniechęciłem się do jakichkolwiek kontaktów z bratem T, aż w końcu przy którymś spotkaniu dowiedziałem się co wymyślił on aby przełamać bierność swojego starszego brata: pod błahym pretekstem wywołał mojego kumpla na parking po czym pokazał mu stojące na nim koreańskie auto oznajmiając mu z dumą że właśnie je nabył. Jak? Ponieważ T pieniądze z kredytu trzymał "w skarpecie" (niestety- to taki typ), to jego brat zwyczajnie podprowadził mu je, pojechał do komisu i kupił to na co było go stać. Oczywiście na umowie widniej podpis T, a auto zarejestrowane jest na obu braci. Jakby tylko to nie było dość piekielne, dodajmy do tego fakt że kupione auto jest kompletnym gratem, które T próbuje przy pomocy już chyba czwartego mechanika naprawić aby być pewnym ze da radę wyjechać nim poza miasto. Zainwestował w ten proces już mniej więcej wartość samego samochodu, co przy jego niewielkiej pensji jest sporym wydatkiem. Dodajmy że dokłada rodzicom do utrzymania, jego brat nie. Brat natomiast gościł już wierzycieli których jego ojciec spłacił żeby uniknąć wstydu, spowodował interwencje komornika u swojej siostry która nieopatrznie podżyrowała mu kiedyś kredyt studencki, a mnie samego próbował przekonać do inwestycji w ziemie w miejscowości koło autostrady, wmawiając mi że można na tym zarobić 100% w ciągu roku. Było dla niego wielkim zaskoczeniem kiedy dowiedział się ode mnie że w tej miejscowości węzeł autostradowy powstanie z opóźnieniem... Niestety- mój kolega jest zbyt dobrym człowiekiem żeby braciszkowi skuć mordę, a jak dotąd nikt mu za długi nie połamał nóg. Za to od prawie roku obserwuję jak bliski mi kumpel się niszczy- wczoraj okazało się że wyniki badan są "bardzo złe"...

rodzinka

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (143)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…