Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#63802

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chodzę do liceum ogólnokształcącego do klasy na swój sposób wyjątkowej.
W szkole posiadamy największy odsetek osób niechodzących na religię (jesteśmy ogólnie jedyną klasą, w której przekracza on 50% - 19 uczniów na 32, a szkoła to GIM+LO). Ogólnie nigdy nie było z tym absolutnie żadnych problemów. Ba, nawet na następne półrocze udało nam się wywalczyć, by w miarę możliwości religie w naszym planie były na końcu.

Osoby nie chodzą w rożnych powodów, większość nie wierzy, niektórzy uważają to za stratę czasu, jeszcze inni po prostu nie czują potrzeby duchowej. Ksiądz i katechetka, którzy uczyli w naszej szkole byli w porządku i wyrzutów nie robili.

Wszystko do czasu, aż szkolne progi przekroczyła ona.
Poprzednia katechetka poszła na emeryturę, więc zatrudnili nową. Nie młodą, nie starą, wydawała się nawet sympatyczna. Do czasu aż po raz pierwszy nie zetknęła się z naszą klasą.
Podobno weszła do klasy podczas lekcji z księdzem i widząc frekwencje, zażartowała, że pogoda zbiera swoje żniwa czy coś w ten deseń. Ksiądz po prostu powiedział, że właściwie to brakuje tylko jednej osoby. Podobno nawet wtedy (cały czas mówię podobno, bo mnie na tej lekcji nie było) nie wyglądała na przejętą.

Na następny dzień pani wychowawczyni oznajmiła na GW, że ma jakąś listę nazwisk i te osoby są proszone na długiej przerwie do biblioteki. Już wtedy dostrzegliśmy, z czym ta lista się pokrywa, ale poszliśmy.
Spotkanie dotyczyło wiadomo czego i wiadomo kto prowadził. Jakaś próba nawracania, odwoływanie się do sumienia. Siedzenie w kółeczku i wykład. W każdym razie wyszliśmy z niego rozbawieni, ale też zirytowani. Poszliśmy do wychowawczyni, a ona powiedziała, że coś z tym zrobi. I owszem takich spotkań już nie było.

Jednak naszą klasą pani widocznie się zainteresowała, bo tydzień później złapała mnie już osobiście i poprosiła na rozmowę. I ta sama gadka, tylko skierowana bardziej bezpośrednio. Przeprosiłam w połowie słowotoku, po prostu wyszłam i skierowałam się do swojej klasy. Spytałam czy kogoś jeszcze złapała. Okazało się, że około z 9 osób. Sprawa troszkę się pokomplikowała, bo oprócz tego katechetka dzwoniła również bezpośrednio do niektórych rodziców. Skierowałam się z wychowawczynią do dyrektorki, sprawę wyjaśniłam.

Dyrektorka nieźle się wkurzyła i od razu poprosiła katechetkę do siebie. Ta koniec końców zostawiła nas w spokoju, chociaż plotka głosi, ze nadal psioczy na nas na lekcjach.

Ogólnie w tej historii trochę dziwi mnie to, że dopiero ja z tym do kogoś poszłam. Większości to widocznie przeszkadzało, ale woleli to przemilczeć, sama nie bardzo wiem czemu. Żadna krzywda może się nam nie działa, ale takie sprawy, jak uczestnictwo w religii nie powinno nikogo interesować.

2 LO

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 255 (655)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…