Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nessaner

Zamieszcza historie od: 26 sierpnia 2013 - 21:07
Ostatnio: 18 czerwca 2017 - 20:31
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 1558
  • Komentarzy: 16
  • Punktów za komentarze: 62
 

#71436

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam ostatnio na filmie "Deadpool". I pewnie się domyślacie o co chodzi.

Nie potrafię zrozumieć rodziców, którzy biorą swoje pociechy na ten film. Mam nadzieję, że w większości przypadków wynika to po prostu z pomyłki. Nie sprawdziło się, że to film kategorii R. W sumie wszystkie poprzednie filmy z Marvela były raczej niegroźne dla dzieciaków, więc jakoś tak z rozpędu mogło się zdarzyć. Ale "Deadpool" to inna sprawa.

W kolejce do kasy przede mną stało już kilka "rodzinek". Za każdym razem miła pani w kasie ostrzegała: "To jest film dla dorosłych, jest pan pewny? Są tan sceny... raczej drastyczne, wulgarne. Nieodpowiednie dla dziecka".
"Taaak, tak, jestem pewny".

Podczas mojego seansu hitem była matka, która po 15 minutach chyba zrozumiała o co chodzi w filmie, wzięła swoich dwóch synów (mieli z 12 lat, tak na oko) i poszła robić raban obsłudze. Jakby to była ich wina. Jej krzyki aż na sali było słychać.

Obok mnie był ojciec z synem. Wiekowo młody chyba też późna podstawówka. Gdy pojawiły się sceny seksu albo nagich striptizerek, zerknęłam ciekawa jak zareaguje ojciec. Dzieciak wlepiał gały w ekran, a ojciec się tylko głupio uśmiechał i klepał go po ramieniu. No błagam.

Nie chcę uchodzić za świętą, wiem, co dzieciaki dzisiaj oglądają w Internecie, ale żeby rodzic świadomie brał dziecko na takie rzeczy? Taki urok "Deadpoola", że film ma mocno skrzywiony kręgosłup moralny, żarty nawiązujące do seksu lecą jak z rękawa, nagość, brutalność tortur i morze krwi, ale wydaje mi się, że jest to przeznaczone dla dorosłych widzów. 15-16 lat rozumiem. Ale jedenastolatka brać?

Kino

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (265)

#70927

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno odwiedziła nas sąsiadka z domu na przeciwko. Podczas rozmowy zaczęła się żalić, że jej córce ostatnio bardzo nie idzie chemia (a jest na biol-chemie w liceum - druga klasa). Mimo że byłyśmy w podobnym wieku, z dziewczyną jeszcze za bardzo nie rozmawiałam (dopiero nie dawno się wprowadziliśmy). Z powodu dosyć ciężkiej choroby (niedawno wyszłam ze szpitala), jestem uziemiona w domu (bardzo słaba odporność, rehabilitacja itd.),
przepadł mi też rok w szkole, więc między innymi maturę również piszę za rok.

O ile na ciele dobrze ze mną nie jest, to psychicznie trochę się podleczyłam i mam sporo wolnego czasu, po prostu zaproponowałam pomoc.
Miałam mnóstwo materiałów, zbiorów zadań i testów, więc bardzo konstruktywnie spędziłam z nią kilka godzin czasu. Opłaciło się, bo dziewczyna faktycznie ogarnęła dział i napisała sprawdzian na piątkę. Sprawiło mi to nie lada przyjemność i satysfakcję.

Potem zadzwoniła do mnie, że ma problem z matmą i czy znowu nie mogłabym jej pomóc.
Uległam i spędziłam z nią prawie cały weekend (miała straszne tyły). Ogólnie zachwalała mnie pod niebiosa, że bardzo fajnie tłumaczę, że wszystko rozumie.
Zaczęłam sobie myśleć, że hej, normalnie za korepetycje płaci od 30-60 zł/h, a ja z nią za darmo przesiedziałam już chyba z kilkanaście godzin i chyba już mogłam powiedzieć, że wyczerpałam limit sąsiedzkiej przysługi. Fakt, przyjemnie się z nią pracowało, bo dziewczyna nie głupia. Ja po pobycie w szpitalu też łaknęłam towarzystwa. Ale skoro faktycznie jestem skuteczna w nauczaniu, to chyba jakieś wynagrodzenie się należy. Rodzina też biedna nie jest, bo mają wielki, piękny dom z ogrodem. Nie oczekiwałam dużo, ze dwie dychy albo 15 zł. Zawsze miałabym na nowe książki :).

I następnym razem przedstawiłam jej sytuacje. Przyjęła to bardzo dobrze, mówiąc, że mi się wcale nie dziwi i porozmawia z rodzicami. (Wspomniała, że w gimnazjum płaciła za korepetycje z matematyki, więc problemu być nie powinno)
No i jak się domyślacie w jej matce obudził się diabeł wcielony. Że jak to, od sąsiadów pieniądze wychciewam? Że to ludzkie pojęcie przechodzi itd. Nie ustąpiłam.
Efekt: zostałam masakrycznie obsmarowana na ulicy. Moja mama, która niestety też należy to kłótliwych, z sąsiadką zaczęła toczyć wojnę. No cóż.

Sąsiedztwo

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 437 (447)

#66860

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś tydzień temu poszłam sobie do centrum handlowego do sklepu z ubraniami. Po wybraniu paru rzeczy idę do kasy i widzę dawną znajomą. Po skasowaniu i zapłacie, stanęłam sobie na boku i zaczęłam sobie z ową kasjerką gawędzić (nie bójcie się, nie blokowałam kolejki). Zakupy akurat trzymałam jeszcze w rękach (do własnej torby zakupowej ich nie włożyłam, chyba przez to zagadanie).

Nagle spadło mi coś pod nogi. Szybko podnoszę czarny materiał, bo to mój kupiony sweterek i tym razem wkładam wszystko do torby. Po chwili żegnam się z koleżanką, ale nie na długo, bo zaczęły piszczeć bramki. Podchodzi ochroniarz i prosi na bok (po sprawdzeniu, czy to telefon nie piszczy i tak dalej). Wyciągam ubrania i zauważamy dwa swetry, jeden z tym klipsem przeciw kradzieżom, a drugi bez. Mi już serce szybciej bije, zaczynam tłumaczyć, że to niemożliwe. Bo przy kasowaniu był tylko jeden. Na rachunku też jest jeden. Wiadomo, zaczynam trochę się stresować.

Historia kończy się, gdy ochroniarz sprawdza monitoring. Jak byłam przy kasie rozmawiając, jakaś starsza kobieta podrzuciła mi pod nogi (z premedytacją) identyczny sweter, a ja go nieświadomie podniosłam. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale jaki ta kobieta miała w tym cel, nie wiem.

sklep z ubraniami

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 347 (485)

#63802

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chodzę do liceum ogólnokształcącego do klasy na swój sposób wyjątkowej.
W szkole posiadamy największy odsetek osób niechodzących na religię (jesteśmy ogólnie jedyną klasą, w której przekracza on 50% - 19 uczniów na 32, a szkoła to GIM+LO). Ogólnie nigdy nie było z tym absolutnie żadnych problemów. Ba, nawet na następne półrocze udało nam się wywalczyć, by w miarę możliwości religie w naszym planie były na końcu.

Osoby nie chodzą w rożnych powodów, większość nie wierzy, niektórzy uważają to za stratę czasu, jeszcze inni po prostu nie czują potrzeby duchowej. Ksiądz i katechetka, którzy uczyli w naszej szkole byli w porządku i wyrzutów nie robili.

Wszystko do czasu, aż szkolne progi przekroczyła ona.
Poprzednia katechetka poszła na emeryturę, więc zatrudnili nową. Nie młodą, nie starą, wydawała się nawet sympatyczna. Do czasu aż po raz pierwszy nie zetknęła się z naszą klasą.
Podobno weszła do klasy podczas lekcji z księdzem i widząc frekwencje, zażartowała, że pogoda zbiera swoje żniwa czy coś w ten deseń. Ksiądz po prostu powiedział, że właściwie to brakuje tylko jednej osoby. Podobno nawet wtedy (cały czas mówię podobno, bo mnie na tej lekcji nie było) nie wyglądała na przejętą.

Na następny dzień pani wychowawczyni oznajmiła na GW, że ma jakąś listę nazwisk i te osoby są proszone na długiej przerwie do biblioteki. Już wtedy dostrzegliśmy, z czym ta lista się pokrywa, ale poszliśmy.
Spotkanie dotyczyło wiadomo czego i wiadomo kto prowadził. Jakaś próba nawracania, odwoływanie się do sumienia. Siedzenie w kółeczku i wykład. W każdym razie wyszliśmy z niego rozbawieni, ale też zirytowani. Poszliśmy do wychowawczyni, a ona powiedziała, że coś z tym zrobi. I owszem takich spotkań już nie było.

Jednak naszą klasą pani widocznie się zainteresowała, bo tydzień później złapała mnie już osobiście i poprosiła na rozmowę. I ta sama gadka, tylko skierowana bardziej bezpośrednio. Przeprosiłam w połowie słowotoku, po prostu wyszłam i skierowałam się do swojej klasy. Spytałam czy kogoś jeszcze złapała. Okazało się, że około z 9 osób. Sprawa troszkę się pokomplikowała, bo oprócz tego katechetka dzwoniła również bezpośrednio do niektórych rodziców. Skierowałam się z wychowawczynią do dyrektorki, sprawę wyjaśniłam.

Dyrektorka nieźle się wkurzyła i od razu poprosiła katechetkę do siebie. Ta koniec końców zostawiła nas w spokoju, chociaż plotka głosi, ze nadal psioczy na nas na lekcjach.

Ogólnie w tej historii trochę dziwi mnie to, że dopiero ja z tym do kogoś poszłam. Większości to widocznie przeszkadzało, ale woleli to przemilczeć, sama nie bardzo wiem czemu. Żadna krzywda może się nam nie działa, ale takie sprawy, jak uczestnictwo w religii nie powinno nikogo interesować.

2 LO

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 255 (655)

1