Kiedyś dostałam naprawdę duże zamówienie. Klient, który mi to zlecał był pośrednikiem, końcowego odbiorcy nawet na oczy nie widziałam. Robota duża, czasu niezbyt dużo, spory koszt materiałów i obcej robocizny, nasz wkład pracy też niemały. Ostatecznie i tak każda paczka z drukami przechodziła przez moje ręce, każdą opisywałam, liczyłam ilość, układałam, żeby mieć pewność, że wszystko gra.
Każda paczka zawinięta była w przezroczystą folię, żeby było widać co jest w środku. Klient odebrał, podziękował pięknie, jak to miał w zwyczaju, zapłacił od razu i praca pojechała w Polskę.
Zdążyłam porozliczać się z podwykonawcami, nacieszyć się tym, co zostało, jak po kilku dniach dzwoni wkurzony mocno Klient. Znałam go już od wielu lat jako człowieka opanowanego, bardzo kulturalnego, a tu nagle zaczyna na mnie krzyczeć. Okazuje się, że końcowy odbiorca chce oddać cały nakład. Dlaczego? Tylna strona druków odwrócona jest o 180 stopni, do góry nogami.
Pociemniało mi przed oczami, szum w uszach, nie wiedziałam, czy zemdleję, czy jakaś apopleksja mnie trafi na miejscu. Cała odpowiedzialność spadała na mnie i ja nie mogłabym nikogo nawet objechać, bo nikt oprócz mnie nie winien. Gdy poprosiłam, aby pan się uspokoił, usłyszałam, żebym cieszyła się, że nie musiałam rozmawiać z jego klientem, bo on usłyszał dużo gorzej.
- To niemożliwe - mówiłam - każdą paczkę miałam w ręku i przecież bym zauważyła, że coś nie tak.
- Możliwe, klient mi zgłasza reklamację, nie chce nowego nakładu, zrywa współpracę, koniec.
Mam oddać oprócz należności za pracę, koszty transportu w drugi koniec Polski. Nie wychodzę nawet na 0, muszę dopłacić i to nie mało.
Odłożyłam słuchawkę, chwilę jeszcze łapałam powietrze,rozpłakałam się, ze śmietnika wyciągnęłam resztki, a tam... wszystko w porządku. Zadzwoniłam jeszcze raz do klienta.
- Czy pana klient, zanim zrobiła awanturę, wyciągnął druk z paczki, czy oglądał przez folię?
- A co ma to do rzeczy?
- A to, żeby druki pokryte warstwą uszlachetnienia dobrze się układały, zapakowane są pół paczki w jedną stronę, pół "do góry nogami". Inaczej nie można byłoby ułożyć paczek jedna na drugą.
Współpraca kwitnie dotąd, ale co przeszłam ja i mój klient, tego nikt nam już nie zabierze.
Każda paczka zawinięta była w przezroczystą folię, żeby było widać co jest w środku. Klient odebrał, podziękował pięknie, jak to miał w zwyczaju, zapłacił od razu i praca pojechała w Polskę.
Zdążyłam porozliczać się z podwykonawcami, nacieszyć się tym, co zostało, jak po kilku dniach dzwoni wkurzony mocno Klient. Znałam go już od wielu lat jako człowieka opanowanego, bardzo kulturalnego, a tu nagle zaczyna na mnie krzyczeć. Okazuje się, że końcowy odbiorca chce oddać cały nakład. Dlaczego? Tylna strona druków odwrócona jest o 180 stopni, do góry nogami.
Pociemniało mi przed oczami, szum w uszach, nie wiedziałam, czy zemdleję, czy jakaś apopleksja mnie trafi na miejscu. Cała odpowiedzialność spadała na mnie i ja nie mogłabym nikogo nawet objechać, bo nikt oprócz mnie nie winien. Gdy poprosiłam, aby pan się uspokoił, usłyszałam, żebym cieszyła się, że nie musiałam rozmawiać z jego klientem, bo on usłyszał dużo gorzej.
- To niemożliwe - mówiłam - każdą paczkę miałam w ręku i przecież bym zauważyła, że coś nie tak.
- Możliwe, klient mi zgłasza reklamację, nie chce nowego nakładu, zrywa współpracę, koniec.
Mam oddać oprócz należności za pracę, koszty transportu w drugi koniec Polski. Nie wychodzę nawet na 0, muszę dopłacić i to nie mało.
Odłożyłam słuchawkę, chwilę jeszcze łapałam powietrze,rozpłakałam się, ze śmietnika wyciągnęłam resztki, a tam... wszystko w porządku. Zadzwoniłam jeszcze raz do klienta.
- Czy pana klient, zanim zrobiła awanturę, wyciągnął druk z paczki, czy oglądał przez folię?
- A co ma to do rzeczy?
- A to, żeby druki pokryte warstwą uszlachetnienia dobrze się układały, zapakowane są pół paczki w jedną stronę, pół "do góry nogami". Inaczej nie można byłoby ułożyć paczek jedna na drugą.
Współpraca kwitnie dotąd, ale co przeszłam ja i mój klient, tego nikt nam już nie zabierze.
usługi
Ocena:
768
(804)
Komentarze