Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65037

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Zjesz beczkę soli nim poznasz do woli".

Miałam Kolegę. Poznaliśmy się 12 lat temu, kontakty zawsze utrzymywaliśmy serdeczne. Taka po prostu zwykła znajomość. Gdy dorośliśmy kontakt się urwał na pewien czas, ale nieco ponad rok temu postanowiliśmy go odnowić.
Krótko potem odkryłam romans męża, więc był płacz i zgrzytanie zębów. Kolega dzielnie przy mnie trwał. Codziennie rozmawialiśmy po wiele godzin, nigdy nie miał dość mojego narzekania - mówił, że od tego są przyjaciele, a że ja jego przyjaciółką jestem, to pomoc jest naturalna. Nie ukrywam, że m.in. dzięki niemu jakoś ten pierwszy szok i ból przetrwałam i byłam mu niesamowicie wdzięczna.

Trzeba to było jednak w końcu nieco zastopować, ponieważ kolega - będący w młodym związku z dziewczyną, której nie znałam - zaczął robić aluzje, że najlepszym wyjściem z czarnej dupy jest aktywność fizyczna. Nago. Najlepiej w moim łóżku. I kontakt znowu się urwał.

Minęło kilka miesięcy.
Siedziałam akurat w pubie, gdy ktoś przyprowadził do naszej grupki nową dziewczynę. Zaczęło się przedstawianie. Gdy doszło do mnie dziewczyna zrobiła dziwną minę i powiedziała, że od dawna chciała mnie poznać. Hmm, OK. Dziwne, ale niech będzie. Po jakimś czasie poprosiła mnie na bok, chciała ze mną porozmawiać w cztery oczy.

dz. - Mam tylko pytanie: dlaczego całowałaś się z moim chłopakiem?
ja - Co? Jak? Z kim? (to było dla mnie o tyle absurdalne, że nawet nie całowałam się z nikim po rozstaniu z mężem, poza tym nadal nie wiedziałam, co to za panna).
dz. - No z Kolegą!
ja - Co proszę?!

Od słowa do słowa wyszło, że Kolega powiedział swojej dziewczynie, że się ze mną całował. Na pewno się dziewczynie nic nie pomyliło, bo opowiedział jej również o moim rozstaniu z mężem (który ma bardzo charakterystyczną ksywę swoją drogą). Podobno zrobił to, bo był pijany, a ja wykorzystałam sytuację, bo się czułam samotna. Wpadłam we wściekłość i wyjaśniłam - jak się okazało już narzeczonej - że nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła, bo za zajętych się nie biorę, poza tym Kolega mi się kompletnie, nawet w 1%, nie podoba. Już obie wściekłe zadzwoniłyśmy do niego. Efekt był taki, że wykrzyczał dziewczynie, że go źle zrozumiała i się obraził. Po paru dniach otrzymałam od niej wiadomość z przeprosinami, bo niby nie chodziło o mnie a o inną Nimfetaminę, która w tym samym czasie rozstała się z mężem-z-bardzo-charakterystyczną-ksywą. Oczywiście tego nie kupiłam, ale to jej sprawa, w co wierzy. Zostawiłam tę sprawę, tym bardziej nie chciałam mieć z Kolegą do czynienia. Nie rozumiałam tylko, co chciał osiągnąć tym kłamstwem?

Znowu minęło kilka miesięcy i znowu spotkałam tę dziewczynę. Co się okazało: Kolega nakłamał, że ze mną się całował, bo nie sądził, że kiedykolwiek się z dziewczyną spotkamy. Chciał odwrócić uwagę od jej znajomej, którą po cichaczu obdarzał nie tylko buziakami. Miałam być kozłem ofiarnym, którego dziewczyna mogłaby nienawidzić, a który równocześnie byłby poza jej zasięgiem. Coś jednak nie wyszło.

Mi pozostał jedynie niesmak. Człowiek, któremu zawierzyłam, który piał o przyjaźni, ostatecznie chciał po prostu zaciągnąć do łóżka chwilowo rozsypaną psychicznie kobietę - bo tak najłatwiej. Ale mniejsza o to, to standardowa taktyka. Potem jeszcze - aby chronić własną dupę - wymyślił historyjkę o cierpiącej z samotności Nimfetaminie, która lubi pocieszać się cudzymi facetami.
Dobrze jedynie, że dziewczyna nie należała do furiatek. Inaczej dostałabym w kły lub miała porysowaną twarz nawet nie widząc za co.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 391 (533)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…