Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#66375

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W nawiązaniu do wcześniej historii o pasożytach na uczelni.

Mam w tym semestrze zajęcia, na których obecność nie jest obowiązkowa. Są pierwsze, więc teoretycznie można nie przyjść jak się nie chce. Wykłady prowadzone są w ten sposób, że wyświetlanych jest kilka informacji na slajdach, a reszta jest mówiona. Przepisywanie slajdów bez notowania dodatkowych treści jest w zasadzie bezcelowe, chyba że ktoś chce mieć tylko zarys tematu, a resztę sobie poszukać. Same slajdy jednak nie wystarczą nawet jako plan, bo to zaledwie mały procent poruszanych zagadnień przez całe zajęcia, bo czasem jest to kilka krótkich zdań, czasem jakieś nazwiska itp.

Ja notuję sobie wykład, inaczej robi jednak pewna grupka dziewczyn, która siedzi przede mną. Przez całe zajęcia dziewczyny bawią się telefonem, albo czytają sobie gazetki, a jak tylko widzą, że slajd się zmienia, jak zaklęte zaczynają pisać. Piszą nawet coś, co nie ma znaczenia: jakąś sentencję którą wykładowczyni sobie znalazła, jakiś cytat (nawet po łacinie), a raz to nawet zaczęły przepisywać historyjkę, którą prowadząca wyświetliła tylko po to, by coś nam zobrazować. Z rzadka notowały coś, co było mówione. Potem dziewczyny wracają do swoich zajęć. Po kilku minutach znowu to samo. I tak całe 1,5 godziny.

Tuż po ostatnim ustnym kolokwium okazało się, że jednak warto było notować (choć nigdy w to nie wątpiłam), bo bez notatek nie dało się zaliczyć. Wchodziliśmy parami i chyba wszyscy spodziewali się, że będzie łatwiej, ale ponad połowa grupy zaliczyła. Jak wspomniane dziewczyny weszły do sali, to za chwilę wyszły, bo na żadne pytanie nie znały odpowiedzi. Zorientowały się, że to co sobie znalazły w necie nie jest wystarczające. A tyle się uczyły! A tyle czasu straciły na szukanie wszystkiego! Były oburzone, że wykładowczyni pytała o coś, czego nie było! Potem były złe, bo dowiedziały się, że było, nawet na tych zajęciach, na których one siedziały, tylko że nic nie notowały. Bo tego nie było na slajdzie.

Oczywiście nie tylko wspomniane dziewczyny nie zaliczyły. Jakoś udało im się zdobyć od innych dobre notatki, kserowane hurtowo i czasami bez wiedzy autora. Skąd o tym wiem? Bo słyszałam jak rozmawiały między sobą, że ta i ta zaliczyła dobrze, więc ma dobre notatki i trzeba je zdobyć. Ale po co się pytać czy można skorzystać, prawda? Dziewczyny zauważyły, że ktoś idzie do ksera, złapały tą osobę przed windą, wcisnęły w rękę pieniądze i powiedziały, żeby im też zrobić kilka kopii. Solidarność osób bez zaliczenia była na tyle silna, że za kilka minut dziewczyny miały już w rękach cały materiał z wykładów.

Nie powiem, dziewczyny uczą się na błędach i na następnych zajęciach widać było, że notują i że się starają. Potem jednak wszystko minęło, telefon wzywał niemiłosiernie i było po staremu. Z drobnym wyjątkiem.

Raz widziałam jak po zajęciach dziewczyny podeszły do kogoś i poprosiły o pożyczenie notatek. Notatek z zajęć, na których były. I niewiele robiły. Dostały je.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (281)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…