Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#66448

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będąc jeszcze w liceum zdarzyło mi się w wakacje dorabiać w barze pewnego ośrodka wczasowego. Piekielnych sytuacji było sporo, jednak przytoczę te, które najbardziej utkwiły mi w pamięci.

1. Szef. Mężczyzna po czterdziestce, rozwodnik. Miałam pracować od 14:00 do ostatniego klienta. Jeśli ostatni klient wychodził np. o 23:00, szef prosił o nalanie mu piwa i siadał przed barem, którego zamknąć oczywiście nie mogłam. I tak sobie siedział i popijał, a ja do domu wracałam grubo po północy.

2. Znów szef. Jako że kończyłam czasem bardzo późno, wielokrotnie proponował mi, żebym została u niego na noc, bo ma akurat wolny pokój w swoim apartamencie. Za każdym razem dziękowałam. Tym bardziej, że często komentował mój wygląd tekstami w stylu: "Fajnie wyglądasz z tyłu", więc nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać.

3. Zarobki. Na widok pierwszej wypłaty popłakałam się ze śmiechu. 400 zł za miesiąc pracy po 12-14 godzin dziennie. Cóż, wiedziałam, że kokosów nie zarobię, ale to był śmiech na sali...

4. Sama musiałam przyjmować zamówienia, gotować, sprzątać salę, sprzątać drugą salę, gdzie stał stół bilardowy, sprzątać toalety. Bardzo często było tak, że z ubikacji szłam prosto do kuchni.

5. Większość dań była mrożona, więc klienci płacili spore pieniądze za odgrzewane w mikrofalówce flaczki czy pomidorową.

6. Miałam komórkę na zapasy słodyczy i napojów. Wszystko, co się w niej znajdowało było przeterminowane o co najmniej kilka miesięcy. Ale szef kazał sprzedawać i nie dyskutować. Wielokrotnie było tak, że jak ktoś kupował np. Kubusia, to siedząc w komórce jedną ręką mieszałam soczek, żeby woda połączyła się z miąższem, a drugą robiłam hałas, coby klient myślał, że szukam owego napoju.

7. Na początku pracy pewien klient, który co roku bywał w tym ośrodku wczasowym, poradził mi bym nigdy nie chwaliła się napiwkami, bo szef je potem potrąca z pensji.

8. Zawsze, kiedy zaczynałam pracę, źle się czułam. Bolała mnie głowa i zbierało mi się na wymioty. Po ok. dwóch tygodniach wyjaśniło się, skąd u mnie taka reakcja. Otóż mój genialny szef chwilę przed 14 dzień w dzień calusieńki bar odmuszał - pryskał jakimś muchozolem po wszystkich pomieszczeniach. Było to niezbyt mądre, bo podejrzewam, że coś tam osiadało na szkle czy produktach żywnościowych.

9. Mamusia szefa. Potrafiła wpaść na kuchnię, kiedy miałam największy ruch i zwracać mi uwagę na każdy brud, jaki zauważyła. Tłumaczenie, że właśnie przygotowuję posiłki i jak skończę, to posprzątam, nie pomagały, bo "Jak tu sanepid przyjdzie, to ty będziesz płacić karę!" Ale przeterminowane jedzenie już nie leżało w obrębie jej zainteresowań.

10. Mamusia bardzo kochała swojego synusia. Z czułością patrzyła jak się wyleguje na słońcu i komentowała: "Mój Krzysiu jest taki zapracowany" po czym goniła mnie do roboty, więc generalnie prawa do przerwy nie miałam.

Ostatecznie z pracy zrezygnowałam. Szef zaczął komentować mój biust i podchodzić do mnie niekomfortowo blisko, kiedy stałam za barem nie mając za bardzo możliwości "ucieczki", a to już przelało czarę goryczy.

gastronomia

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 74 (306)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…