Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66842

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiem, jak dziś trudno o pracę, zwłaszcza jeśli jest się młodą osobą bez doświadczenia i mieszka w regionie, gdzie w promieniu 150 km dominuje kilkuhektarowe rolnictwo, tuż za miedzą jest nieatrakcyjny finansowo południowy i wschodni sąsiad, a zakłady pracy (nie prywatne "firemki" max. pięcioosobowe) można policzyć na palcach obu rąk, z czego połowa z nich powoli przechodzi w stan upadłości.

Jeśli na dodatek jest się jedną z kilkudziesięciu osób, które za rok ukończą wyjątkowo popularną w ostatnich latach lokalną szkołę gatronomiczno-kelnersko-hotelarską i w perspektywie ma się wizję dołączenia do kilku setek już bezrobotnych absolwentów tejże "uczelni", to się chwyta każdej sposobności, żeby na przeładowanym rynku pracy, zaprezentować się ewentualnemu przyszłemu pracodawcy z jak najlepszej strony.

Doskonałą okazją do tego są praktyki. Nie dość, że wypełniam zalecenia szkoły, to zdobywam doświadczenie i mogę pokazać się z jak najlepszej strony właścicielowi restauracji. I w tym momencie obecni kandydaci do pracy dają plamę.

Znajoma restauratorka przyjęła na praktykę dwójkę kelnerów. W ciągu określonego czasu mają mieć "wypracowaną" jakąś tam liczbę godzin. Problem w tym, że ten czas się właśnie kończy, a praktykanci nie mają nawet połowy obecności.

Kobieta jest wyrozumiała i ugodowa. Wie, że młodzi chcą wykorzystać okazję i pomóc w domu przy plewieniu malin/zbieraniu truskawek (takie u nas zagłębie owocowe).
Ustaliła więc, że zamiast przez dwa tygodnie po 2 godziny, praktykanci pojawią się kilka razy ale na dłuższy czas.
Pojawili się raz na 4 godziny, a dziś tylko jeden - pewnie na dłużej, bo sam musi przygotować salę na bardzo duży bankiet, a jak widziałam, snuje się w żółwim tempie.

Właścicielka zagroziła, że jeśli nie nadrobią w weekend, nie podpisze zaświadczenia i nie wystawi oceny.
Naburmuszona mina ucznia mówiła sama za siebie. Zaś komentarze jakie poleciały w eter, kiedy dzwonił do nieobecnego "towarzysza niedoli", aby go poinformować o decyzji właścicielki pochlebne nie były.

Swoją postawą wysłali jednoznaczny komunikat: jestem kombinatorem i leniem. O pracy w tym lokalu mogą zapomnieć mimo, że wcześniej byli tym zainteresowani.
Zarobić mogli trochę ponad minimalną krajową plus napiwki, wyżywienie. Do tego dość elastyczny czas pracy. Jeśli ma się osiemnaście lat, nie ma rodziny na utrzymaniu, za to mieszka w domu rodziców, to jest to najlepsza okazja do rozpoczęcia stopniowego usamodzielniania lub nawet podreperowania domowego budżetu.

"Najzabawniejsze" w tym jest to, że właśnie właścicielka będzie szukać nowego kelnera na stałą umowę o pracę i kilku kelnerów tzw. "wolnych strzelców" na większe weekendowe imprezy.

O tym, że jeden z pracowników odchodzi ze względów rodzinnych, praktykanci doskonale wiedzieli, bo wypytywali go o warunki pracy.
Jaki więc problem, mając taką okazję, nie pokazać się z dobrej strony pracodawcy?
Nie zrozumiem takiego podejścia do pracy i obowiązków.

restauracja

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 412 (458)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…