Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66915

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeżeli ktoś czytał moją poprzednią historię z procesorem mowy, to wie, że jestem mamą przesłodkiego dziecięcia, które jest niesłyszące. Ma to swoje minusy i plusy, tak jakoś wyszło.
A właśnie w związku z tak jakoś wyszło, przypomniała mi się pewna historia, w której to ja byłam chyba nieco piekielna i to w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Otóż, kiedy mieszkałam z synkiem jeszcze w Polsce, mały uczęszczał do szkoły dla dzieci niesłyszących w Łodzi. Obecnie jest jedna taka szkoła, więc mieszkańcy Łodzi pewnie wiedzą gdzie. Ponieważ sami w tym mieście nie mieszkaliśmy, codziennie trzeba było odbyć podróż autobusem, by następnie wskoczyć w pociąg i dotrzeć do domu.

W trakcie jednej z takich akcji "ET go home", spóźniliśmy się na autobus, więc dla zabicia czasu, udaliśmy się z synkiem spacerkiem na następny przystanek. Po dotarciu na miejsce, spokojnie czekamy na nasz pojazd wolnobieżny, mały wcina jakiegoś słodycza w ramach nagrody za to, że w szkole nikogo nie wykończył.

W tym momencie nadciąga ONA :)
Pewnie nie zwróciłabym na kobietę uwagi, ale widzę, że przygląda się procesorowi synka. Cóż, częste zjawisko, czasem ludzie tylko patrzą, czasem zagadną. Tu opcja zagadną. Pani zaczyna standardową formułkę, czy głuchy (nie, tak sobie nosi dla ozdoby), a jak długo, czyli normalka. I nagle pada pytanie:
- A wie pani dlaczego jest głuchy?
No więc tak, niby wiem, niby zakażenie wirusowe, taka loteryjka, u młodego poszło w uszy, mogło być gorzej, wiem widziałam, więc nie narzekam.
I oto nagle okazuje się, że co ja tam wiem. A pani wie. ONA to po prostu wie.

Nadmienię tylko, że nasza dyskusja przyciągnęła już uwagę kilku osób, które słuchały, może z ciekawości, może dla zabicia czasu.

W tym momencie wszyscy dowiedzieliśmy się dlaczego mój syn jest głuchy.
Otóż, ta dam, ta dam, jest głuchy, bo w moim domu mieszka zło. Dokładnie. ZŁO :) Więc moje dziecko za to płaci, bo jesteśmy źli.
Nie powiem troszkę mnie zamurowało. Ludzie na przystanku nieco zmieszani, bo ONA wypowiada te słowa niczym ksiądz z ambony.

Z racji tego, że swoje już przeszłam, wypłakałam i ogarnęłam się, postanowiłam JEJ dać nauczkę, bo żaden nawiedzony moher nie będzie mi się dzieciaka czepiał. Ponieważ z natury jestem blada, miałam za sobą nocny dyżur w pracy, wiec wyglądałam, no cóż, jak zazwyczaj, tylko mniej miło.
Spojrzałam na piękne oblicze mojej rozmówczyni i odpowiadam z uśmiechem:
- Zgadza się, coś w tym jest, wszyscy w domu czcimy diabła i akurat kazali mi się rozejrzeć za ofiarą na najbliższą czarną mszę. Jest pani chętna?

Tak szybkiego odwrotu chyba dawno nie widziałam, kobieta poszła jak zmyta, szczęśliwie okazało się, że inni mieli poczucie humoru i zdali sobie sprawę z sytuacji, i nikt nie chciał nas z synem wepchnąć pod żadne auto na ulicy.
Do domu jakoś dotarliśmy, ale jeszcze długo zastanawiałam się co trzeba mieć w głowie, żeby mówić takie rzeczy?
Dobrze, że synek nie rozumiał wtedy jeszcze mowy, bo jak miałabym mu to wyjaśnić?

Na ulicy :)

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 457 (567)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…