Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#66937

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ciężko zaufać ludziom, jak się miewa takie przygody jak ja.

Niedawno poznałam chłopaka (niech będzie Jurek) przez dobrego kolegę. Widzieliśmy się dwa razy, opiszę poniżej trzecie spotkanie.

Mój kolega opowiadał mi conieco o Jurku, zaś Jurkowi o mnie. Nie mam nic przeciwko, nie mówił niczego, co byłoby tajemnicą. Wygadał się do niego, że zdaję egzaminy ostatnio i zaliczyłam język migowy na piątkę. Ja sama się tym nie ekscytowałam, gdyż poziom podstawowy i nauka systemu (co w praktyce niewiele daje, jako że głuchoniemi praktycznie systemu nie używają), natomiast Jurek bardzo się tym zainteresował. Sam bowiem chciał się uczyć w tym zakresie. Przez kolegę umówiliśmy się na "korepetycje" - obiecałam, że pokażę te podstawy, które się wyuczyłam, gdyż zdaję sobie sprawę, iż na chwilę obecną nie miałby szans poszukać kogoś innego.

Jurek przyszedł. Wypił kawę. I cały czas gadał na tematy nie związane z językiem migowym. Opowiadał o fantastycznych wręcz produktach z ramienia medycyny niekonwencjonalnej, zachwalał efekty kuracji odtruwającej, oczyszczającej, odmładzającej etc. Zapraszał również gorliwie na spotkanie z dohtorem*, cobym sama się przekonała, jakie to wspaniałości Jurek może ludziom oferować.

Osobiście nie mam nic do medycyny niekonwencjonalnej, suplementów i substytutów, jako że wychodzę z założenia, że pomóc nie musi, a nie zaszkodzi. Zdrowym. Niemniej jednak medycyna niekonwencjonalna jest tak nazwana, gdyż nie jest skuteczna w stu procentach przypadków chorobowych i nie została uznana za leki, które można dedykować pacjentom. Ergo o ile nie mówimy o ciężkich przypadkach, w których nic się już nie da zrobić i chory szuka pomocy pozamedycznej, o tyle nie uznaję i nie polecam takich terapii osobom faktycznie chorym. Zaś zdrowi mogą sobie na to pozwolić, jeśli ich stać. Długi wywód - przestawiłam go również Jurkowi.
Jurek powiedział, że jak się jednak zdecyduję, to żebym zadzwoniła. Ok.

Jakiś czas później dzwoni mój kolega i pyta kiedy mam wolne. Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że może jeden fragment wieczoru w przyszłym tygodniu wygospodaruję, bo praca, szkoła, dom etc. I wyszło, że jesteśmy umówieni.
Jednak kiedy termin się zbliżał zadzwoniłam, żeby dopytać, czy to coś pilnego, bo jednak słabo z tym czasem - i wtedy właśnie okazało się, że Jurek "sprytnie" zaaranżował mi spotkanie w owym dohtorem. Kategorycznie odmówiłam.

Może część osób nie uzna tego za piekielne, ale dla mnie to nieczysta zagrywka.
Po pierwsze straciłam czas na "lekcję", która mimo moich wysiłków się nie odbyła (Jurka nie szło zagadać).
Po drugie, pomimo mojej niechęci, próbował mi wcisnąć produkty, których nie potrzebuję i na które mnie nie stać.**
Po trzecie wykorzystał mojego kolegę (okłamując go wcześniej, że jestem zainteresowana spotkaniem), żeby znów ukraść mi trochę drogocennego czasu.***

Że zacytuję klasyka: "Chyba nie pozdrawiam".

* nie lekarzem medycyny. A "dr" przed nazwiskiem nie znaczy, że ktoś się zna na leczeniu!
** argumentem Jurka, że przecież niekonwencjonalne leki MUSZĄ być horrendalnie drogie była m.in. wiedza, jak ciężko pozyskuje się aloes. Nie kwestionuję, ale ciekawa jestem ile litrów aloesu Jurek w życiu pozyskał.
*** argumentem moim, dlaczego "tracę" czas na piekielnych nad ranem jest, że właśnie skończyłam pisać pracę zaliczeniową. I tak nie pośpię.

ludzie

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (178)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…