Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67231

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o oczekiwaniach rekrutacyjnych w pewnej firmie.

Mam pracę, lubię ją, ale zawsze można zadać sobie pytanie czemu nie miałoby być lepiej - zwłaszcza, gdy headhunter odzywa się do nas sam.

Propozycję dostałem ciekawą, miałem zajmować się wdrażaniem systemu produkowanego przez potencjalnego pracodawcę u jego klientów. Czyli koordynacja projektu na wszystkich poziomach, od wymogów klienta, przez nadzór nad dopasowaniem produktu do jego potrzeb, przez szkolenie klienta z użytkowania systemu, wsparcie bezpośrednio po wdrożeniu i przekazanie tego dalej. Kilku klientów naraz.

Pierwszy etap z firmą rekrutacyjną - poszło ok.

Drugi etap telefoniczny z dyrektorem z UK - poszło ok.

Trzeci etap na żywo z dyrektorem z UK i jakimś lokalnym managerem.

Rozmowa w bardzo sympatycznych warunkach, powypytywali mnie o moje doświadczenie, wiedzę, podali przykładowe obowiązki i zapytali jak bym sobie poradził (a że mam doświadczenie w podobnych projektach, to problemu z odpowiedziami nie było). Były też pytania psychologiczne, np. o odpowiadający mi typ przełożonego, mój najlepszy przełożony w historii pracy, etc.

Tak oto doszliśmy do momentu, w którym opowiadałem, że zdarzało mi się pracować na projektach stresujących i wymagających, gdzie trzeba było często zostawać na nadgodzinach, i zdarzały się dni, gdzie pracowałem i po 12h na dobę. Tu padło pytanie (po angielsku):

- No właśnie. Nadgodziny. To wyobraź sobie, że masz naszego największego klienta* i nastał dzień, kiedy wdrażacie usługę. Jesteś w pracy od 6 rano, zbliża się 18, uruchomiliście i... coś nie działa. Czy chciałbyś zostać dłużej i pomóc w rozwiązaniu problemu?

Tu zacząłem tłumaczyć, że biorąc pod uwagę projekt z tak dużą odpowiedzialnością z całą pewnością doprowadziłbym temat do końca. Za trzecim razem zostałem jednak postawiony pod ścianą:

- To jest proste pytanie; tak, czy nie. Czy. Chciałbyś. Zostać?

- Cóż, biorąc pod uwagę siedzenie w pracy od 12 godzin, zmęczenie itd, na pewno chciałbym iść do domu. Zostanie w pracy mimo wszystko byłoby wyborem z odpowiedzialności, a nie z chęci. Nie, nie chciałbym zostać.

Tu zobaczyłem, że mina mojego rozmówcy stężała, zadał mi jeszcze 2 zdawkowe pytania i skończył rozmowę.

Tydzień później zadzwoniła do mnie miła pani z firmy rekrutacyjnej. Powiedziała, że klient był bardzo zadowolony z moich umiejętności, imponującego CV, stopnia przygotowania itd, ale niestety nie mogą mi zaproponować współpracy, ponieważ nie wykazałem gotowości do poświecenia się dla klienta.

Cóż, zarobki były dobre, nawet bardzo dobre, całkiem ładny kawałek powyżej średniej krajowej (a zawołałem dużo, nie mając nic do stracenia - w końcu pracę, którą lubię, już i tak mam), ale jednak uważam, że oczekiwanie od pracownika, że będzie z radością przyjmować perspektywę spędzania w biurze ponad pół doby naraz jest lekką przesadą - zwłaszcza gdy ów pracownik deklaruje gotowość do poświęcenia swojego czasu z raz czy dwa, w imię większej sprawy.

Ogólnie rzecz biorąc - cieszę się, że tam nie poszedłem. Wolę jednak zarabiać mniej i mieć życie :)

*Dla porównania powiedzmy, że przykładowym największym klientem byłby Microsoft - tego kalibru lider branży nas interesował.

rozmowa kwalifikacyjna

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 298 (382)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…