Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67503

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziwimy się, czemu mamy złą opinię w Europie. Dlaczego mówią o nas Polak złodziej, Polak pijak, Polak taki i owaki.
A ja wiem, bo sami sobie taką opinię wyrabiamy. Widziałam na własne oczy i aż wstyd mi było za swoich.

Mając 17 lat, z chłopakiem pojechaliśmy na pracę wakacyjną do Holandii. Radość niesamowita, wiadomo, zarobimy w "ojro", 2 miesiące bez rodziców, no i my razem, ahh pięknie :) Nie wiedzieliśmy, że znajdą się tacy, którzy trochę to wszystko popsują.

Już na pierwszy rzut oka firma zatrudniająca nas, pokazała się z tej dobrej strony, kwaterując nas w ośrodku takim że mucha nie siada. Jedyny warunek, utrzymywać czystość i wszystko ma zostać na swoim miejscu, oraz wszystko ma pozostać nieuszkodzone. Proste, prawda? Otóż nie, nie proste.

Już po miesiącu pobytu, niektóre domki wyglądały jak obraz nędzy i rozpaczy. Wyrywkowo mieliśmy robione kontrole czystości w obecności menegera parku i naszego koordynatora. Kary się sypały, niemałe bo 50 euro. Cóż, ja tam problemu z utrzymaniem porządku nie miałam, więc latało mi to.

Gorzej było w pracy. Pracowaliśmy w księgarni wysyłkowej. Moja praca na początku polegała na skanowaniu książek, potem ktoś segregował je na dwóch stołach, i to szło dalej. Praca monotonna jak na 8 godzin, ale co zrobić. Z czasem, prócz książek, dostawaliśmy do skanowania pendrive'y, (różne od zwykłych do takich w kształcie misiów i innych), zestawy kreślarskie, typowe zapotrzebowanie jakie każdy kupował na początek roku szkolnego. Ale były też perełki, mianowicie kalkulatory. Nie, nie takie zwykłe tylko takie: http://www.mediamarkt.pl/kalkulator-casio-fx-9860gii,id-891602?gclid=Cj0KEQjwuLKtBRDPicmJyvu_qZMBEiQAzlGN5lQ9m3gBpYOzro-ZccDJFLBHligsxHAJxz90GVCifQ8aAkL38P8HAQ i podobne. I zaczęło się.

Zmysł zarobkowego Polaka uruchomił się. Wiadomo, najpierw kradli pendrive'y. Wyciągali je z pudełek, i tak wynosili. Pewnego dnia, zostaliśmy wezwani na zebranie. Holenderski team leader, wysypał z kosza na śmieci z 15 pustych opakowań, informując, że albo to się znajdzie, albo będzie policja na zakładzie. No niestety, nie mogło się znaleźć, bo już dawno zostało sprzedane. Poskutkowało to tym, że na koniec każdej zmiany przechodziliśmy przez bramki, przy których stała policja i naciskaliśmy przycisk. Jak zapaliła się zielona lampka, idziesz dalej, jak czerwona, jesteś przeszukiwany. Takie wyrywkowe trzepanie.

W międzyczasie, leader innego działu, zabrał mnie do siebie. Bajka, bo praca polegała na pakowaniu konkretnych zamówień. I aż przykro, bo mniej więcej co drugie miało brak, brak pendrive'a, albo kalkulatora (te pierwsze w tamtejszym media kosztowały ok 30 euro, kalkulatory od 50 - 150). Na 10 zamówieniach dziennie, strata ogromna dla firmy. Ale za rękę się nikogo nie złapało. Później leader przynosił te sprzęty, tak straciliśmy zaufanie, że nie dostawaliśmy ani do skanowania, ani do pakowania. Musieliśmy iść z zamówieniem do głównego, on wydawał prosto do pudełka.

Na drugi rok pojechałam znowu, do tej samej firmy. Chciałam od razu iść na ten dział pakowania i wysyłania, bo z leaderem tamtego działu się polubiliśmy (dostałam określenie "my little boss":), lecz niestety, uzyskałam odpowiedź że on Polaków nie chce bo za dużo zginęło poprzednio. Koniec końców, pogadałam i wziął mnie, bo dlaczego mam cierpieć za głupotę innych, ale niesmak pozostał.

Od tego czasu, my, Polacy byliśmy mega kontrolowani.
Więc nie ma co się dziwić, że mamy taką, a nie inną wyrobioną opinię.

Od razu zaznaczę, że podkablować nie miałam ochoty, bo raz dziewczyna, która poszła do koordynatorów i powiedziała, że ktoś ma trawkę (zakaz wnoszenia narkotyków na teren ośrodka), miała naprawdę przekichane, do tego stopnia że pojechała do Polski.

zagranica

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 472 (566)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…