Znajoma od kilku dni chodzi wkurzona: okradli jej babcię. Samo w sobie jest to piekielne, ale okoliczności jeszcze podbijają poziom.
Babcia - rocznik 1939, mieszka sama we wsi dość daleko od wszelkiej cywilizacji (do sklepu jakieś 3 km, na pocztę 4, do szpitala 30, w sąsiednim miasteczku od roku jedna filia jakiegoś banku, czynna 3 razy w tygodniu po 4 godziny). Wdowa, odmówiła przeprowadzki do córki lub wnuczki po śmierci męża i ponoć uparta jest jak osioł w tej decyzji. Chałupa - bo dom to to nie jest, jak się patrzy na zdjęcia - wybudowana przez koleżanki pradziadka jeszcze w czasie wojny - drewniana, bez łazienki i ogrzewana kuchnią/piecem kaflowym. Nie jest też tajemnicą, że babci się nie przelewa - żyje skromnie, odkłada emeryturę na zimę na węgiel i dogrzewanie piecykiem.
I tę najbiedniejszą chałupę we wsi wybrali złodzieje. Przewrócili dom do góry nogami, zabrali całe oszczędności (bo nic więcej do ukradzenia po prostu nie było, może poza kilkuletnią lodówką). A tychże było zawrotne 4 tysiące złotych polskich - odkładane od zeszłego roku na węgiel, zlew i na remont po podłączeniu wody z miasteczka, bo wieś doczekała się w końcu wodociągu.
Tą wisienką na torcie jest fakt, że kradzieży musiał dokonać ktoś "lokalny" - nie dość, że wiedział, że pani babcia ma odłożone trochę pieniędzy ze względu na remonty (a fachowców szuka się tam po prostu po mieszkańcach), to jeszcze wyczekał na moment, w którym staruszka wsiadła na rower i pojechała po zakupy.
Rodzina - nieduża, bo to tylko moja znajoma, jej nastoletni brat i ich rodzice - zrobiła zrzutkę, zlew zamontowali, zimą węgiel się kupi. Babcię poratowali, czym mogli, żeby do emerytury miała na jedzenie.
Ludzkie sukinsyństwo, poziom kolejny -_-
Babcia - rocznik 1939, mieszka sama we wsi dość daleko od wszelkiej cywilizacji (do sklepu jakieś 3 km, na pocztę 4, do szpitala 30, w sąsiednim miasteczku od roku jedna filia jakiegoś banku, czynna 3 razy w tygodniu po 4 godziny). Wdowa, odmówiła przeprowadzki do córki lub wnuczki po śmierci męża i ponoć uparta jest jak osioł w tej decyzji. Chałupa - bo dom to to nie jest, jak się patrzy na zdjęcia - wybudowana przez koleżanki pradziadka jeszcze w czasie wojny - drewniana, bez łazienki i ogrzewana kuchnią/piecem kaflowym. Nie jest też tajemnicą, że babci się nie przelewa - żyje skromnie, odkłada emeryturę na zimę na węgiel i dogrzewanie piecykiem.
I tę najbiedniejszą chałupę we wsi wybrali złodzieje. Przewrócili dom do góry nogami, zabrali całe oszczędności (bo nic więcej do ukradzenia po prostu nie było, może poza kilkuletnią lodówką). A tychże było zawrotne 4 tysiące złotych polskich - odkładane od zeszłego roku na węgiel, zlew i na remont po podłączeniu wody z miasteczka, bo wieś doczekała się w końcu wodociągu.
Tą wisienką na torcie jest fakt, że kradzieży musiał dokonać ktoś "lokalny" - nie dość, że wiedział, że pani babcia ma odłożone trochę pieniędzy ze względu na remonty (a fachowców szuka się tam po prostu po mieszkańcach), to jeszcze wyczekał na moment, w którym staruszka wsiadła na rower i pojechała po zakupy.
Rodzina - nieduża, bo to tylko moja znajoma, jej nastoletni brat i ich rodzice - zrobiła zrzutkę, zlew zamontowali, zimą węgiel się kupi. Babcię poratowali, czym mogli, żeby do emerytury miała na jedzenie.
Ludzkie sukinsyństwo, poziom kolejny -_-
wieś
Ocena:
758
(790)
Komentarze