zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Historia sklepowa.
Szedłem sobie przez miasto i poczułem pragnienie. Wstąpiłem do pierwszego napotkanego sklepu. Wybrałem z lodówki puszkę napoju i skierowałem się do kasy.
Sprzedawca podszedł bardzo powolnym krokiem trzymając przy uchu telefon. Mówię do niego "dzień dobry", on nie zareagował. Stoję jeszcze chwilę, on dalej nic. W końcu się wkurzyłem, powiedziałem, co o tym myślę i wyszedłem. On wtedy bardzo się zdziwił, że taki byłem niecierpliwy.
Ja się wcale nie dziwiłem, bo z tym porąbanym mieście takie podejście do klienta jest dość powszechne, ale chyba nigdy tego nie zaakceptuję. 100 metrów dalej dokonałem zakupu w sklepie, którego właścicielka nie gardziła tak bardzo moimi pieniędzmi.
Szedłem sobie przez miasto i poczułem pragnienie. Wstąpiłem do pierwszego napotkanego sklepu. Wybrałem z lodówki puszkę napoju i skierowałem się do kasy.
Sprzedawca podszedł bardzo powolnym krokiem trzymając przy uchu telefon. Mówię do niego "dzień dobry", on nie zareagował. Stoję jeszcze chwilę, on dalej nic. W końcu się wkurzyłem, powiedziałem, co o tym myślę i wyszedłem. On wtedy bardzo się zdziwił, że taki byłem niecierpliwy.
Ja się wcale nie dziwiłem, bo z tym porąbanym mieście takie podejście do klienta jest dość powszechne, ale chyba nigdy tego nie zaakceptuję. 100 metrów dalej dokonałem zakupu w sklepie, którego właścicielka nie gardziła tak bardzo moimi pieniędzmi.
Biznes po brukselsku
Ocena:
2
(40)
Komentarze