Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#67715

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, która dla mnie mogła zakończyć się źle. Nawet bardzo źle. Gdyby nie jeden lekarz, od 22 lat, moja matka byłaby u mnie gościem 1. listopada, na mojej kwaterze.

Rok 1993, zima. Zima, nie to co teraz. Mieszkaliśmy na wsi, bez telefonu i wtedy, bez samochodu. Do mojej mamy przyjechało znajome małżeństwo i moja ciotka, tak, coby posiedzieć. Wszystko szło fajnie, dopóki nie zaczęłam nieco dziwnie się zachowywać. Dziwnie, może to złe określenie. Co zjadłam, natychmiast zwracałam górą, traciłam przytomność a na ciele zaczęły wyskakiwać mi czarne plamki. Ciotka postawiła diagnozę; szkarlatyna. Ale znajomemu nie pasowało że dziecko cały czas nieprzytomne. Jedziemy do szpitala. Na szczęście małżeństwo było zmotoryzowane, więc problemem był tylko silnik który nie chciał zapalić za pierwszym razem.

Dojeżdżamy do jednego szpitala. Lekarz popatrzył i stwierdził że to ospa wietrzna i od tego się nie umiera. Ale wujek nie dawał za wygraną. Jedziemy do drugiego szpitala. Tam, lekarz jak mnie zobaczył, popatrzył na moją matkę i zapytał co ona robiła z dzieckiem, bo przecież została może godzina życia. Matka spojrzała na niego jak na kosmitę. Lekarz wezwał do domu panią od analiz laboratoryjnych, wyszło że przyplątała się do mnie sepsa. Paskudztwo. Przetoczyli krew, zrobili punkcję, na zakaźny pasami do łóżka przywiązali z kroplówką z luminalu.

Matka poszła do innego lekarza, bo tego co mnie przyjmował nie było na dyżurze, zapytać się co z tymi wybroczynami będzie (przy sepsie to obumierająca tkanka, bo sepsa to nic innego jak ogólne zakażenie krwi). Lekarz spojrzał na nią, i mówi lekkim tonem "No wie pani, jak chłopczyk był z sepsą i miał wybroczynę na powiece to mu powieka odpadła". Matce nerwowo oko zadrgało, wyszła, cóż grunt żeby dziecko przeżyło.

Matka przynosiła mi pieluchy tetrowe (w tamtych czasach pampersy nie były aż tak ogólnodostępne a ceny kosmiczne). Pielęgniarka, kiedy ściągała mi z tyłka tą tetrę, nie przeprała jej, nic, strzepnęła powiesiła na ramie łóżeczka żeby wyschła. Ze strzykawkami i igłami też było ciężko, a że moja chrzestna była pielęgniarką w innym szpitalu, załatwiała i przynosiła mamie. Niestety te igły i strzykawki pielęgniarki zawijały, a mnie poczęstowały wirusem. Przez przedsiębiorczość pielęgniarek nabawiłam się WZW C, wątroba powiększona na 9 palców.

O chorobie przypominają mi jedynie dwie blizny pod kolanami. Łaskawie się ze mną obeszła. Ale gdyby nie upór wujka, gdyby mama posłuchała pierwszego lekarza i pojechała ze mną do domu i gdyby nie błyskawiczna reakcja lekarza z drugiego szpitala, nie byłoby mnie dzisiaj.

Medycyna poszła do przodu, ale mentalność niektórych lekarzy pozostała ta sama.

lekarze

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 64 (244)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…