Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#67847

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zdarzenie sprzed prawie 10 lat a jego bohaterami byli kolega, koleżanka i dyrektorka, czyli jak to dobrze mieć "układy".

Pod koniec roku szkolnego w każdej placówce oświatowej pojawia się potwór o nazwie "przydział etatów" (w tłumaczeniu na zrozumiały dla laika język). Ponieważ od kilkunastu lat zauważalny jest niż demograficzny, w szkołach znikają oddziały, klasy, itp. Oznacza to pojawienie się innego potwora, który w teorii nazywa się reorganizacją pracy szkoły a w praktyce oznacza obcinanie etatów, zwolnienia lub rozwiązanie umowy o pracę na czas nieokreślony i zamianę jej na umowę na czas określony*.

Dotknęło to i mojej szkoły. Mamy dwoje nauczycieli jęz. obcego. Oboje mieli po, bodajże, dwie godziny ponadwymiarowe. W nowym roku szkolnym miało zabraknąć jednego oddziału, więc automatycznie, jeden nauczyciel miałby mniej.

W trakcie spotkania Rady Pedagogicznej, dyrektorka przedstawiła sytuację i poprosiła o opinię zainteresowanych.
Uaktywniła się koleżanka z informacją, że ona ma większe potrzeby, bo ma teraz rodzinę.
Dyrektorka przychyliła się do jej zdania mimo, że kolega zaprotestował, wszak on też ma rodzinę.

Jak wyglądała ich sytuacja?
Kolega ma niepracującą żonę (taki region, że pracy dla kobiety pod czterdziestkę nie znajdzie, nawet praca dla sprzątaczki jest przekazywana z matki na córkę) i troje dzieci z których najstarsze właśnie zaczynało edukację w średniej szkole.
Na pomoc rodziców i teściów nie miał co liczyć, bo jedni starsi i schorowani, mający rolniczą emeryturę i pod opieką niepełnosprawnego syna. Drudzy utrzymywali jeszcze dwoje najmłodszych dzieci, gospodarując na kilku hektarach piasku.

Koleżanka ma jedno małe dziecko i pracującego męża. Do tego w domu mieszka babcia z wysoką emeryturą (jakaś sekretarka w urzędzie?), ojciec- funkcjonariusz na emeryturze, który jeszcze kilkanaście lat prowadził za granicą jakąś firmę remontowo-budowlaną i zgromadził niezły kapitał, do tego mama, która pomagała mężowi i co nieco na koncie uskładała.
Na dokładkę dwie siostry, mieszkające od kilkunastu lat w USA i (jak sama koleżanka nie omieszkała się na forum pochwalić) wysyłające jej nowe firmowe ubrania i buty dla dziecka w takiej ilości, że nie tylko nie musi kupować, ale jeszcze sprzedaje nadwyżki.

Patrząc na takie porównanie dochodów obojga zainteresowanych można byłoby się już postukać w głowę i podumać nad pazernością niektórych ludzi.
Tyle, że to nie wszystkie dochody mającej "większe potrzeby" koleżanki.
Ponieważ mieszka na dużej działce, przebudowała i dostosowała do potrzeb budynki gospodarcze i otworzyła lokal gastronomiczno- hotelarsko- bankietowy. Nie jest co prawda jakiś wielki, ale na imprezy typu: komunia, chrzciny, urodziny, jak znalazł.


Czemu więc dyrektorka, znająca przecież doskonale sytuację obojga, nie przyznała tych dodatkowych godzin koledze?
Tutaj mówimy już o takiej dość dziwnej cesze niektórych ludzi. Lubią otaczać się ludźmi sukcesu, mieć znajomości i układy w kręgach biznesu, władz lokalnych i parlamentarnych, duchowieństwa- ogólnie pojętych "elyt" i "celebrity-vip".


*pracuję w takim systemie już od kilkunastu lat- co roku podpisuję umowę na kolejny rok. Ma to ten plus dla dyrektorki, że nie musi mi zapewnić etatu, tylko co roku może mi redukować godziny lub pożegnać się ze mną bez okresu wypowiedzenia, ponoszenia kosztów odprawy, itp. To jest praca w szkole właśnie, im dalej od Warszawy i centrum, tym mniej przypomina to pracę nauczyciela z historii opisywanych w mediach.

szkoła

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (35)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…