Spotkałam dziś znajomego. Ponieważ w dłuuuugiej kolejce do lekarza czas się ciągnął jak asfalt w upale, parę tematów do rozmowy nam się przewinęło.
Znajomy [X] kilka lat temu zajmował się uprawą warzyw z rodziny kapustnych. Z masową uprawą wiąże się konieczność stosowania dość dużej ilości pestycydów, bo wszelkiej maści gąsienice, żuczki, chrabąszcze, motyle pojawiają się w ilościach hurtowych.
Pole kalafiora znajdowało się kilka kilometrów od domu X.
Ponieważ w uprawie pojawiła się groźna śmietka (swoją drogą całkiem sympatyczne nazwy ma większość robali), X zastosował dość silny pestycyd, mający około tygodniowy okres karencji. Kalafior był na tyle mały, że jego zbiór mógł jeszcze poczekać.
Kolejnego dnia X pojechał zobaczyć, czy trucizna zaczęła działać i nie zastał w polu kalafiora. W ciągu nocy ktoś wyciął hektar prawie w pień, bo część roślin nie miała jeszcze róż.
Złodziej nie wyciął tego dla siebie. Nawet przy połowie wielkości róż kalafiora największy żarłok tego nie zje i nie upcha po rodzinie. Z bardzo dużym prawdopodobieństwem kalafior zajechał na okoliczne targowiska i niczego nieświadomi ludzie, zamiast kupować zdrowe warzywo, kupili nafaszerowany trucizną kalafior. Pewnie był tańszy niż w sklepie, a sama pamiętam ceny kapustnych sprzed kilku lat - 4 zł za małą główkę brokułu.
Jedyne, czego jest pewien X to, że kalafior nie trafił do mrożonek. W tym akurat czasie zakład przetwórczy jeszcze nie zajmował się skupem kapustnych (wiązało się to bowiem z jakimś przestawianiem maszyn i taśm, a w tym momencie zakład przerabiał marchew). Do tego zakład pracuje nad swoją marką i każdą partię warzyw, zwłaszcza tych bez kontraktacji najpierw wyrywkowo kontroluje w laboratorium.
Znajomy [X] kilka lat temu zajmował się uprawą warzyw z rodziny kapustnych. Z masową uprawą wiąże się konieczność stosowania dość dużej ilości pestycydów, bo wszelkiej maści gąsienice, żuczki, chrabąszcze, motyle pojawiają się w ilościach hurtowych.
Pole kalafiora znajdowało się kilka kilometrów od domu X.
Ponieważ w uprawie pojawiła się groźna śmietka (swoją drogą całkiem sympatyczne nazwy ma większość robali), X zastosował dość silny pestycyd, mający około tygodniowy okres karencji. Kalafior był na tyle mały, że jego zbiór mógł jeszcze poczekać.
Kolejnego dnia X pojechał zobaczyć, czy trucizna zaczęła działać i nie zastał w polu kalafiora. W ciągu nocy ktoś wyciął hektar prawie w pień, bo część roślin nie miała jeszcze róż.
Złodziej nie wyciął tego dla siebie. Nawet przy połowie wielkości róż kalafiora największy żarłok tego nie zje i nie upcha po rodzinie. Z bardzo dużym prawdopodobieństwem kalafior zajechał na okoliczne targowiska i niczego nieświadomi ludzie, zamiast kupować zdrowe warzywo, kupili nafaszerowany trucizną kalafior. Pewnie był tańszy niż w sklepie, a sama pamiętam ceny kapustnych sprzed kilku lat - 4 zł za małą główkę brokułu.
Jedyne, czego jest pewien X to, że kalafior nie trafił do mrożonek. W tym akurat czasie zakład przetwórczy jeszcze nie zajmował się skupem kapustnych (wiązało się to bowiem z jakimś przestawianiem maszyn i taśm, a w tym momencie zakład przerabiał marchew). Do tego zakład pracuje nad swoją marką i każdą partię warzyw, zwłaszcza tych bez kontraktacji najpierw wyrywkowo kontroluje w laboratorium.
uprawa przemysłowa
Ocena:
463
(495)
Komentarze