Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67975

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiejsze zdarzenie kazało mi się zastanowić komu oni dają w tym kraju uprawnienia do kierowania samochodami oraz, że znajomości czasami nie pomagają.

Wracałem autem z kościoła i właśnie z włączonym kierunkowskazem zajeżdżam na moją posesję gdy jakaś blond lalunia władowała mi się w bagażnik.
Po oględzinach (u mnie zbita lewa tylna lampa i zderzak do wymiany, u niej przedni zderzak, obie przednie lampy (??) i pogięta tablica rejestracyjna), pytam się czy wzywamy policję czy dogadujemy się jakoś. Ona, że policja bo to moja wina(!?). No dobra jak sobie chce.

Po przyjeździe patrolu zwraca się do jednego z policjantów "tatusiu" ("no to jestem w ciemnej d***e" - pomyślałem) i nakreśla jak sytuacja wyglądała według niej. Ja zapytany oczywiście zaprzeczam i mówię, że to ona we mnie wjechała i że za świadków mam chłopaków będących akurat na przystanku niemalże naprzeciw mojego domu. Chłopaki potwierdzili i wtedy z jej samochodu rozległ się płacz dziecka. Mina "tatusia" była trudna do określenia. Gdy podbiegł do samochodu i zajrzał do środka, już łatwiej było ją określić jako "totalny wk*rw". Zaczął drzeć się na nią, że jakim prawem wozi jego wnuki bez pasów i fotelików i do tego próbuje zrobić z niego idiotę przy koledze.

Skończyło się na mandacie za spowodowanie kolizji, brak pasów i fotelików oraz obietnicy, że jeszcze dzisiaj pogada sobie z ojcem dzieci i, że osobiście potnie jej prawo jazdy dla dobra ogółu. Po czym do mnie zwraca się z przeprosinami za synową i zapewnieniami, że jeśli ubezpieczyciel będzie robił problemy, jest gotów sam zapłacić za naprawę.

Mimo absurdu całej tej sytuacji, zastanawia mnie ogrom zniszczeń w jej aucie przy tak minimalnych z mojej strony.

domowy podjazd

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 569 (607)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…