Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#68160

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałabym poznać Wasze opinie na temat pewnej piekielności.
Czyjej? Myślę, że nie mojej...

Kilka miesięcy temu wprowadziłam się do nowego, wynajmowanego mieszkania. Jako osoba niepaląca, w dodatku w ciąży, ucieszyłam się, widząc w gablotce dobitne ogłoszenie - "W związku z ustawą taką a taką, zabrania się palenia w windach, NA BALKONACH i innych miejscach użytku publicznego..." itd.

Gwoli wyjaśnienia - dymu papierosowego nienawidzę od dziecka; do tego dochodzi niewielka reakcja uczuleniowa (katar, łzawienie z oczu, bóle głowy). Oczywiście, kiedy jestem w czyimś towarzystwie i ktoś wyciąga papierosa, nie odwracam się ostentacyjnie i nie robię szopki - dwa bierne wdechy na miesiąc raczej mi nie zaszkodzą :) Poza tym, w takiej sytuacji zawsze można dyskretnie zmienić miejsce, żeby dym nie leciał prosto na mnie.
Myślę, że osoby, mające podobny problem, wiedzą, co mam na myśli.

No, ale do rzeczy.

Od kiedy zaczęły się ciepłe dni - a potem upały - w całym mieszkaniu mam uchylone okna, żeby była chociaż jakakolwiek namiastka przeciągu. Niestety, tym, co budzi mnie co rano, jest... smród. Nie lekki podmuch, nie delikatna woń, ale duszący, paskudny SMRÓD dymu papierosowego...
Wygląda to następująco: leżę w łóżku i zaczynam czuć tytoń. Wstaję, wychodzę na balkon, a tam osoba (prawie za każdym razem inna) właśnie kończy palenie i rozstaje się z petem.
Wniosek? Nie ma sensu zamykać wtedy okien, bo smród i tak tam jest; lepiej zostawić je otwarte i poczekać, aż przeciąg "oczyści" powietrze. Niestety - taka sytuacja powtarza się co najmniej 10 razy dziennie (co najmniej - najczęściej więcej).

Dziś nie wytrzymałam - zauważyłam, że sąsiad pali już trzeciego papierosa, a wiatr znosi wszystko w moją stronę. Kulturalnie proszę o zgaszenie i tłumaczę dlaczego (ciąża, reakcje uczuleniowe). I co słyszę?
- Niech pani pozamyka okna i balkon - i wzruszenie ramion.
(Nie jest to rozwiązanie, co wyjaśniłam powyżej).

Nie chcę opisywać całej rozmowy ze spółdzielnią mieszkaniową, bo wyszłoby za długo, ale wniosek jest jeden - rzecz jasna to ja mam rację, ale jeśli zgłoszę, kto mnie truje (a takich osób jest co najmniej sześć), pracownik administracji przeprowadzi z nimi rozmowę. Niestety, dowiedziałam się także, że nie ma żadnej możliwości, aby moje dane zostały utajnione (kto tylko będzie chciał, ten się dowie, że na niego "doniosłam").
Podsumowując - ja mam rację, ale zgłaszając tego typu sprawę będę bała się wyjść z mieszkania albo (i tu zacytuję pana ze spółdzielni) będę "wyciągać cegłówki z samochodu".

Co mam począć z trucicielami (bo inaczej ich nazwać nie mogę)? Ano, mam zamykać okna (których otwieranie jest zgodne z prawem) po to, aby osoby wokół mnie mogły sobie to prawo łamać.

Nie rozumiem tylko jednego - czy osoby palące nie zdają sobie sprawy, że otoczenie też czuje ten obrzydliwy dym i że jest on dla nich szkodliwy? Nie chodzi mi tu o samych palaczy - ich zdrowie, ich sprawa, w to nie ingeruję. Tylko dlaczego trują się kosztem innych? I nie rozumieją, że ktoś albo nie pali wcale, albo rzucił papierosy nie bez powodu?

Co robić?

Aha - zapewne odezwą się głosy, że jeśli ktoś kupił mieszkanie i za nie płaci, to może robić, co chce. I ma rację - ale przy zamkniętym oknie, nie szkodząc innym.

Co myślicie..?

sąsiedzi

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (39)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…