Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68164

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako nauczyciel/lektor doskonale rozumiem dlaczego wiele koleżanek czy kolegów po fachu jest nielubianych. Zadufanie, wmówienie sobie, że szacunek do mnie należy się z urzędu, pokazywanie wszystkim dookoła, że jak mam kaprys to zrobię ci problem. Doskonale to rozumiem. I dziś właśnie będzie o takiej osobie, która wszystkie najgorsze cechy typowej nauczycielki rozwinęła do maksimum.

Karolina, znajoma z sąsiedztwa, koleżanka po fachu. Pani polonistka w prywatnej szkole katolickiej. Osoba, która nawet jeśli wpadnie na ciebie w sklepie, nie powie ci pierwsza dzień dobry, bo to ona jest w swojej głowie wyżej w jakiejś swojej wyimaginowanej hierarchii.
Przykra sprawa, życie jej się poplątało strasznie, bo owdowiała bardzo młodo, smutna sprawa, do tego przyciąga ona pecha jak magnes.

Jednak dobroć ludzka nie zna granic, pomimo wizji samodzielnie spłacanego kredytu na dom, machina znajomości ruszyła i kredyt po wielu poklepywaniach po plecach, podaniu rąk i spotkaniu ważnych ludzi, udało się umorzyć. Od ludzi, którzy wypruwali sobie żyły żeby do tego doszło wiem, że nie usłyszeli nawet "dziękuję".

Kolejna tragedia, pewnej nocy całe osiedle ratowało dobytek Karoliny, bo zaczęła jej płonąć kotłownia. Sama Karolina dowiedziała się o tym następnego dnia gdyż była na wycieczce feryjnej z klasą. Przyjechała załamana, środek zimy, a tu piec na złom, zapasy miału i drewna poszły z dymem, cała kotłownia do zburzenia. Do tego stwierdzono, że to z jej winy, bo piec zastano otwartym, a sama przyznała się już, że przy piecu trzymała gazety, więc z o ubezpieczeniu mogła zapomnieć. Ale od czego ma się znajomych? Szkoła i wszelkie stowarzyszenia rodzin katolickich i inne, od razu urządziły zbiórkę i zaoferowały pomoc. I tak, nie wydając ani złotówki dziś, rok po pożarze Karolina cieszy się nową kotłownią i nowym piecem. I pamiętam tę budowę. Pani nauczycielka przyjeżdża pod dom, wysiada, panowie budują z jej winy zniszczony wcześniej przybytek, a wielka belfer woła zniecierpliwiona czy ktoś jej zakupy do domu wniesie. Zdarzały się sytuacje, że po prostu ich przeganiała bo "ona ma sprawdziany do sprawdzenia i potrzebuje się skupić".

Kilka dni temu natknąłem się na nią i zagadnąłem o "stuku puku", które słychać z jej domu od kilku dni. Jej odpowiedź była powalająca:
- Robolki znów są u mnie, łazienkę zalazłam, muszą na nowo mi kłaść podłogę, ale już mam dość, bo zaraz rok szkolny, a ja chwili spokoju nie mam.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 309 (395)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…