Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#68169

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Piekielności z poszukiwań mieszkania ciąg dalszy (http://piekielni.pl/67792).

Poprzednią historię wstawiłem 3 tygodnie temu i od tego czasu jeszcze nic nie wynająłem, ale za to znalazłem się w kilku sytuacjach, które może nie były piekielne, ale podnosiły mi ciśnienie (np. mieszkanie "DLA STUDENTÓW", które ostatecznie zostało wynajęte człowiekowi niestudiującemu i niezależnemu finansowo. Ja rozumiem, to właściciela prawo wybrać sobie lokatora/ów według własnego widzimisię, ale jeśli od początku preferował osoby pracujące, to dlaczego robił mi nadzieję? A na tę ofertę zmarnowałem tydzień, bo casting był wieloetapowy.), aż do wczoraj. Można powiedzieć, że podsunięto mi do podpisania cyrograf, oczywiście własną krwią.

Mieszkanie upatrzone, lokalizacja świetna, cena może przyduża, ale postanowiłem się targować, nic tylko dzwonić.
Niepokojąco zaczęło się robić już na etapie umawiania się na oglądanie.
Pierwszy telefon - poniedziałkowe późne popołudnie. Dowiedziałem się, by dzwonić rano, jak pani będzie w agencji. Ok, tak zrobię.
Dzwonię wczoraj o 10, pani tylko skonsultuje się z szefem i za najpóźniej godzinę oddzwoni. Przy okazji zapewniła, że oferta jest aktualna. Dobrze, poczekam, choć zacząłem się zastanawiać, co to za problem umówić mnie na dowolną godzinę. Żadna inna agencja tych problemów nie miała.
Po trzech godzinach znowu dzwonię. Pani skonsultuje się z szefem i za dosłownie 15 min. oddzwoni. Ciśnienie mi skoczyło, no ale ok, dajmy szansę. I faktycznie, po 30 minutach oddzwania do mnie sam szef i mówi, że dzisiaj jeszcze można oglądać popołudniu, ale on za godzinę oddzwoni (argh!) i poda mi konkretną godzinę.
Po dwóch godzinach sam znowu zadzwoniłem (jeśli zastanawiacie się, skąd mój desperacki upór - po prostu terminy mnie gonią i mieszkania potrzebuję na wczoraj a nawet przedwczoraj, dlatego w to brnąłem). Szef powiedział mi, że może mnie umówić między taką a taką godziną, ale za chwilę oddzwoni i poda konkretną godzinę. Po tej rozmowie zostały mi resztki cierpliwości, ale na szczęście tym razem faktycznie oddzwonił i podał konkretną godzinę i miejsce spotkania.

Poszedłem.
Do spotkania na szczęście doszło, mieszkanie zobaczyłem, spodobało mi się, nawet podjąłem się targów i zbiłem cenę do kwoty na której mi zależało i to bez problemów, więc decyzja: biorę.
W tym momencie szef agencji (bo to on pokazywał mieszkanie) zdetonował bombę - umowa z właścicielem miała być "na gębę". Tłumaczenie: bo właściciel jest starej daty (oj bardzo starej) i obawia się, że jeśli podpisze umowę i ja nie będę płacił, to nie będzie mnie mógł z mieszkania usunąć. Gwarancją, że to nie jest żaden szwindel miało być okazanie stosownych dokumentów podczas finalizowania umowy z agencją (dla nieobytych w temacie: normalne agencje w chwili znalezienia lokatora, pobierają od niego prowizję i z tego tytułu podpisuje się umowę o pośrednictwie najmu) Nawet komuś nieprędko myślącemu jak ja w ciągu minuty przez głowę przeleciało milion nieszczęśliwych zakończeń, jakie taki układ mógłby zrodzić (począwszy od niewydania kluczy, wywalenie pod byle pretekstem, skończywszy na nieoddaniu kaucji). Ponadto dowiedziałem się, że właściciel swojego czasu był człowiekiem bardzo znanym i lubianym i choć nie poznałem jego danych osobowych to były mi one zasugerowane, tak że w mig się domyśliłem, o kogo chodzi.
Cóż, odmówiłem.

Na koniec, tak dla porządku: być może właściciel byłby przyzwoitym człowiekiem i nie robiłby mi żadnych problemów, więc mogłem dobrowolnie zrezygnować ze świetnego miejsca, choć nielegalnego. Sęk w tym, że to był jeden jedyny plus pośród morza minusów.

Szukam dalej.

Szukając mieszkania

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (139)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…