Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68274

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku lat, kiedy to, za czasów studenckich, postanowiłam dorabiać sobie jako kasjerka w jednym z hipermarketów.

Piekielności było kilka.

1. Aż do tamtej pory nie wierzyłam w opowieści o kasjerkach, siedzących w miejscu pracy w pampersach. Wysłano mnie na kilkugodzinną praktykę do jednej z pań. Po godzinie kobieta przeprosiła mnie i powiedziała, żebym przeszła na chwilę do kogoś innego, bo ona na kasie jest już ponad 4 godziny i zaraz nie wytrzyma. Poszła błagać o przerwę, wróciła po minucie. Przerwa? Nie ma mowy! Klienci są! Kobieta aż do końca mojej "dniówki" zwijała się z bólu. Co z tego, że otwartych kas było kilkanaście (w tym jakieś pięć pustych).

2. Kwestia przerwy. Trwała ona piętnaście minut i przysługiwała tylko wtedy, kiedy siedziało się w pracy ponad 6 godzin. Inaczej nie było szans. I nie, nie szło się na nią wtedy, kiedy miało się ochotę, tylko wtedy, kiedy na kasę zadzwoniło kierownictwo. Zatem: przychodząc do pracy na 8, o godzinie 8.15 można było dostać telefon "Idziesz na przerwę". I potem siedzieć na kasie bite 7,5h (kasjerki etatowe przychodziły do pracy średnio na 8 godzin). Ja byłam zatrudniona przez agencję pracy tymczasowej, dlatego na przerwę nie poszłam ani razu, ponieważ...

3. ...to kierownictwo decydowało, o której godzinie się schodzi. Przychodziłam do pracy, siadałam za kasą, i po pół godzinie słyszałam, że mogę iść sobie do domu... Ja to jeszcze nic - miałam blisko, więc było mi wszystko jedno. Co jednak z osobami, które dojeżdżały? Niejednokrotnie odsyłano je z kwitkiem, zatem niepotrzebnie wydawały pieniądze na dojazd i traciły czas.

4. Co można było mieć przy sobie na kasie? Długopis, notesik i kalkulator. Oczywiście opieczętowane przez ochronę. I... tyle! Zero wody czy miętówek. Jeśli ktoś przychodził na 2-3 godziny, to dawał radę. Jednak co z kasjerką, która siedziała 8 godzin, z jedną przerwą? Mnie samej trafiła się raz prawie 6-godzinna dniówka, i myślałam, że uschnę z pragnienia, nie mówiąc już o nieprzyjemnym uczuciu w ustach bez żadnego cukierka. Słyszałam o sytuacji, kiedy dziewczyna kasowała swojego chłopaka (przyszedł specjalnie w tym celu), i dał jej łyka kupionej, zapłaconej wody. Dziewczyna wyleciała z pracy w tej samej minucie - z tego co wiem, ucięto jej jeszcze jakieś godziny.

5. Ucinanie godzin. Kasjera obowiązywały określone standardy - miał się przywitać, zapytać o kartę stałego klienta, skasować zakupy, zaprosić ponownie i życzyć miłego dnia. To wszystko oczywiście z uśmiechem. I biada mu jeśli nie uczynił chociaż jednej z tych rzeczy! W razie skargi czy kontroli ucinano godziny - za zapomnienie o jednej (!) z formułek kasjer otrzymywał za karę minus 6 godzin. Czyli, krótko mówiąc, przepracowywał je za darmo.

6. Wszelkie rzeczy osobiste zostawiało się na zapleczu, w szafkach ochrony. Podpisy podpisami, to akurat było ok, nikt obcy nie miał do takiej szafki wstępu. Jednak co mnie ubodło najbardziej - to traktowanie kasjerów jak potencjalnych złodziei. Po skończonej pracy przechodziło się przez specjalną bramkę, następnie trzeba było wyciągnąć na wierzch kieszenie i podnieść nogawki spodni (ochroniarz mógł poprosić także o ściągnięcie butów). Kilka razy byłam w pracy w spodniach bez kieszeni, to ochroniarz tyle razy obchodził mnie dookoła, aż w końcu dotarło do niego, że tych kieszeni rzeczywiście nie mam, i w tyłku też nic nie upchnęłam.
To także było dla mnie dziwne - kasjer w kieszeni nie wyniósłby zbyt wiele towaru. Sprawdzano przede wszystkim pieniądze. No, ale jaki byłby sens ich kradzieży, skoro potem i tak różnica z kasetki zostałaby potrącona z pensji? Według mnie, kompletny brak logiki.

O tym, jak pracownicy traktowali się nawzajem, nawet nie wspomnę. O piekielnych klientach także nie - to materiał na osobną historię.

Dla porównania napiszę tylko o warunkach, w jakich pracuje moja znajoma: supermarket nieco mniejszy, miejscowa sieciówka.
Toaleta? Bez problemu - wystarczy krzyknąć "zaraz wracam", żeby inni popilnowali stanowiska.
Woda? Przy kasie OBOWIĄZKOWA - z przyklejonym paragonem. I mały łyk raz na jakiś czas nie przeszkadza ani kierownictwu, ani klientom, przecież każdy rozumie.
Przerwa? Sprawdza się tylko, ile jest osób na stanowiskach, i można iść.
Posiłek? Bierze się coś ze sklepu, zjada na przerwie, zostawia opakowanie, a po pracy podchodzi do kasy i płaci.

Dla mnie praca w hipermarkecie była tylko zatrudnieniem tymczasowym. Co jednak mają powiedzieć osoby, które nie mają innego wyjścia? Znosić takie nieludzkie warunki? A nie podoba się? Na twoje miejsce jest dwadzieścia innych osób...

hipermarket w mieście wojewódzkim

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 431 (489)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…