Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Różne "wypadki" chodzą po ludziach, ale po dzisiejszych ekscesach pewnej polskiej "damy", zaczynam powoli tracić wiarę w ludzkość. A właściwie to jestem pod wrażeniem "elastyczności" kręgosłupa moralnego u niektórych przedstawicieli naszego gatunku.

Na wstępie przypomnę, że pracuję jako recepcjonistka w biurowcu. Tak się złożyło, że ostatnimi czasy zakres moich kompetencji nieco się poszerzył, w związku z czym od kilku tygodni zostaję oddelegowywana na mniej lub bardziej interesujące szkolenia i kursy odbywające się w różnych miejscach.

Los tak chciał, że dzisiejsze szkolenie odbywało się w biurowcu, w którym aktualnie pracuje moja druga połówka. Męża co prawda nie spotkałam, za to miałam wątpliwą przyjemność spotkać moją koleżankę po fachu (tak swoją drogą bardzo atrakcyjna dziewczyna), również pracującą w tym właśnie budynku, tylko, że na głównej recepcji. Znałyśmy się co prawda z widzenia, ale dopiero teraz koleżanka postanowiła podkręcić nieco naszą znajomość, wdrażając mnie w tajniki biurowych wojaży, czyli: kto, z kim, kiedy itd..

Prawdę powiedziawszy guzik mnie to obchodziło, ale ponoć potrafię słuchać, tak więc ja słuchałam, bo właściwie nie miałam w czasie przerwy nic lepszego do roboty, a ona paplała w najlepsze. No i tak gada i gada, ja już zaczęłam jednym uchem wpuszczać, drugim wypuszczać, aż w końcu w trakcie rozmowy padło.. imię i nazwisko mojego męża. Nazwijmy Go - na potrzeby historii - Piotr IKSIŃSKI.

W tym momencie pokojarzyłam, że faktycznie muszą się widywać kilka razy na dzień, skoro pracują w jednym miejscu i są poniekąd "skazani" na mijanie się na głównej recepcji.
Lampka mi się co prawda zapaliła, ale nie dałam nic po sobie poznać, bo nie ukrywam, ciekawa byłam co też koleżanka ma mi do powiedzenia w tym temacie;)
Postaram się przytoczyć "słowo w słowo" to, co usłyszałam:

"[...]no i jeszcze jest taki jeden, nawet spoko gość z 3. piętra, też Polak, ale nie żeby jakiś playboy.. żonaty jest co prawda, ale co mi tam hihi. No to pomyślałam, że zagadam, może na jaką kawę zaproszę... ze śniadaniem od razu hihihi [tu puściła do mnie oczko]. No ale wiercę mu już dziurę w brzuchu chyba z miesiąc, a ten nic, tylko ciągle powtarza, że ma żonę i nie jest zainteresowany.. gbur jakiś... no więc chyba dam sobie z nudziarzem spokój..."

Uśmiechnęłam się tylko pod nosem, w duchu gratulując sobie dobrego życiowego wyboru, wyciągnęłam do niej rękę i przedstawiłam się raz jeszcze: "BiziBi IKSIŃSKA, miło mi"

"O kur*a, SERIO??? O ja pierd**ę...".
Po czym speszona wstała, wyszła i tyle ją widziałam. Na drugą część szkolenia już nie wróciła. Oj, przyjaciółkami to my raczej nie zostaniemy ;)

praca szkolenia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (240)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…