Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68599

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moi rodzice rozwiedli się prawie 23 lata temu, po niespełna roku pożycia małżeńskiego. Przez 16 lat, nie korciło mnie specjalnie żeby osobnika w postaci ojca poznawać, tym bardziej że on sam takiej chęci nie wykazywał. Jednak w wakacje między gimnazjum a szkołą średnią podkusiło mnie, i pojechałam pod adres, o którym mama dość często mówiła. Ojca tam nie zastałam, gdyż nie wrócił jeszcze z pracy z zza granicy, dziadek w ogóle mnie nie poznał, ale za to babcia popłakała się że najstarsza wnuczka się odnalazła (jakbym kiedykolwiek zaginęła, mieszkałam pół godziny drogi od nich). Cóż, wiadomo jak takie spotkania po latach wyglądają, ja osobiście specjalnych żali do nikogo nie miałam, ot chciałam poznać rodzinę. Trafiłam na ich czas przeprowadzki do innego miasta, więc dostałam zaproszenie na święta Bożego Narodzenia do nowego domu. I tu się zaczyna.

Ojciec potraktował mnie jak upośledzone dziecko, a nie nastolatkę, która potrafi przejechać pociągiem z punktu A do punktu B. Nie, on musiał po mnie przyjechać. Ok, jedziemy. Na miejscu radość, ze spotkania, na tą okazję miała przyjechać z Włoch moja chrzestna, siostra ojca, i jego brat, też z Włoch. No, no spęd rodzinny, poznam w końcu wszystkich. Wszystko przebiegało pomyślnie, dopóki nie nastał dzień przed Wigilią. Jako że miałam krótki, acz namiętny romans ze szkołą gastronomiczną, a i chęci do pichcenia nie brak, chciałam na coś się przydać w kuchni. Więc co rusz pytałam babci czy jej nie pomóc, może warzywa obrać, może coś pokroić, może pozmywać. Wiedziałam że szykowanie kolacji z kilku dań dla 11 osób to trochę harówka, i nie chciałam być bezużyteczna. Po którymś usłyszanym "Idź siądź, odpocznij, ty gościem jesteś", odpuściłam w myśl zasady chcesz pomóc, to nie przeszkadzaj.
O ja głupia, trzeba było tam warować jak pies i na siłę znajdować sobie zajęcie. W wieczór przed Wigilią, przypadkiem usłyszałam jak babcia wyzywa na mnie do ojca, że jestem niewychowana, leniwa bo jej POMÓC NIE CHCIAŁAM, nawet kapusty nie pokroiłam. O nie, tak nie będziemy grać. Zachowywałam się najgrzeczniej jak potrafiłam, biorąc pod uwagę mój nastoletni bunt i lekką burzę hormonów. Ponadto, dowiedziałam się, że skoro matka nie potrafiła mnie wychować, to teraz babcia się tym zajmie. I tu nie wytrzymałam:
[J]: A przepraszam, gdzie był ojciec przez 16 lat mojego życia, czemu on nie chciał mnie wychowywać?
[B]: Jak twoja matka nie pozwoliła ojcu ciebie widywać, to jak miał cię wychowywać?
[J]: Przecież ojciec na sprawie rozwodowej powiedział że nie chce widzeń z dzieckiem, to na siłę miała mnie przez płot przerzucać i uciekać? (To nie są niepotwierdzone informacje, widziałam wyrok rozwodowy rodziców, i tam jest notatka że pozwany nie wyraża chęci widywać dziecka).
Tu wtrąciła się [C]hrzestna
[C]: Mamo, ale ona ma rację, przecież A. nie chciał się z nią widywać.
Zamknęły się jadaczki, jednemu i drugiemu.

Dziadek obraził się na mnie, Bóg jeden wie dlaczego. Wyobraźcie sobie, że jedna osoba składa serdeczne życzenia wszystkim dookoła, dzieli się opłatkiem, obściskuje młodsze wnuki, a do Was przez stół macha ręką mówiąc "Zdrowia". Miałam dość, datę powrotu ustaloną na 04.01, przesunęłam na 26.12.
Z prezentami też był cyrk. Od chrzestnej dostałam buty, polar i mp4, od ojca aparat. Kiedy powiadomiłam ojca, że wyjeżdżam do domu, na dowód pokazując spakowaną walizkę, kazał oddać mi prezenty i iść przeprosić babcię. Fajnie, łezka w oku się zakręciła, nie przez te gadżety, ale przez to, że tak mnie potraktował. Powiedziałam że prezenty oddam, a babci nie przeproszę, bo zwyczajnie nie mam za co.
Kłótnia. Kiedy odkładałam wszystkie "dary", od ojca i od ciotki na swoje miejsce, ta zobaczywszy że oddaję to co mi dała, powiedziała tylko że ona tego z powrotem nie weźmie, bo to prezent w końcu.

Ojciec zachowywał się jak kobieta w czasie miesiączki. Raz wyzywał, żeby później przyjść przepraszać i ze łzami prosić żebym została. Nie miałam zamiaru.
Pomijam fakt, wypominania mi w święta tego, że moja matka bierze na mnie alimenty, a oni biedacy ledwo koniec końcem wiążą (dziadkowie emerytury w sumie 2,5 tys., plus ojciec całą wypłatę oddaje babci, serio nie da się za to wyżyć na normalnym poziomie w 3 osoby?).
Cieszyłam się, kiedy usiadłam w pociągu powrotnym do domu.
A matka mówiła że będę żałować, to jak zwykle ja wiedziałam lepiej.

rodzinne święta

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 453 (533)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…