Nawet nie piekielność, a brak myślenia.
Przychodzę rano do pracy (laboratorium mieszczące się w przychodni), a tu drzwi zamknięte i ogonek ludzi czeka. Co się okazało: w nocy jakiś dowcipniś napakował czegoś w rodzaju kleju do dziurki od klucza i nie można otworzyć przychodni (wszystkie wyjścia były zblokowane).
Cóż robić. Telefon do ślusarza, stanęłyśmy z koleżankami w grupce i czekamy jak wszyscy. Podchodzi do nas jakiś pan "z ulicy", nieznający jeszcze sytuacji i prosi o wydanie wyniku. Tłumaczę, dlaczego nie ma takiej możliwości, a pan dalej naciska: ale ja tylko wynik chciałem odebrać.
No niestety: wyniki są w budynku, a w chwili obecnej nie ma możliwości dostania się do środka. Całą rozmowę pan skwitował pełnym oburzenia: Jak to?! To pani ich nie ma przy sobie?!
Nie, nie mam. Pomijając fakt przemieszczania się z ogromną skrzynią pod pachą, to taka sytuacja oznaczałaby, że wyniki można odbierać jedynie przez 2,5 godz w ciągu dnia, później idę do domu, a wyniki "mam przy sobie".
Chyba by mnie ludzie zagryźli.
Przychodzę rano do pracy (laboratorium mieszczące się w przychodni), a tu drzwi zamknięte i ogonek ludzi czeka. Co się okazało: w nocy jakiś dowcipniś napakował czegoś w rodzaju kleju do dziurki od klucza i nie można otworzyć przychodni (wszystkie wyjścia były zblokowane).
Cóż robić. Telefon do ślusarza, stanęłyśmy z koleżankami w grupce i czekamy jak wszyscy. Podchodzi do nas jakiś pan "z ulicy", nieznający jeszcze sytuacji i prosi o wydanie wyniku. Tłumaczę, dlaczego nie ma takiej możliwości, a pan dalej naciska: ale ja tylko wynik chciałem odebrać.
No niestety: wyniki są w budynku, a w chwili obecnej nie ma możliwości dostania się do środka. Całą rozmowę pan skwitował pełnym oburzenia: Jak to?! To pani ich nie ma przy sobie?!
Nie, nie mam. Pomijając fakt przemieszczania się z ogromną skrzynią pod pachą, to taka sytuacja oznaczałaby, że wyniki można odbierać jedynie przez 2,5 godz w ciągu dnia, później idę do domu, a wyniki "mam przy sobie".
Chyba by mnie ludzie zagryźli.
Ocena:
434
(486)
Komentarze