Opowieść jednego z moich „orłów”.
W połowie lat 80-tych Zenon uczęszczał do dużego technikum rolniczego czy leśnego z internatem położonego w niezbyt dużej miejscowości. Uczniów było podobno więcej niż mieszkańców owej osady. W owym czasie wybory we wsi wygrała nowa pani sołtys. Kobieta niezwykle energiczna, niesamowity społecznik zwłaszcza w dla młodzieży, a jednocześnie mająca na pieńku z komendantem ochotniczej straży pożarnej.
Pani sołtys umyśliła sobie zrobić największą dyskotekę w okolicy, odbierając palmę pierwszeństwa lokalnej remizie strażackiej. Wyszykowała duży nowoczesny lokal, zatrudniła najlepszą kapelę. Na dyskotece pojawiło się kilka pląsających dziewczyn, na placu szwendały się luźne grupki chłopaków. Jednym słowem – totalna klapa!
Dodatkowo komendant dolał oliwy do ognia komentując porażkę na forum publicznym w tonie mocno szowinistycznym.
Ambicja pani sołtys nie pozwalała tak zostawić stanu rzeczy. Zaproszenia na kolejną dyskotekę nagłośniła w promieniu 30 km oferując za friko dodatkowo jedno wino do zakupionych dwóch biletów. Przykładowo wino kosztowało wówczas 5 zł, a bilet 2 zł.
Do kasy imprezy ludzie szli jak w dym! Frekwencja biletowa pobiła wszelkie dotychczasowe rekordy, Żuk sołtysowej musiał jechać dwa razy do miasta powiatowego po zaopatrzenie.
Oddaję głos Zenonowi:
- Kerownik, Ty wiesz, to była najlepsza impreza, gdzie mało kto wchodził na salę. Nikt nie omijał kolejki po bilet, a po zakupie grzecznie ustawiał się ponownie na końcu ogonka. Ja sam kupiłem 17 biletów! To dopiero była dyskoteka!
W połowie lat 80-tych Zenon uczęszczał do dużego technikum rolniczego czy leśnego z internatem położonego w niezbyt dużej miejscowości. Uczniów było podobno więcej niż mieszkańców owej osady. W owym czasie wybory we wsi wygrała nowa pani sołtys. Kobieta niezwykle energiczna, niesamowity społecznik zwłaszcza w dla młodzieży, a jednocześnie mająca na pieńku z komendantem ochotniczej straży pożarnej.
Pani sołtys umyśliła sobie zrobić największą dyskotekę w okolicy, odbierając palmę pierwszeństwa lokalnej remizie strażackiej. Wyszykowała duży nowoczesny lokal, zatrudniła najlepszą kapelę. Na dyskotece pojawiło się kilka pląsających dziewczyn, na placu szwendały się luźne grupki chłopaków. Jednym słowem – totalna klapa!
Dodatkowo komendant dolał oliwy do ognia komentując porażkę na forum publicznym w tonie mocno szowinistycznym.
Ambicja pani sołtys nie pozwalała tak zostawić stanu rzeczy. Zaproszenia na kolejną dyskotekę nagłośniła w promieniu 30 km oferując za friko dodatkowo jedno wino do zakupionych dwóch biletów. Przykładowo wino kosztowało wówczas 5 zł, a bilet 2 zł.
Do kasy imprezy ludzie szli jak w dym! Frekwencja biletowa pobiła wszelkie dotychczasowe rekordy, Żuk sołtysowej musiał jechać dwa razy do miasta powiatowego po zaopatrzenie.
Oddaję głos Zenonowi:
- Kerownik, Ty wiesz, to była najlepsza impreza, gdzie mało kto wchodził na salę. Nikt nie omijał kolejki po bilet, a po zakupie grzecznie ustawiał się ponownie na końcu ogonka. Ja sam kupiłem 17 biletów! To dopiero była dyskoteka!
Ocena:
337
(403)
Komentarze