Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68988

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika laborantki. Kilka sytuacji tylko z dzisiejszego dnia. Który nie był jakiś wyjątkowo tragiczny.

1. Do gabinetu wchodzi facet, poznaję go, wczoraj był na badaniach. Przywitał się i milczy (wg niektórych powinnam być jasnowidzem i wiedzieć po co dany Kowalski się u mnie zjawił, bo jak mogę nie pamiętać, po co on przyszedł, ani jak się nazywa, przecież on u mnie miesiąc temu był). Zagaduję więc:
- Pan po wynik, tak?
- (oburzony ton, w decybelach na granicy krzyku) Wynik?! Chyba trzy!
Chodziło o to, że miał robione trzy badania. Co oczywiście powinnam była wg niego pamiętać. Fajnie, że pilnuje swojego, też jestem tylko człowiekiem, ale halo, w jaki sposób.

2. Starsza pani ze skierowaniem. Niestety w tej chwili jest tak, że ten konkretny lekarz czy przychodnia musi mieć podpisaną umowę z tym konkretnym laboratorium. Lekarz dając skierowanie powinien powiedzieć, gdzie się z tym udać, jeśli nie powie warto zapytać, naprawdę oszczędzi sobie człowiek dużo biegania po mieście.
Pani owa miała skierowanie właśnie do innego laboratorium. Było to wyraźnie napisane, ładnym, dużym, drukowanym pismem, łącznie z nazwą szpitala w którym labo się znajduje. Ja jej przyjąć mimo najszczerszych chęci nie mogę, ponieważ jej lekarz nie podpisał z nami umowy i nie zwróci pieniędzy za wykonanie badań. Tłumaczę to spokojnie, na co pani odpowiada (od dwóch dni szukam logiki w tej wypowiedzi i znaleźć nie mogę), że tak, ona wie, że do mnie przyjść nie może, wie, do którego szpitala powinna iść, wie, gdzie ten szpital się znajduje (10min spacerkiem), ale przyszła do mnie, bo może się uda. Plus na koniec żądanie: Ja nie będę nigdzie szła, proszę mi to zrobić.
Cóż, nie ma sprawy, ale odpłatnie. Ło matko i córko, co się zaczęło. Awantura na sto fajerek.

3. Wchodzi facet, na oko ogarnięty, podaje mi skierowanie, zlecone miał badanie moczu oraz krwi. Proszę, żeby postawił słoiczek na szafce.
- Yyy... Ale ja nie mam? Doktór mi nic nie powiedział, ja nie wiedziałem.
- Dobrze, może pan donieść w innym terminie. A jadł pan coś dzisiaj albo pił?
- Yyy... No tak, a co?
- Lekarz zlecił również badanie krwi na cukier, na to badanie należy przyjść na czczo.
- Ale doktór mi nic nie powiedział, Ja nie wiedziałem, że krew też ma być brana, myślałem, ze tylko do laboratorium mam przyjść.

Czy ktoś mnie może oświecić, co innego robi się w labo?

4. Sytuacja bardzo częsta (w mniej lub bardziej piekielnym wydaniu).
- Dzień dobry, chciałabym wykonać badania.
- Dzień dobry. A jakie?
- Krwi.
- Ale które?
- NO KRWI!
- Rozumiem, ale badań krwi jest wiele. Które konkretnie pani sobie życzy?
- No... No żebym wiedziała.
- A co by pani chciała wiedzieć?
- No czy mam za dużo czy za mało.
- Ale czego?
- Eee... No wszystkiego.
No nie, tak to my nie ujedziemy. Próbuję znaleźć jakiś punkt zaczepienia:
- A na jaką chorobę?
- Nie, ja nie jestem chora, tak tylko chciałam sprawdzić. To niech mi pani po prostu zrobi wszystko i już.

Wszystko. Kiedyś po kilku takich akcjach policzyłam w naszym folderze, ile mamy w ofercie badań wykonywanych z krwi. Ponad 1800, a to na pewno nie wszystko, co wykonać można. W tym wysokospecjalistyczne badania, na ciężkie choroby genetyczne, czy ustalenie ojcostwa.
Oczywiście, najłatwiej byłoby babkę spławić zrobieniem morfologii, ale później są pretensje, że naciągnęłam, albo nie odgadłam jej myśli, bo ona sobie po czasie przypomni o co to jej chodziło, a ja powinnam była to jakimś cudem zgadnąć. Więc niestety, ale jeśli naprawdę nie mogę się z kimś dogadać co konkretnie chce, odsyłam do lekarza. On zna pacjenta, nie ja.

Na koniec dodatek. Miało być tylko o dniu dzisiejszym, ale pisząc ostatnią historyjkę przypomniała mi się scenka sprzed kilku miesięcy. Młoda kobieta mimochodem, przy okazji innych badań zapytała o możliwość oznaczenia grupy krwi, jak wygląda sprawa wykluczenia ojcostwa na tej podstawie, odebrania ojcu praw rodzicielskich itd. Cicha, speszona, szara myszka zahukana. Nadstawiam ucha, jakaś patologia, tatuś pijak-bijak, pomocy szuka, czy jak? Otóż nie. W skrócie dziewczę wiedząc, że dziecko jest tego faceta pytało mnie o możliwość zafałszowania wyniku tak, aby wg badań wyszło, ze dzieciak nie jest jego i mogła mu odebrać prawa, bo ona nie chce go widzieć, ale jednocześnie jak zrobić, żeby on nie mając praw rodzicielskich, musiał płacić na dziecko alimenty.
Widzisz i nie grzmisz.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 322 (386)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…