Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69132

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, od kilku lat pracuję jako ochroniarz. Dzisiaj kolejna piekielna sytuacja z czasów, gdy pracowałem ochraniając jeden ze sklepów dużej sieci dyskontów spożywczych.

Ten konkretnie sklep, na którym wydarzyła się przytaczana przeze mnie historia, znajdował się w jednej z najgorszych dzielnic miasta - mnóstwo tzw "starej patologii", bezdomnych alkoholików z pobliskiego dworca oraz młodocianych dresiarzy.

Na wspomnianym sklepie pracowało nas na zmianie dwóch, ja oraz kolega, na potrzeby historii nazwijmy go Andrzejem. Mieliśmy pozwolenie na pracę "w cywilu", czyli po prostu we własnym ubraniu - złodzieje zazwyczaj nie orientowali się, że obok nich stoi ochroniarz i kradli bezpośrednio przy nas. Nietrudno się domyślić, że mając podgląd z 30 kamer łatwo coś przeoczyć, więc pracownik ochrony, który nie rzucał się w oczy na hali sprzedaży wyłapywał często to, co umykało temu drugiemu na monitoringu.

W któryś weekend obserwowałem sytuację na sklepie poprzez monitoring, kolega Andrzej patrolował halę sprzedaży. Przyszedł do mnie i poprosił, żebym odtworzył nagranie sprzed chwili, ponieważ ma podejrzenie, że pewna para z dzieckiem chce ukraść parę butów.

Jak już wspominałem, sklep ten znajdował się w kiepskiej dzielnicy. Wspomniana para, czyli mężczyzna w wieku około 35-45 lat oraz kobieta w wieku podobnym (aczkolwiek mogli być nieco młodsi - byli tak przepici, że ciężko było określić ich wiek z większą dokładnością). Przyszli na zakupy z około dwuletnim dzieckiem. Wzięli makaron, ketchup, samochód plastikowy dla chłopczyka... Łącznie niecałe 40zł wartości. Przy zabawkowych samochodach były wyłożone buty sportowe za 100zł - kolega zauważył, że kobieta założyła jedną parę, swoje własne buty chowając do plecaka. Kod kreskowy od butów oderwała od kartonu i wzięła ze sobą.

Na taśmę kasową wyłożyli wspomniany makaron, ketchup oraz samochodzik, zaś kod kreskowy od butów kobieta schowała... w opakowaniu od zabawki. Kasjerka nie miała szans na znalezienie go i oczywiście nie nabiła na paragon butów. Zapłacili niecałe 40 złotych i odeszli od kasy.

Razem z kolegą wyszliśmy do nich i poprosiliśmy o udanie się z nami do pomieszczenia z monitoringiem. Odmówili, udając, że nie wiedzą o co chodzi, zaś kobiecie nagle się "przypomniało", że za buty nie zapłaciła. Powiedzieliśmy, że mieli swoją szansę, a teraz prosimy ich o udanie się z nami. Prośba została zignorowana, mężczyzna został z chłopcem, kobieta zaś wróciła do kolejki. Kasjerkę poinformowaliśmy o sytuacji i pouczyliśmy żeby nie liczyła pani za buty, sami zaś wezwaliśmy policję i czekaliśmy.

Kobieta po usłyszeniu odmowy kasjerki, wpadła w szał i próbowała wyjść ze sklepu. Andrzej złapał ją za ramię - i wtedy dopiero się zaczęło. Kobieta zaczęła się wyrywać i szarpać, krzycząc, że kolega ją szarpie - on zaś tylko stał i trzymał ją za ramię. Wtedy mężczyzna, który z nią przyszedł, rzucił się na Andrzeja z łapami. Kobieta się wyrwała, mężczyznę szybko spacyfikowaliśmy we dwóch, a że kawał chłopa był z niego, Andrzej jako silniejszy ode mnie został przytrzymać go na ziemi, ja zaś ruszyłem za kobietą.

Tu sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały - kobieta zdążyła złapać dziecko, które widząc całą scenę popłakało się, i próbowało wyjść ze sklepu. Zastawiłem jej drogę, przecież nie będę się szarpał z kobietą mającą dziecko na rękach. Zaczęła krzyczeć, że ją uderzyłem, że uderzyłem dziecko, byle tylko zwrócić na siebie uwagę (przypominam, że byłem w ubraniu "cywilnym", więc jej próby mogły się dla mnie kiepsko skończyć, gdyby znalazł się jakiś "obrońca uciśnionych"). Ja jednak nadal stałem tylko z szeroko rozłożonymi rękami i blokowałem jej wyjście.

Akurat w tej chwili na miejsce dotarła wezwana wcześniej policja - kobieta w końcu przepchnęła się obok mnie i pobiegła w stronę radiowozu, trzymając dziecko za szyję i dusząc je krzyczała do policjantów, że została napadnięta. Funkcjonariusze z tego patrolu jednak znali mnie już z wcześniejszych wezwań do naszego sklepu i zaprowadzili ją do środka, gdzie zebrali również z ziemi mężczyznę, który z nią przyszedł.

Oboje domagali się ukarania nas za "napaść" aresztowania, odgrażali się sądem, jednak nagranie z monitoringu pokazane funkcjonariuszom policji wyjaśniło wszystko. Państwo zostali również przebadani alkomatem - mężczyzna miał 1.5 promila, kobieta 1.1. Zostali zabrani na komendę, a dziecko przewiezione na izbę dziecka.

Do tej pory nie rozumiem, jakim bydlakiem trzeba być, żeby brać dziecko idąc do sklepu z zamiarem kradzieży, a potem się nim zasłaniać jak tarczą i robić takie sceny... Kiedy następnym razem spotkałem policjantów z tego patrolu, powiedzieli mi, że OPS już wcześniej interesował się tą "rodziną", a po tej sytuacji odebrano im dziecko. I tylko tego dziecka żal...

Ochrona

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 411 (453)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…