Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ochraniacz

Zamieszcza historie od: 13 października 2015 - 22:12
Ostatnio: 8 grudnia 2018 - 14:50
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 1281
  • Komentarzy: 165
  • Punktów za komentarze: 1774
 

#69063

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kilku lat pracuję jako ochroniarz, najpierw bez licencji, teraz jako tzw "kwalifikowany", odpowiednik danej licencji Pracownika Ochrony Fizycznej. Pracowałem ochraniając sklepy, mecze, koncerty i wszelakiej maści imprezy, niemal cały przekrój, do wyboru, do koloru. Jaka ta praca jest, nietrudno się domyślić, piekielności znajdzie się sporo. Dzisiaj historia ze sklepu, na którym pracowałem na samym początku mojej "kariery" w ochronie.

1 września kilka lat temu, początek roku szkolnego, masa dzieciaków z pobliskiego gimnazjum przychodzi na zakupy. Około godziny 10 na sklep wszedł "dresiaczek", lat około 15, biała koszula i spodnie od dresu (!), chód jakby arbuzy nosił pod pachami. Przeszedł się po sklepie, popatrzył po kamerach - oho, myślę sobie, będzie "strzał". Nie pomyliłem się - chłopaczek podszedł do nieczynnej kasy, wziął 11 woreczków gumy do żucia i kilka batonów, po czym wyszedł przez kasę kierując się do wyjścia. Miał pecha, już na niego czekałem.

Młody próbował się wyłgać, że niby po pieniądze do kolegi przed sklepem szedł, próbował się przepchnąć do wyjścia, ale ostatecznie poszedł w miarę grzecznie na zaplecze. Towar wartości ponad 60zł - cóż, 10 złotych bym jeszcze darował, zabrał dzieciakowi towar i puścił, ale przy tej kwocie nie wchodziło to już w grę ze względu na procedury. Telefon na 112, wezwana policja.

Chłopak błagał mnie żebym nie wzywał mundurowych, zaklinał się, że to pierwszy raz, że chciał sprzedać to kolegom w szkole, bo na książki nie ma. Nie podziałało, chociaż zrobiło mi się go trochę żal. Postanowił zmienić taktykę - wyciągnął z kieszeni 50zł (a przed chwilą taki biedny był, całe współczucie momentalnie ze mnie uszło...), proponując mi kasę w zamian za puszczenie go. Gdyby mój śmiech mógł zabijać, chłopak padłby trupem.

Przyjechali mundurowi, protokół przekazania podpisali, wyszli przez zaplecze. Nie wiedzieli, że jest tam kamera monitoringu... Puścili go zaraz po zamknięciu drzwi - bez sprawdzenia danych, bez chociażby pogadanki o możliwych konsekwencjach takich czynów, bez telefonu do rodziców. Taaa...

Chłopak wrócił po kilku minutach, jeszcze "szerszy" w barach, po czym stwierdził, że zostawił odtwarzacz mp3 na zapleczu (nie miał nawet takowego gdy na moją prośbę wyciągnął wszystko co miał w kieszeniach) i mam mu go oddać, bo inaczej zadzwoni po policję i mnie pozwie do sądu, przy okazji wyzywając mnie. Wyśmiałem go i za kołnierz wyprowadziłem ze sklepu.

"Niebiescy" totalnie olali sprawę, a dzieciak tylko utwierdził się w poczuciu całkowitej bezkarności za niewłaściwe czyny. Oby jak najmniej takich policjantów... I takich dzieciaków.

Ochrona

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (185)

#72440

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, jestem pracownikiem ochrony.

Historia anusi1512 przypomniała mi podobne zdarzenie.

http://piekielni.pl/72437#comments

Kiedy pracowałem jeszcze w sklepach, miałem podobną sytuację- kobitka nakładała warzywa do siatek, odwróciła się i odeszła kilka metrów, zapomniała zabrać portfel. Obok stała jakaś babcia, obejrzała się za kobietą, ale zamiast ją zawołać schowała sobie portfel do torebki. To było zanim zacząłem pracę, w tamtym sklepie ochrona zaczynała zmianę dopiero godzinę po otwarciu, więc sytuację znałem tylko z opisu i nagrania, bo kobitka zapłakana poprosiła o sprawdzenie nagrań; miała tam całą swoją wypłatę i nic jej nie zostało na życie (obok było targowisko, pracowała na czarno i wypłatę brała w gotówce), prawie 2000 zł.

Następnego dnia obserwowałem salę sprzedaży za pomocą monitoringu. Moją uwagę zwróciła wspomniana wcześniej babcia- rozpoznałem ją na podstawie nagrania. Zaprosiłem ją do pomieszczenia z monitoringiem i wezwałem policję.

Babcia kłóciła się najpierw, że nic nie brała, nic nie wie, a w ogóle to nie było jej wczoraj u nas na zakupach. Kiedy kierowniczka zmiany dzwoniła po policję, powiedziała, że ochroniarz ujął kobietę, która dzień wcześniej przywłaszczyła sobie portfel 2000 zł w środku, babcia nie wytrzymała- zaczęła się drzeć z całych sił, że "g*wno a nie 2000, tam raptem 1930 zł było!", co oczywiście zostało nagrane przez dyspozytora numeru alarmowego. Na moje pytanie, dlaczego zamiast oddać portfel zwyczajnie go sobie ukradła, butnie odpowiedziała, że "jej nikt nigdy nic nie dał, to sobie sama wzięła".

Zadzwoniliśmy po panią z targowiska, bardzo się ucieszyła- była oczywiście w pracy, więc przyszła do nas. Nie dopuściłem jej oczywiście do staruchy, bo by ją chyba zagryzła. Po przyjeździe policji pojechałem (po poinformowaniu swojego przełożonego) razem z tą panią złożyć zeznania na komendzie. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa oczywiście okradziona pani złożyła.

I tak pani starsza na emeryturę załatwiła sobie wyrok za przywłaszczenie albo kradzież mienia (zależy co jej prokurator przybił).

ochrona

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 338 (344)

#69200

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj historia o moim piekielnym współpracowniku, nazwijmy go Michał.

Michał był... Specyficzny. Taki typowy drobny cwaniaczek, od samego początku za nim nie przepadałem. Co chwilę wychodził na papierosa, zagadywał kasjerki, które go wyśmiewały, bo strugał Casanovę i każdą zapraszał do siebie na "kolację i piwko". Taki typ, co kopulowałby ze wszystkim, co na drzewo nie ucieka...

Michał był bardzo odważny w stosunku do złodziei i agresywnych klientów, których trzeba było wyprowadzać ze sklepu. Oczywiście tylko wtedy, gdy byłem obok. On wdawał się z nimi w pyskówki, a ja musiałem studzić atmosferę albo wyprowadzać delikwentów. Był również baaardzo odważny w stosunku do dzieci.

Ogólnie Michał był paskudnym typem. Jedyną jego zaletą było dobre oko na monitoringu. Sam nie jestem wielki, 175cm wzrostu i 70 kg wagi, ale przy niższym ode mnie o jakieś 10 cm Michale wyglądałem jak Pudzian.

Któregoś wieczoru wypatrzył dwie dziewczyny, około 20-letnie. Obie wzięły sobie po flaszce droższej wódki i zanim do nich dotarliśmy, zdążyły wyjść przed drzwi do sklepu. Jedną Michał zaprowadził z powrotem, druga zaczęła uciekać między bloki - pobiegłem za nią, ale że wolałem nie zarobić w zęby od lokalnej dresiarni (wiedzieli kim jestem i mnie nie lubili, delikatnie rzecz ujmując...) w momencie gdy odrzuciła butelkę na trawnik podniosłem tylko towar i wróciłem na sklep.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem Michała, jak "przytrzymuje" pannę w talii, o ona się do niego mizdrzy. Warknąłem na nich, zaprowadziłem do pomieszczenia z monitoringiem (również monitorowanego), a sam poszedłem na halę sprzedaży sprawdzić cenę towaru.

Po powrocie do pomieszczenia z monitoringem stanąłem jak wryty. Michałek stał oparty o biurko, zadowolony, a panna (o aparycji typowej młodocianej ćpunki) dobierała mu się do spodni... Pogoniłem ich do pomieszczenia obok, przestrzegając go, żeby nie ważył się robić takich numerów, sam zaś wezwałem policję do ujętej dziewczyny - zrobiłem to tak, żeby i ona słyszała - a nuż próbowała go "przekupić" albo on taką formę "łapówki" jej zaproponował..?

Poszli do pomieszczenia socjalnego, tuż obok naszego pokoju z monitoringiem - często kręcili się tam pracownicy sklepu, więc myślałem, że Michałek odpuści... O słodka naiwności.

Kiedy przyjechała policja, wychyliłem głowę przez drzwi i krzyknąłem do Michała, że "niebiescy" już przyjechali. Ten wyskoczył jak oparzony, w biegu zapinając spodnie, a dziewczyna wystawiła tylko głowę przez drzwi ocierając usta...

Gdyby nie obecność policjantów, Michał skończyłby naprawdę kiepsko. Mimo wszystko po zabraniu "panny" przez funkcjonariuszy, dostał ode mnie delikatnie "po buzi". Sprawa rozeszła się po kościach, mimo mojej skargi (niejednej) na niego do koordynatora z naszej firmy... "Bo brakuje ludzi do pracy". Taaa...

Mało piekielne? To jeszcze nie wszystko.

Michałek poleciał z pracy dopiero dwa tygodnie później. Kiedy rozmawiałem z kierownikiem zmiany pracowników sklepu, stojąc z nim przed drzwiami do magazynu, podeszło do mnie dwóch gości. Powiedzieli tylko "no, Michałek, kozakowałeś, to teraz masz...". Nie zdążyłem nawet zareagować, dostałem z główki w nos i było pozamiatane. Pobili mnie, bo wzięli mnie za Michała. A Michałek w tym czasie siedział na monitoringu i udawał, że go nie ma... Gdyby nie kierownik zmiany, skończyłoby się znacznie gorzej niż na złamanym nosie i kilku siniakach.

Policja przyjechała, nagranie po 2 dniach osoba uprawniona z ramienia sieci sklepów, przekazała na komendę. Sprawców nie znaleziono, ale przynajmniej Michałek poleciał z pracy, a w jego miejsce dostałem człowieka bardzo w porządku, Jarka, byłego wojskowego.

Ochrona

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 412 (446)

#69132

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, od kilku lat pracuję jako ochroniarz. Dzisiaj kolejna piekielna sytuacja z czasów, gdy pracowałem ochraniając jeden ze sklepów dużej sieci dyskontów spożywczych.

Ten konkretnie sklep, na którym wydarzyła się przytaczana przeze mnie historia, znajdował się w jednej z najgorszych dzielnic miasta - mnóstwo tzw "starej patologii", bezdomnych alkoholików z pobliskiego dworca oraz młodocianych dresiarzy.

Na wspomnianym sklepie pracowało nas na zmianie dwóch, ja oraz kolega, na potrzeby historii nazwijmy go Andrzejem. Mieliśmy pozwolenie na pracę "w cywilu", czyli po prostu we własnym ubraniu - złodzieje zazwyczaj nie orientowali się, że obok nich stoi ochroniarz i kradli bezpośrednio przy nas. Nietrudno się domyślić, że mając podgląd z 30 kamer łatwo coś przeoczyć, więc pracownik ochrony, który nie rzucał się w oczy na hali sprzedaży wyłapywał często to, co umykało temu drugiemu na monitoringu.

W któryś weekend obserwowałem sytuację na sklepie poprzez monitoring, kolega Andrzej patrolował halę sprzedaży. Przyszedł do mnie i poprosił, żebym odtworzył nagranie sprzed chwili, ponieważ ma podejrzenie, że pewna para z dzieckiem chce ukraść parę butów.

Jak już wspominałem, sklep ten znajdował się w kiepskiej dzielnicy. Wspomniana para, czyli mężczyzna w wieku około 35-45 lat oraz kobieta w wieku podobnym (aczkolwiek mogli być nieco młodsi - byli tak przepici, że ciężko było określić ich wiek z większą dokładnością). Przyszli na zakupy z około dwuletnim dzieckiem. Wzięli makaron, ketchup, samochód plastikowy dla chłopczyka... Łącznie niecałe 40zł wartości. Przy zabawkowych samochodach były wyłożone buty sportowe za 100zł - kolega zauważył, że kobieta założyła jedną parę, swoje własne buty chowając do plecaka. Kod kreskowy od butów oderwała od kartonu i wzięła ze sobą.

Na taśmę kasową wyłożyli wspomniany makaron, ketchup oraz samochodzik, zaś kod kreskowy od butów kobieta schowała... w opakowaniu od zabawki. Kasjerka nie miała szans na znalezienie go i oczywiście nie nabiła na paragon butów. Zapłacili niecałe 40 złotych i odeszli od kasy.

Razem z kolegą wyszliśmy do nich i poprosiliśmy o udanie się z nami do pomieszczenia z monitoringiem. Odmówili, udając, że nie wiedzą o co chodzi, zaś kobiecie nagle się "przypomniało", że za buty nie zapłaciła. Powiedzieliśmy, że mieli swoją szansę, a teraz prosimy ich o udanie się z nami. Prośba została zignorowana, mężczyzna został z chłopcem, kobieta zaś wróciła do kolejki. Kasjerkę poinformowaliśmy o sytuacji i pouczyliśmy żeby nie liczyła pani za buty, sami zaś wezwaliśmy policję i czekaliśmy.

Kobieta po usłyszeniu odmowy kasjerki, wpadła w szał i próbowała wyjść ze sklepu. Andrzej złapał ją za ramię - i wtedy dopiero się zaczęło. Kobieta zaczęła się wyrywać i szarpać, krzycząc, że kolega ją szarpie - on zaś tylko stał i trzymał ją za ramię. Wtedy mężczyzna, który z nią przyszedł, rzucił się na Andrzeja z łapami. Kobieta się wyrwała, mężczyznę szybko spacyfikowaliśmy we dwóch, a że kawał chłopa był z niego, Andrzej jako silniejszy ode mnie został przytrzymać go na ziemi, ja zaś ruszyłem za kobietą.

Tu sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały - kobieta zdążyła złapać dziecko, które widząc całą scenę popłakało się, i próbowało wyjść ze sklepu. Zastawiłem jej drogę, przecież nie będę się szarpał z kobietą mającą dziecko na rękach. Zaczęła krzyczeć, że ją uderzyłem, że uderzyłem dziecko, byle tylko zwrócić na siebie uwagę (przypominam, że byłem w ubraniu "cywilnym", więc jej próby mogły się dla mnie kiepsko skończyć, gdyby znalazł się jakiś "obrońca uciśnionych"). Ja jednak nadal stałem tylko z szeroko rozłożonymi rękami i blokowałem jej wyjście.

Akurat w tej chwili na miejsce dotarła wezwana wcześniej policja - kobieta w końcu przepchnęła się obok mnie i pobiegła w stronę radiowozu, trzymając dziecko za szyję i dusząc je krzyczała do policjantów, że została napadnięta. Funkcjonariusze z tego patrolu jednak znali mnie już z wcześniejszych wezwań do naszego sklepu i zaprowadzili ją do środka, gdzie zebrali również z ziemi mężczyznę, który z nią przyszedł.

Oboje domagali się ukarania nas za "napaść" aresztowania, odgrażali się sądem, jednak nagranie z monitoringu pokazane funkcjonariuszom policji wyjaśniło wszystko. Państwo zostali również przebadani alkomatem - mężczyzna miał 1.5 promila, kobieta 1.1. Zostali zabrani na komendę, a dziecko przewiezione na izbę dziecka.

Do tej pory nie rozumiem, jakim bydlakiem trzeba być, żeby brać dziecko idąc do sklepu z zamiarem kradzieży, a potem się nim zasłaniać jak tarczą i robić takie sceny... Kiedy następnym razem spotkałem policjantów z tego patrolu, powiedzieli mi, że OPS już wcześniej interesował się tą "rodziną", a po tej sytuacji odebrano im dziecko. I tylko tego dziecka żal...

Ochrona

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 411 (453)

1