Pogrzeb.
Przez wieś idzie kondukt żałobny. Ludzi sporo, bo zmarły był lubiany i szanowany.
Najpierw ksiądz, przyjaciele, znajomi i sąsiedzi. Wszyscy chórem odmawiający modlitwy.
Potem trumna, za trumną zapłakana wdowa podtrzymywana przez dorosłe dzieci i inne osoby z najbliższej rodziny.
Gdzieś z boku kroczą typowi panowie spod wiejskiego sklepiku. Milczący, ze schylonymi głowami, ściskający w dłoniach czapki.
A za wdową w kilku małych grupkach idzie reszta rodziny. Przedział wiekowy: 25-40. Wszyscy poważni ludzie. Dojrzali wydawałoby się. Odpowiedzialni. Pożenieni, "dzieciaci", każdy własne mieszkanko, auto, każdy uczciwie pracujący.
No i idą w tym kondukcie, jakieś dwadzieścia metrów za wdową. Pochłonięci rozmową o dzieciach, pracy, remoncie mieszkania, samochodowej usterce. Śmichy-chichy. Jeden nawet przez telefon (!) umawiał się ze znajomym na spotkanie.
Rozumiem, że jak zmarłym jest ktoś z dalszej rodziny i widywało się go raz na dwa lata, to rozpacz nie jest jakaś monstrualna, chociaż człowieka żal. Jestem za tym, żeby nie popadać w przesadną żałobę, lecz wspominać zmarłego z humorem (nawet podczas samej ceremonii pogrzebowej).
Ale nawijanie o głupotach przez całą drogę do cmentarza? Naprawdę trudno pomilczeć przez te dziesięć minut, choćby z samego szacunku do wdowy i innych uczestników?
Co z tymi ludźmi jest nie tak?
Przez wieś idzie kondukt żałobny. Ludzi sporo, bo zmarły był lubiany i szanowany.
Najpierw ksiądz, przyjaciele, znajomi i sąsiedzi. Wszyscy chórem odmawiający modlitwy.
Potem trumna, za trumną zapłakana wdowa podtrzymywana przez dorosłe dzieci i inne osoby z najbliższej rodziny.
Gdzieś z boku kroczą typowi panowie spod wiejskiego sklepiku. Milczący, ze schylonymi głowami, ściskający w dłoniach czapki.
A za wdową w kilku małych grupkach idzie reszta rodziny. Przedział wiekowy: 25-40. Wszyscy poważni ludzie. Dojrzali wydawałoby się. Odpowiedzialni. Pożenieni, "dzieciaci", każdy własne mieszkanko, auto, każdy uczciwie pracujący.
No i idą w tym kondukcie, jakieś dwadzieścia metrów za wdową. Pochłonięci rozmową o dzieciach, pracy, remoncie mieszkania, samochodowej usterce. Śmichy-chichy. Jeden nawet przez telefon (!) umawiał się ze znajomym na spotkanie.
Rozumiem, że jak zmarłym jest ktoś z dalszej rodziny i widywało się go raz na dwa lata, to rozpacz nie jest jakaś monstrualna, chociaż człowieka żal. Jestem za tym, żeby nie popadać w przesadną żałobę, lecz wspominać zmarłego z humorem (nawet podczas samej ceremonii pogrzebowej).
Ale nawijanie o głupotach przez całą drogę do cmentarza? Naprawdę trudno pomilczeć przez te dziesięć minut, choćby z samego szacunku do wdowy i innych uczestników?
Co z tymi ludźmi jest nie tak?
pogrzeb
Ocena:
419
(481)
Komentarze