Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Paper

Zamieszcza historie od: 6 listopada 2015 - 15:22
Ostatnio: 13 lutego 2021 - 15:53
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 951
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 38
 

#87088

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oczami pracownika stacji benzynowej, czyli o tym, jak ludzie lubią utrudniać życie sobie i innym. Dlatego jeśli zależy ci na czasie i chcesz, żeby twoja wizyta na stacji przebiegła szybko, sprawnie i sympatycznie, nie bądź jak oni:

I. Klienci-niemowy.
Ja: Dzień dobry.
K: (cisza)
Ja: Tankowanie, tak? Z jedynki?
K: (cisza)
Ja: To wszystko czy coś jeszcze podać?
K: (cisza!!)
Ja: xx,xx zł - widzę, że pan trzyma kartę, więc nabijam na terminal. Pan płaci bez słowa, wszystko cacy, kładę przed panem paragon. Pan patrzy na mnie wrogo.
K: Ale ja fakturę chciałem...
(Noszzzzz kurr...i kolejka czeka dodatkowe 30 sekund, bo aktualnie nie można "dorobić" faktury do zwykłego paragonu, muszę go wycofać i przeprowadzić całą transakcję od początku.)

II. Klienci nieogarniający rzeczywistości.
K: Dzień dobry, tankowanie.
Ja: Z którego dystrybutora?
K: yyyy...tego...tego tam...(+ nieokreślone machnięcie ręką lub podbródkiem w stronę podjazdu)
Ja: A za jaką kwotę?
K: yyyy...
Ja: To może ile litrów?
K: yyyy....
Ja (no ja pier...): Benzyna, ropa?
(to zwykle wiedzą, ale jak jest kilka tankowań, muszę dopytać): Które auto?
I tu pada legendarne, znane wszystkim pracownikom każdej stacji hasło: To niebieskie.
(A na podjeździe trzy niebieskie auta :D)

III. Klienci niemówiący pełnymi zdaniami.
K: P&Sy proszę.
(Zwykle, gdy ktoś tak mówi, chodzi mu o zwykłe grube P&Sy light "dwudziestki", więc wyciągam rękę po nie i kładę przed panem)
K: Ale czerwone.
(Zabieram te, odkładam, biorę P&Sy Red dwudziestki i kładę na blat)
K: Ale "setki".
(Zabieram, odkładam, kładę właściwe).
K: Ale trzy paczki.
...
(Aaaaa!!!)

Albo inaczej, czyli przeprowadzanie wywiadu:
K: Wódkę poproszę.
Ja: Którą?
K: Kolorową.
Ja: Którą?
K (wystawa przed jego nosem, ale i tak zapyta): A jakie są?
Ja: (wymieniam rodzaje)
K: No to Żołądkową.
Ja: Którą? Rudą, miętową...?
K: Rudą.
Ja: Którą rudą? Setka, dwusetka, pół litra...? (...)
W końcu dochodzimy do finału, ale pan prosi jeszcze papierosy. Dialog jak wyżej. A potem jeszcze prosi o piwo. Wystawka wiadomo, że jest, no ale może ma słaby wzrok, więc wymieniam, co mamy w asortymencie.
K: Piwo xx poproszę.
Ja: Nie mamy takiego.
K: Hmm...xx nie kupię tutaj?
Ja: Nie, nie sprzedajemy xx. Mogę zaproponować coś podobnego, np. yy, zz...
K: A xx w butelce?
Ja: ...
(Wyobraźcie sobie takich pięciu klientów dziennie...)

IV. Stali klienci, którzy dobrze wiedzą, że o godzinie 23:45 stacja zostaje zamknięta, aby pracownicy mogli wykonać tzw. rozliczenie dobowe. Jest to jedyne piętnaście minut w ciągu całej doby, kiedy nie można tankować ani kupować. Ale zawsze przyjdzie ktoś z naszych stałych, kto koniecznie potrzebuje teraz tego głupiego batonika albo jednego piwa, bo inaczej umrze.
I drepta potem taki przed szybą, tam i z powrotem, ja liczę wszystko, sprawdzam liczniki, próbuję przeliczyć gotówkę i czuję wciąż na sobie TEN WZROK. Albo słyszę komentarze.
Drodzy Państwo, naprawdę, to nie jest komfortowe, a raport dobowy trzeba zrobić dobrze.

Podobnie jest zresztą, kiedy przychodzi godzina zmiany. Mam wrażenie, że zjeżdża się wtedy cała okolica, żeby popatrzeć na nas, jak z trudem próbujemy przekazać sobie najważniejsze informacje i przeliczyć kasę. No same znajome twarze, ruch wtedy największy, taka złośliwość losu. Wiem, że nie mogę nikomu wyznaczać godzin, wszyscy mają prawo kupować kiedy i gdzie chcą...ale jeśli przyjeżdżasz na jakąś stację SZEŚĆ razy dziennie (a są tacy ludzie, a to czipsy, a to energetyk, za trzecim razem czteropak, za czwartym zapalniczka), to mógłbyś ten siódmy raz akurat jak się zmieniamy odpuścić i przyjść 10 minut później.

V. Klienci nieczytający...niczego. Żadnych kartek, żadnych ogłoszeń. Pomijam milczeniem święte oburzenie osób, które podjechały do dystrybutora, wysiadły, otworzyły bak, założyły rękawiczki, wzięły pistolet, zaczęły tankować...i po kilkunastu sekundach "tankowania" bez włączonej pompy zorientowały się, że na LICZNIKU wisi DUPNA kartka z napisem "Awaria". Kartka, która zakrywa cały licznik. Kartka, która wisi też z boku dystrybutora...i na filarze przed dystrybutorem.
(Gdyby ci państwo wykonywali wszystko jak głosi instrukcja na dystrybutorze "przed rozpoczęciem tankowania licznik powinien wskazywać zero" i sprawdzili licznik, zauważyliby kartkę...i nie byłoby problemu.)

Ale najbardziej załamują mnie osoby, które nie czytają nawet napisów "ON" czy "PB" na dystrybutorach lub pistoletach. I nie chodzi o ludzi, którzy tankują pierwszy raz w życiu - tym chętnie podpowiadamy, każdy kiedyś miał ten pierwszy raz. Chodzi o cwaniaków, którzy podbijają do mnie z niezachwianą pewnością siebie i rzucają gromkim "Co wy tu diesla nie macie?".
Ja: Mamy.
K: GDZIE?
Ja: Przecież ma pan oznaczony dystrybutor, stoi pan przy nim.
K: Ale to jest eko!
Ja: Jakie eko, gdzie pan widzi, że to eko? Zwykły diesel, przecież jest nalepka ON i na obudowie i na pistolecie. I europejskie oznaczenia też są.
K: A u was to jakoś ch*jowo podpisane macie...
Ja: Aha.

VI. Prawdziwą zmorą ostatnio na moich zmianach są żony. Żony, które mają zapłacić za to, co mąż zatankował. W 90% przypadków nie wiedzą, za jaką kwotę tankuje ani z którego dystrybutora.
Zwykle wygląda to tak, że mąż tankuje, żona podchodzi w tym czasie do mnie.

Wersja pierwsza: Kolejki nie ma, żona podchodzi pierwsza i nic więcej nie kupuje, po prostu zajmuje kolejkę. Mąż jeszcze nie skończył tankować, a za żoną już ustawiają się inni klienci. Zwykle przepraszam panią i zapraszam do kasy kogoś, kto już ma za co zapłacić, bo co robić niepotrzebny zator? A jak mam gorszy dzień, to po prostu patrzę na panią i sobie grupowo czekamy, aż się domyśli :)

Wersja druga: Jestem czymś zajęta, np. wprowadzam towar, robię porządek w dokumentacji, naprawiam coś w komputerze itp., a żona podchodzi do kasy i patrzy mi na ręce. Odrywam się od roboty, bo niekulturalnie tak, żeby klient sam stał, nie mogę jej ignorować, może coś chce kupić jeszcze?
Ja: Tak?
Żona: Tankowanie będzie.
Patrzę na monitoring: mąż jeszcze nie włożył pistoletu do baku nawet.
I tak sobie stoimy i patrzymy na siebie. Z niektórymi można sobie przynajmniej wesoło pogawędzić, a z niektórymi nie...

Wersja trzecia: Na komputerze mam dwa tankowania, nr 5 - zakończone, nr 6 - w trakcie. Na monitoringu dwa auta, dwóch mężczyzn, jedno auto zasłania częściowo drugie oraz obu panów i pistolety. Podchodzi żona. Nie widziałam, z którego auta.
Ż: Za tankowanie chciałam zapłacić.
Ja: (podaję kwotę zakończonego tankowania, czyli nr 5).
Pani patrzy na mnie dziwnie i mówi: Z szóstki!
Ja: W takim razie musimy poczekać, szóstka jeszcze tankuje.
... Żona idzie na podjazd, staje jednak w pewnej odległości od aut i nie widzę, z którym panem rozmawia. Szóstka kończy tankować, pani wraca i płaci (o wiele mniej niż wyniosło tankowanie nr 5), wychodzi, odjeżdżają. Wchodzi drugi pan.
K: Z szóstki poproszę, na fakturę.
(Ha. ha. Jak się domyślacie, pani zapłaciła za cudze tankowanie, a różnicę w kasie musiałam wyrównać z własnej kieszeni, prawie stówka nie moja. Ale tak to jest, jak się człowiek nie upewni sto razy, czy to, co mówi klient pokrywa się z rzeczywistością).

VII. Klienci typu "liczę, że się kasjerka nie połapie".
K: Dzień dobry, poproszę *piwo*, *napój* i *fajki*.
Ja: Coś jeszcze?
K: Może *gumy*.
Ja: To wszystko?
K: Tak.
Ja: 35,49 zł.
Klient zupełnie kwotą niezdziwiony zaczyna wyciągać pieniądze, ale widzę, że na komputerze wisi mi jedno tankowanie.
Ja: A ta benzyna z jedynki to nie pana?
Klient: A tak, tak, moja.
Ja: W takim razie 195, 49 zł.
(Nie wiem, czy to próba oszustwa/kradzieży, czy zwykłe gapiostwo, jednak zdąża się często. Nawet grupy przedszkolaków nie trzeba tak pilnować jak dorosłych klientów stacji benzynowej...)

Bonus na koniec. Klient z siatką pustych butelkowych Lechów.
K: Dzień dobry. Przyniosłem butelki na wymianę.
Ja: Nie wymieniamy butelek.
K: ALE JA TU ZAWSZE WYMIENIAM.
Ja: :D Panie, my nie mamy nawet Lecha w butelce w sprzedaży.

Stacja paliw

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (215)

#69710

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tęsknię za czasami, gdzie pewne tematy były tematami tabu.

McDonald's w jednym z większych polskich miast. Godziny popołudniowe, więc ludzi trochę, ale bez większych tłumów. Stoliki na zewnątrz w większości zajęte przez rodziny z dziećmi, gimnazjalistów itd. Sielanka.

Przy środkowym stoliku siedział student z dwoma koleżankami.
Student bardzo głośny i bardzo wyluzowany (widać taki typ, co to zawsze lubi być w centrum zainteresowania).

Koleżanki zachowywały się cicho i spokojnie, więc ich wypowiedzi nie było słychać (ojeju, to da się tak rozmawiać?), dlatego trudno ocenić, czy były zażenowane, czy raczej zachwycone jego opowieściami.

A opowieści miał naprawdę... WOW!
Bo opowiadał o własnych przygodach erotycznych. (historie w stylu: nikogo nie było, no to bierę i ją zaczynam posuwać, tak i siak, i z tej strony, i z tamtej, aż tu się zaczęli schodzić ci moi współlokatorzy, jeden, drugi, trzeci, i wszyscy przełażą przez ten mój pokój przechodni, no ale co se będę przerywał nie hehehe, niech się patrzą i uczą hehehehe...) Ogółem poziom obleśności średni - jakby opowiadał to na domówce, to po jakiejś dawce alkoholu byłoby nawet śmieszne.

Oczywiście po każdej takiej historii nie zapominał wspomnieć, jak ocenia łóżkowe zdolności dziewczyny w skali 1-10, argumentując to odpowiednio. Poziom obleśności maksymalny.

W międzyczasie rzucił jeszcze kilka uroczych dowcipów typu "Po co kobiecie czoło? Żeby było ją gdzie pocałować po lodziku hehehe". Poziom oble...och, no cóż, koleżanki się śmiały, więc dowcip musiał być niezły, nie?

Cóż. No musiał się chłopak wygadać. Dziewczynom przy jego stoliku gratuluję udanego kolegi. Dżentelmen.

P.S. Nikt mu nie zwrócił uwagi, wiem, a wypadałoby. Ale co powiedzieć? "Daj mi namiary na ludzi, którzy wykreowali tak wspaniałego człowieka?". Przecież "Prosimy ciszej" nic by nie zdziałało.

rozmowy_w_miejscach_publicznych

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (336)

#69485

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pogrzeb.
Przez wieś idzie kondukt żałobny. Ludzi sporo, bo zmarły był lubiany i szanowany.

Najpierw ksiądz, przyjaciele, znajomi i sąsiedzi. Wszyscy chórem odmawiający modlitwy.

Potem trumna, za trumną zapłakana wdowa podtrzymywana przez dorosłe dzieci i inne osoby z najbliższej rodziny.

Gdzieś z boku kroczą typowi panowie spod wiejskiego sklepiku. Milczący, ze schylonymi głowami, ściskający w dłoniach czapki.

A za wdową w kilku małych grupkach idzie reszta rodziny. Przedział wiekowy: 25-40. Wszyscy poważni ludzie. Dojrzali wydawałoby się. Odpowiedzialni. Pożenieni, "dzieciaci", każdy własne mieszkanko, auto, każdy uczciwie pracujący.

No i idą w tym kondukcie, jakieś dwadzieścia metrów za wdową. Pochłonięci rozmową o dzieciach, pracy, remoncie mieszkania, samochodowej usterce. Śmichy-chichy. Jeden nawet przez telefon (!) umawiał się ze znajomym na spotkanie.

Rozumiem, że jak zmarłym jest ktoś z dalszej rodziny i widywało się go raz na dwa lata, to rozpacz nie jest jakaś monstrualna, chociaż człowieka żal. Jestem za tym, żeby nie popadać w przesadną żałobę, lecz wspominać zmarłego z humorem (nawet podczas samej ceremonii pogrzebowej).

Ale nawijanie o głupotach przez całą drogę do cmentarza? Naprawdę trudno pomilczeć przez te dziesięć minut, choćby z samego szacunku do wdowy i innych uczestników?

Co z tymi ludźmi jest nie tak?

pogrzeb

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 419 (481)

1