Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#69568

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia która zdarzyła się mojej siostrze. Będzie dość długa i nużąca, ostrzegam.


Siostra jest od dwóch miesięcy fryzjerką. Szkołę skończyła, egzaminy zdane, pora realizować marzenia. Marzeniem jej zaś był wyjazd za granicę. Jako iż dobrze zna angielski, a w dodatku mieszka tam jej dobra znajoma, zdecydowała się na wyjazd do Wielkiej Brytanii, aby tam zdobywać dalsze doświadczenie w zawodzie.

Tak się akurat składało, że kobieta u której siostra robiła praktyki, organizowała wyjazd do zaprzyjaźnionego zakładu w Londynie. Celem było właśnie zdobycie przez jej praktykantki doświadczenia.

Warunki dosyć dobre, bo mieszkanie i wyżywienie opłacane z góry przez właściciela zakładu w Londynie, co tydzień 300 funtów do ręki, po prostu cud, miód, malina.

Siostra zgadała się więc z koleżanką z którą odbywała praktyki, i zdecydowały się na wyjazd. Trochę kasy uzbierały, bilety opłacone, a więc jazda.

Pierwszy zgrzyt nastąpił po wylądowaniu. Otóż, z racji tego że nie mogły sobie pozwolić na przewóz wszystkich rzeczy w samolocie, wysłały je do Wielkiej Brytanii w paczce. Tu trochę ich wina, bo poleciały w piątek, a nie pomyślały że przez weekend paczka wysłana nie zostanie. W kieszeni po 50 funtów, w bagażu podręcznym podstawowe środki higieny osobistej + bielizna i ciuchy na 3 dni. No dobra. Jakoś dały radę, prowiant miały zapewniony, więc oszczędzając jakoś dotrwały do następnej środy, czyli do przybycia paczki. Tyle jeśli chodzi o podróż.

Teraz pora na opisanie tego, co działo się na miejscu. Praca ciężka, to trzeba przyznać. Szef był, jak się okazało, Pakistańcem, który wymagał od dziewczyn spódniczek do połowy ud, ostrego makijażu + dekoltu do pępka (przypominam - zakład fryzjerski, nie burdel).
Inną piekielnością był fakt, iż fryzjerstwem dziewczyny się tam właściwie nie zajmowały. "Kierownik" bowiem stwierdził, iż po 4 latach nauki w zawodzie (tak, 4 latach) nie umieją nawet 10% tego co potrafi on, i on im nożyczek do rąk nie da. Co więcej, z racji tego że są kobietami, które (co według pakistańca było oczywiste) "uczą się wolniej", stwierdził że się będą u niego uczyły zawodu przez następne sześć miesięcy (tak, PÓŁ ROKU!) zanim zacznie im płacić, bo to z jego strony łaska, że on im się w ogóle pozwala uczyć w JEGO zakładzie. Już sam fakt, że im opłaca mieszkanie i wyżywienie, to z jego strony wielka łaska.

Cóż, dziewczyny aż tak głupie nie są, za darmo pracować nie będą, więc stwierdziły że wracają do Polski. Najpierw jednak szybki telefon do Szefowej która ich tam wysłała, i wyjaśnienie o co chodzi. A no chodzi o to, według szefowej, że ona tam nie ustala warunków, i że muszą się z Pakistańcem dogadać same.

No i tu pojawia się kolejny problem. Kasy zero, bilet do Polski więc nieosiągalny. Telefon do Mamy. To, co moja rodzicielka przeżyła i jak się z szefową siostry pożarła, to jest temat na inną historię. Ważne, że zdołała jakoś załatwić im bilety, poprzez zapożyczenie się u sąsiadów. Ok, bilety powrotne zarezerwowane, teraz trzeba się dostać na lotnisko. Znowu problem braku pieniędzy. Dziewczyny nie miały grosza przy duszy, nawet na taksówkę. Pakistaniec, w akcie ostatecznej łaski, z marudzeniem, zawiózł je na lotnisko.

I teraz pora na piekielność z drugiej strony barykady. Mianowicie:
Odbierałem siostrę z lotniska. Jakiego obrazu się spodziewałem, po telefonach z błaganiami o zabranie ich z powrotem?
Nie takiego, jaki mnie zastał, czyli siostruni w skowronkach, uśmiechniętej i roześmianej. No dobra, pierwszy szok minął, pytam co u niej ("wszystko świetnie") i odwożę młodą na pociąg do domu. Tu nastąpiłby koniec historii. Ale nie.

Siostra znalazła pracę w rodzinnym mieście, sąsiadów już spłaciła, więc co jeszcze mogę mieć do powiedzenia, zapytacie?

Otóż siostra ma nowy plan. Mianowicie wyjazd do Holandii. Do kraju, o którym wie tylko tyle, gdzie leży, a wie dlatego, bo mieszka tam jej chłopak. Z którym widziała się 2 razy, nie licząc rozmów na Skype.
Do kraju, w którego języku nie zna ani jednego słowa. Co ma zamiar tam robić? "Nie wiem jeszcze, ale jadę" - taka jest jej odpowiedź na to pytanie, pomijając oczywiście wrzaski w stylu "Czemu chcecie mi zniszczyć życie!?" i "Nie rozumiecie naszej miłości!".

Matka jest załamana, ale zadeklarowała, że jeżeli (tfu!) przydarzy się analogiczna sytuacja co poprzednio, nie kiwnie palcem by siostrę z kłopotów wyciągnąć. W końcu, jak sama siostra stwierdziła "Jestem już dorosła!"

PS: Była szefowa siostry chce się procesować, bo, jak stwierdziła "jej uczucia zostały urażone". Aha.

siostra praca za granicą i pakistaniec

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (44)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…