Jakiś obrazek w internecie przypomniał mi sytuację z dzieciństwa. Chyba 4 klasa szkoły podstawowej, jeśli zajęcia wf miały być na dworze, korzystaliśmy z boiska innej szkoły, na które trzeba było kawałek dojść.
Na jednej z takich lekcji koleżanka nadepnęła na kawałek szkła, które przebiło niezbyt widać grubą podeszwę buta i wbiło się jej w stopę. Dziewczyna siedzi i płacze, my poszłyśmy poinformować nauczyciela (akurat był przy innej grupce, zajęcia w rodzaju: macie skakanki, piłki, kometkę, dzielcie się i bawcie). Po kilkunastu latach dialogu słowo w słowo nie powtórzę, ale sens zachowany:
- Niech idzie do pielęgniarki.
- Ale ona nie może, to szkło wystaje, jak nadepnie to się bardziej wbije.
- To ją zanieście.
Tak. Dwie 10-11 letnie dziewczynki niosły koleżankę kilkaset metrów przez miasto. Same, bez opieki.
Na jednej z takich lekcji koleżanka nadepnęła na kawałek szkła, które przebiło niezbyt widać grubą podeszwę buta i wbiło się jej w stopę. Dziewczyna siedzi i płacze, my poszłyśmy poinformować nauczyciela (akurat był przy innej grupce, zajęcia w rodzaju: macie skakanki, piłki, kometkę, dzielcie się i bawcie). Po kilkunastu latach dialogu słowo w słowo nie powtórzę, ale sens zachowany:
- Niech idzie do pielęgniarki.
- Ale ona nie może, to szkło wystaje, jak nadepnie to się bardziej wbije.
- To ją zanieście.
Tak. Dwie 10-11 letnie dziewczynki niosły koleżankę kilkaset metrów przez miasto. Same, bez opieki.
Ocena:
295
(427)
Komentarze