Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69686

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Frankensteina: http://piekielni.pl/69683 przypomniała mi perypetie mojej rodzicielki, gdy lat temu kilka, chorowała na białaczkę.

Rozwodzić się nie będę nad ponurymi aspektami choroby i leczenia, co przechodzi osoba chora chyba każdy wie, przejdę więc od razu do sedna, czyli do rodzinki.
Piekielnej rodzinki od strony mamy w składzie: Brat, ojciec, siostra i siostrzenica.

Mieszkamy jakieś 80km od Gdańska, więc gdy mama zachorowała, to właśnie do tego miasta została wysłana na leczenie. Mój ojciec przejął się straszliwie i, co tu dużo mówić, spisał się na medal. Co weekend spędzał w pociągu po 1,5 godziny w jedną stronę, aby tylko dodać chorej otuchy. Ja z siostrą jeździliśmy również w miarę możliwości, z reguły co 2-3 tygodnie. A reszta rodzinki?

Przez prawie rok nieustannego leżenia w szpitalu, rodzinka w wyżej wymienionym składzie, nie odwiedziła jej ani razu. Zero jakiegokolwiek kontaktu, oczywiście poza sporadycznym telefonem.
Powód? "Oni nie chcą się zarazić jakimś świństwem" - takie tłumaczenie usłyszeliśmy. Przykrość to łagodne określenie tego, co moja rodzicielka odczuwała.

A mi nasuwają się dwa pytania: Jak bezdusznym człowiekiem trzeba być, aby własnej córki nie odwiedzić w tak ciężkiej chorobie, i co trzeba mieć we łbie aby myśleć, że białaczka przenosi się poprzez przebywanie z chorym w jednym pomieszczeniu?

Chłopska mentalność, czy zwyczajne zbydlęcenie?

rodzinka ach

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 236 (330)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…