Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#69810

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka lat temu, miałam chłopaka. Nic nadzwyczajnego. Chłopak jak to chłopak.
Pewnego dnia, mieliśmy "wolne" od siebie, bo ja byłam pochłonięta malowaniem pokoju. Mój C, rzadko do mnie przyjeżdżał, więc zdziwiło mnie, kiedy zadzwonił i smętnym głosem powiedział że niedługo przyjedzie bo musimy porozmawiać. Nosz kurczaczek, zerwać chce jak nic. Tragedia.
Kiedy przyjechał, poprosił mnie o rozmowę w 4 oczy, więc mama wysłała nas po coś do sklepu. Po drodze mój C, sprzedał mi fantastyczną informację, mianowicie podejrzewał na 99%, że jest chory na HIV. Czarno mi się przed oczami zrobiło, bo jak on, to ja też. Humor jakoś mnie opuścił, było nie było, dla 17-latki wizja życia z HIV to jak wyrok śmierci. Cóż, postanowiliśmy zrobić badania na nosicielstwo. Oczywiście od razu padła decyzja że się wyprowadzimy z domu, żeby nie narażać rodziców itp. Jednak nie było to konieczne. Na badania pierwszy pojechał mój C, wynik oczywiście negatywny. Więc ja już odpuściłam badanie siebie.
Jak do tego doszło? Otóż mój fantastyczny C, zaczął mieć objawy typowo przeziębieniowe. Zamiast iść do normalnego lekarza, postanowił iść do dr. Google po poradę. I ten doktor, po wpisaniu objawów wydał wyrok :) Po wizycie u normalnego lekarza, okazało się że to angina czy coś w tym rodzaju.
Zjechałam go równo, że nie życzę sobie takich akcji, a następnym razem jak w Googlach wyjdzie mu syfilis czy inne paskudztwo, to najpierw do prawdziwego lekarza, a kiedy lekarz potwierdzi diagnozę może siać panikę.
Nie wiem, dlaczego niektórzy, zamiast iść do przychodni kiedy zaczyna się coś dziać, wolą wpisać w Google objawy.
Wyjdzie że mają raka, i od razu polecą trumnę kupić.

dr. Google

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (32)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…